Czekając, aż Marcin i Kostek wpadną do mnie, rozpaliłem ognisko i ruszyłem do lasu na grzyby, by zobaczyć, czy w sprawdzonych przeze mnie miejscach jest jeszcze co zbierać. Obiecałem chłopakom, że pokażę im, gdzie rosną najdorodniejsze kurki, gdzie trafią na olbrzymie maślaki i borowiki, a gdzie będą mogli znaleźć przepyszne prawdziwki. Nie chciałem przed nimi źle wypaść. Wprawdzie starałem się być ostrożny, żeby im tego nie pokazać, ale bardzo zależało mi na ich znajomości. Dlatego musiałem mieć wszystko pod kontrolą.
Gdy tylko przekonałem się, że wszystko jest na swoim miejscu i możemy liczyć na całkiem dobre zbiory, wróciłem do swojego domku, żeby upiec dla nas trochę kartofli w ognisku. Obiecałem to chłopakom, zresztą sam byłem już potwornie głodny i na myśl o cieplutkich ziemniaczkach kiszki zaczęły mi grać marsza.
Kiedy stanąłem przy ognisku, mój entuzjazm mocno opadł, a apetyt niespodziewanie minął. Zobaczyłem, że kłódka w drzwiach do mojej chatki była wyrwana razem ze skoblem, a drzwi uchylone. Wszedłem do środka i to, co tam zobaczyłem, wywołało we mnie głuchą rozpacz. Nie jestem typem mazgaja, staram się być silny, ale gdy przywitał mnie widok pustej ściany, bez zawieszonego na niej plecaka, w którym znajdował się cały mój dobytek: ubrania, półbuty i zaoszczędzone pieniądze, wybuchnąłem płaczem. Złodziej był do tego stopnia bezczelny, że zabrał nawet koc, którym przykryłem igliwie, zastępujące mi materac do spania. Bezsilny usiadłem przy ognisku, które zaczęło wygasać. Nie miałem siły, żeby do niego podłożyć, zresztą odechciało mi się jeść i zupełnie przeszła mi ochota na wypad z chłopakami do lasu. W tym momencie byłbym szczęśliwy, gdyby w ogóle nie przyszli.
Ale przyszli. Już z daleka było słychać ich głosy pełne zapału. Gdy mnie zobaczyli, ich entuzjazm trochę zmalał. Pewnie od razu zorientowali się, że coś jest nie tak, patrząc na moją zapłakaną twarz. Starałem się przed nimi skryć emocje, nie płakałem, ale też nie było sensu ukrywać prawdy. Powiedziałem sucho o tym, że zostałem okradziony, że wszystkie moje plany spełzły na niczym. Chyba zdradziłem im jednak zbyt wiele, gdyż zaczęli zadawać pytania, których wolałem uniknąć. Nie chciałem, żeby wiedzieli, skąd jestem, ale od razu się domyślili, że uciekłem z domu dziecka. Próbowali wykazać się empatią, ale im nie wychodziło. Zupełnie nie rozumieli, dlaczego to zrobiłem. Przecież wcale nie chodziło o to, że żyłem tam w okropnych warunkach. Miałem tam wszystko, czego potrzeba do normalnego funkcjonowania: jedzenie, ubranie, dach nad głową. Nie miałem tylko niczego, co byłoby wyłącznie moje, bo wszystko w domu dziecka było wspólne. Teraz mogłem zapomnieć nawet o moim własnym psie, którego chciałem tu przyprowadzić. Nie miałem pojęcia, co dalej ze mną będzie, kiedy zostałem bez niczego. Przecież nie mogłem się cofnąć i wrócić do domu dziecka. To byłaby moja osobista porażka.
Marcin z Kostkiem, pomimo tego że nie mogli wiedzieć, co czuję, bardzo starali się mi pomóc. Zaproponowali, że przenocują mnie u siebie, w namiocie przed domem. Nie bardzo chciałem się zgodzić ze względu na dziadka Marcina, gdyż byłem pewien, że zacznie zadawać niewygodne pytania. Koledzy przekonali mnie jednak, że nie należy on do osób zbyt dociekliwych i że jeśli tylko nie będę chciał, nie będę musiał zdradzać mu, że uciekłem z domu dziecka. Przy czym od razu uprzedzili mnie, że dziadek nie znosi kłamstw i lepiej żebym nie powiedział nic, niż powiedział nieprawdę.
Dziadek okazał się być rzeczywiście bardzo miłym starszym panem. Gdy tylko Marcin z Kostkiem opowiedzieli mu o tym, że zostałem okradziony, nie było wątpliwości, że mogę u ich zostać, a jedynym pytaniem, jakie zadał pan Dziewałtowski, było: czy jadłem obiad? Zupełnie mnie tym zaskoczył. Oczywiście, że nie jadłem. Od rana nie miałem nic w ustach. Nie chciałem jednak robić kłopotów dziadkowi, i tak było mu już głupio, że muszę spać pod jego dachem, więc powiedziałem, że wcale nie jestem głodny. Kostek jednak, nie pytając o nic, od razu wpadł do kuchni i zaczął podgrzewać dla mnie zupę. Starałem się zapanować nad własnym apetytem, żeby nie wyjść na łakomczucha, jednak byłem tak głodny, że w momencie pochłonąłem wszystko, co tylko pojawiło się na stole.
