Streszczenie
1489 – 1867
W 1867 r. przeprowadzano właśnie remont ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim w Krakowie. Prace te podjęto prawie 400 lat po jego powstaniu. W trakcie ich wykonywania jakimś cudem odnaleziono trzewik średniowiecznego robotnika. Znalezisko to zrodziło wiele pytań i niejasności, które chciała rozwiać również sama narratorka.
W domu i w puszczy
Poznajmy głównego bohatera utworu – małego Wawrzka, który lubił psocić i zawsze popadał w jakieś tarapaty. Tym razem udało mu się uniknąć kary. Po obiedzie Wawrzek udał się na pastwisko, podczas gdy jego mama – pani Wojciechowa zajęła się przędzeniem lnu. Tata zły na Wawrzka, postanowił poradzić się kolegów – Walentego i Pietera w sprawie najskuteczniejszych metod wychowawczych, które chciał zastosować wobec syna.
Gdy odwiedza kolegów, mężczyźni właśnie opowiadają sobie ciekawe historie związane z bitwą pod Warną. Prawdziwego znaczenia nabierają w ustach Walentego, który osobiście brał w niej udział. Wojciech z chęcią i ciekawością przysłuchuje się jego wspomnieniom. Z opowieści Walentego wynika, że służył on przy królu Władysławie, który mimo ostrzeżeń ruszył do boju z Turkami. Walenty starał się go bronić, jednak zacięty bój bardzo go wymęczył, w efekcie czego zemdlał na polu walki. W bitwie pod Warną śmierć poniósł niestety również i sam król.
Walenty, aby to odpokutować, postanowił, że wstąpi do stanu duchownego. Problemem była jednak jego nieznajomość łaciny. Pewien bakałarz polecił mu pobierać lekcje u znanego profesora Jana z Ket w Collegium Maius. Ten przekonał go, że znacznie lepiej może służyć Bogu – jako organista. Walenty poszedł za jego radą i już od 28 lat jest organistą w Porębie.
Wojciech starał się poradzić mężczyzn w sprawie swego syna. Chłopak całymi dniami zajmował się struganiem małych figurek. Ta rzeźbiarska pasja przesłaniała mu całe życie i powodowała, że zaniedbywał swe domowe obowiązki i inne zajęcia. Nie pomagały kary cielesne, gdyż Wawrzek był bardzo uparty. Mężczyźni poradzili Wojciechowi, by po prostu odebrał synowi kozik.
W międzyczasie chłopiec zajęty był wypasaniem bydła. Towarzystwa dotrzymywał mu Jasiek – najlepszy kolega i syn sąsiada Maćka, ale nie był z nim długo, ponieważ musiał wracać do domu. Uwagę Wawrzka skupiła niszczejąca Maćkowa chałupa, która nie dorastała do pięt ich solidnemu, porządnemu domowi. Wawrzek zaczął wspominać jak kiedyś pojechał z ojcem po miód do barci, jednak musieli zawrócić, gdyż przeraziły ich straszliwe, tajemnicze odgłosy wydobywające się z głębi lasu. Wawrzek był przekonany, że straszyły ich prawdziwe diabły.
Wawrzek zajęty rzeźbieniem jaszczurki, nie zauważył, że krowy właśnie zaczynają deptać zboże proboszcza. W pobliżu byli parobkowie księdza – Kuba, Szczepan i Bartek, którzy pogrozili mu kijami. Wawrzek wprawdzie uciekł, ale Bartek i tak zamierzał sam się z nim rozprawić. Nie udało mu się go jednak dogonić, gdyż chłopak wbiegł już do lasu. Wawrzek zmęczony ucieczką, padł zemdlony.
Obudził się dopiero o zachodzie słońca. Chciał wrócić nad rzekę, ale było już zbyt ciemno i dlatego zaczął błądzić po lesie. Nagle usłyszał jakieś dziwne odgłosy. Przerażony rozpłakał się i wspiął się na drzewo. Pod sobą miał niedźwiedzia. Czekając aż odejdzie, zasnął na drzewie i obudził się dopiero słysząc wycie wilków.
Dziwny pielgrzym
Wawrzek chciał znaleźć drogę powrotną do domu, ale dokuczał mu straszliwy głód. Nie dało się go złagodzić nawet leśnymi jagodami. Ujrzawszy w spróchniałym drzewie pszczeli ul, postanowił przy pomocy dymu wypłoszyć pszczoły i posilić się plastrami miodu. Nieoczekiwanie ogarnęły go myśli i wspomnienia o matce, które sprawiły mu ból i wywołały gorzkie łzy. Było mu smutno i tracił już nadzieję, że jeszcze kiedyś ujrzy mamę. Mimo to ruszył przed siebie. Gdy chciał się już załamać przekonany, że i tak tu zginie, nagle dosłyszał dochodzące skądś kościelne dzwony. Okazało się zatem, że jest już bliski celu. Uradowany postanowił pobiec za tym odgłosem. Gdy był już blisko wsi, natrafił na małą rzeczułkę i zaraz do niej wskoczył.
Zbliżał się zmierzch. W pewnym momencie oczom Wawrzka ukazał się olbrzym z czarnym kapeluszem i białą muszką. Widok ten przeraził chłopca, który był przekonany, że to upiór. Olbrzym podszedł do rzeki i napił się z niej wody. Po odejściu złego „czarownika” Wawrzuś podążył jego śladem, chcąc dotrzeć w ten sposób do osady. Niestety było już późno i zamykane były wszystkie domostwa. Wawrzuś przyczaił się pod jedną z chat, ale właściciel szybko go przegonił. Chłopiec poszedł więc na rynek, ale przestraszył się stróża, który przeganiał ludzi i nakazywał zgaszenie wszystkich świateł.
Zrozpaczony Wawrzuś postanowił przespać się przy murku kościoła. Ku jego zaskoczeniu leżał tu kapelusz z muszelkami i kij złego „czarownika” olbrzyma, którego wcześniej spotkał. Chwilę później ponownie go ujrzał – tym razem spuszczał się on po linie z okna kościelnego. Okazał się on być złodziejem, który okradł kościół. Zrabowane skarby wypadły mu jednak z rąk. Chciał schwytać Wawrzusia (świadka przestępstwa), ale potknął się i uciekł. Wtem zbiegli się gapiowie i strażnicy, którzy zaczęli wypytywać chłopca o całe to zajście. Postanowiono udać się za złoczyńcą w pościg. W końcu udało się go pochwycić. Tłum chciał go zlinczować, ale ksiądz nakazał zachowanie spokoju i zdrowego rozsądku. Pielgrzym próbował się bronić, ale Wawrzuś był przekonany, że to on dokonał kradzieży. Ostatecznie wtrącono go do lochu. Na odchodnym rzucił jeszcze w stronę Wawrzusia ostrzeżenie: „Do widzenia, malućki”. Rankiem po całej wsi rozeszła się wieść, że schwytany złodziej zbiegł.
U wiłów
Wawrzuś obudził się na rynku zastawionym straganami. Jeden ze sprzedawców oferował do sprzedania piękne, żółte ciżemki. Wawrzusia zainteresowała też piękna, czarnowłosa dziewczynka, którą uznał za królewnę. Ona przedstawiła mu się jako Margośka i zaproponowała mu wspólne śniadanie. Wawrzuś oniemiał, widząc jak jedzenie przyrządzają mu dwie postacie przypominające diabłów. Dziewczyna wyjaśniła mu, że są to artyści. Zaproponowała mu też udział w przedstawieniu. Nazajutrz zaś mężczyźni mieli odwieźć go do Poręby. Wawrzuś przystał na to i w przebraniu artysty potrząsał grzechotkami, zapraszając na przedstawienie ludzi wychodzących właśnie z kościoła.