Trochę dziwnie się czułem w tym domu pełnym rodzinnego ciepła, zupełnie obcy i niepotrzebny, pomimo tego, że wszyscy byli dla mnie serdeczni. Starałem się nie przeszkadzać, próbowałem trochę pomóc w domowych obowiązkach, które należały do Marcina i Kostka. Sam szukałem sobie zajęcia, żeby tylko nikomu nie robić kłopotu.
Kiedy chłopacy poszli na przystanek, żeby spotkać się z Nemkiem, dziadek podszedł do mnie i zapytał wprost, czy to ja jestem Albinem Wolińskim, którego poszukuje przez radio dom dziecka. Pytanie to zupełnie mnie zamurowało, ale wiedziałem, że kłamstwa tutaj na nic się zdadzą. Potwierdziłem. Dziadek powiedział, że jak na razie mogę u niego zostać, ale będzie musiał koniecznie napisać list do domu dziecka w mojej sprawie. Następnie czując, że robi się coraz chłodniej, dał mi nieco znoszony, ale bardzo ciepły sweter i zaproponował, żebym jednak spał w domu, nie w namiocie. Bardzo polubiłem pana Dziewałtowskiego. Był człowiekiem niezwykle rzeczowym, ale też bardzo troskliwym i czułym. Miałem dziwne przeczucie, że przy nim nic złego mi nie grozi, a już na pewno nie powrót do domu dziecka. Ten mądry człowiek na pewno znajdzie dla mnie jakieś lepsze rozwiązanie.
Mimo nalegań ze strony dziadka i kolegów, abym został na noc w domu, zdecydowałem, że będę spał w namiocie. Zaprzyjaźniłem się dzięki temu z psem, Bobikiem. Jego obecność nieco poprawiła mi humor i pocieszyła po utracie nadziei na swojego własnego psa. Następnego dnia, skoro świt, wstałem i zabrałem się do pracy. Po burzy trzeba było koniecznie uporządkować ogród. Wyszedłem też do lasu, żeby nazbierać trochę grzybów.
Od tej pory codziennie starałem się ciężko pracować, żeby ulżyć panu Dziewałtowskiemu, który był już w podeszłym wieku i potrzebował pomocy w pracach domowych oraz porządkach w ogrodzie. Chętnie to robiłem, gdyż chciałem mu się odwdzięczyć za okazaną pomoc. Dobre intencje dziadka w końcu jednak przerosły moje oczekiwania, gdy okazało się, że chce zatrzymać mnie przy sobie. Kilka listów do domu dziecka, które w międzyczasie wysłał, służyło dopełnieniu formalności w związku z moją oficjalną przeprowadzką do jego domu. Byłem zachwycony. Po wspaniałych wakacjach, które właśnie dobiegały końca, mogłem udać się do szkoły ze świadomością, że w końcu mam swój dom, własnego dziadka i psa Bobika.
Definicja i wyznaczniki gatunku Psalm to utwór o wymiarze religijnym który ma charakter modlitwy. Biblia jest źródłem wielu psalmów które...
„Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego można określić mianem powieści dokumentarnej. Utwór ten należy do literatury faktu każde przedstawione...
Jednym z najważniejszych zagadnień pojawiających się w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza jest forma. Pod pojęciem tym skrywają się schematy działania i postawy...
Akcja „Potopu” Henryka Sienkiewicza rozgrywa się w okresie szwedzkiego najazdu na Rzeczpospolitą który miał miejsce w latach 1655 – 1660. Autor bazując...
Streszczenie Epilog rozpoczyna się krótkim opisem emigracyjnego życia w Paryżu. Stolica Francji to miasto pełne zgiełku i huku. Między mieszkającymi w niej ludźmi...
Definicja Fantastyka to pojęcie które w kontekście literatury i sztuki oznacza wprowadzanie do świata przedstawionego bytów i zjawisk zaczerpniętych ze sfery...
Motyw utopii przewijał się przez literaturę już w starożytności chociaż sama nazwa pochodzi od utwory Tomasza Morusa. Wątek odległej krainy (zazwyczaj wyspy) na którą...
„Dziwny ogród” to zapewne najtrudniejszy w interpretacji obraz Józefa Mehoffera. Uznawany za wybitne dzieło polskiego symbolizmu powstawał w latach...
Jedna z najważniejszych scen trzeciej części „Dziadów” Adama Mickiewicza rozgrywa się w salonie warszawskim. Zakończona zostaje ona słowami Piotra Wysockiego...