Na rynku gromadziło się coraz więcej ludzi. Niektórzy mieli obawy podejść do artystów, jednak wyzbyli się ich, gdy zobaczyli, że podchodzi do nich sam pan Prot i majster bednarski. Rozpoczęło się przedstawienie. Zebrany tłum przywitał Stary Grzegorz jako Gregorius Hippopotamus. Od razu zaprezentował sztukę połykania noży. Potem wygrał też zakład z panem Protem, dowodząc, że w beczułce, którą dźwigał dwoma palcami jest piwo. Następnie popis żonglerki dał jego syn Froncek. Popisowy występ Margarity polegał zaś na przejściu po zawieszonej wysoko linie. Występ ten okazał się najbardziej widowiskowy i dlatego nagrodzono go głośnymi brawami. Popis „królewny” Margarity wywołał też silne emocje w samym Wawrzusiu, który ze wzruszenia zapłakał rzewnymi łzami. Szybko się jednak pozbierał i wspólnie z akrobatką zaczęli pobierać od widowni opłatę za występ.
Ponieważ Wawrzuś dobrze sprawdził się w roli artysty, wzbudził zainteresowanie Starego Grzegorza, który chciał go włączyć do zespołu. Rozmawiał o tym z synem Fronckiem. Wieczorem trupa artystów wyjechała z miasteczka. Froncek chciał nauczyć Wawrzyka kilku sztuczek m. in. chodzenia na rękach. Wawrzek miał mieszane uczucia i nie był pewny, czy chce mu się tego uczyć. Po tym jednak jak Grzegorz go zbił, nie miał już wyboru i musiał zacząć się uczyć. Wszyscy przekonywali go, że zmierzają właśnie do Poręby i Wawrzuś wierząc im, pobiegł we wskazanym kierunku. Jak się jednak okazało wskazana droga wiodła nie do Poręby, lecz do Miechowa.
Wawrzuś otrzymał solidną nauczkę za próbę ucieczki – stary Grzegorz boleśnie go pobił. Nazajutrz chłopak został wciągnięty do służby u kuglarzy. Musiał się teraz nauczyć chodzić po linie. Prawdziwą przyjemność sprawiały mu jednak tylko sztuczki z kozą Beksą, którą usiłował przekupić kromkami chleba. Wspólne z nią występy bardzo przypadły publiczności do gustu. Pani Grzegorzowa miała jednak wobec Wawrzusia inne plany – chciała oddać go jakimś dobrym ludziom na wychowanie. Wawrzuś za wszelką cenę chciał stąd uciec. Okazja ku temu nadarzyła się pewnej deszczowej nocy. Udało mu się zbiec z jadącego wozu, a Grzegorz z Fronckiem choć przemierzyli całą okolicę to i tak go nie znaleźli. Następnego dnia wyruszyli ze swym cyrkiem dalej.
Konik zwierzyniecki
Mały Wawrzuś trafił do wiejskiej chaty, gdzie został solidnie nakarmiony. Przyznał się gospodyni, że właśnie idzie od matki chrzestnej do Poręby. Według słów gospodarza Poręba znajdowała się blisko Krakowa. Wawrzuś jednak nie wiedział gdzie jest Kraków. Posiliwszy się, udał się w dalszą podróż. W końcu doszedł do wsi Pisary, gdzie odbywało się właśnie huczne wesele. Wawrzuś został zaproszony na przyjęcie oraz poczęstowany miodem i kiełbasą. Jedna z dziewczyn poprosiła go nawet do tańca. Inni widząc jego taneczne popisy, myśleli, że to jakieś kuglarskie sztuczki. Wawrzuś przestraszył się, że odkryją jego ucieczkę z trupy Grzegorza, dlatego pospiesznie stąd uciekł.
Weselnicy obserwując dziarski taniec Wawrzka z panną młodą – Kondusią, zaczęli sądzić, że chłopiec to istny diabeł. Dlatego zawołali Dudzinę, która miął odczynić urok. Wawrzusia jednak już tu nie było , gdyż uciekał teraz przez pola byleby być z dala od ludzkich siedzib. Po drodze spotkał jednak pewną pasterkę, która śpiewała o swej wsi – Balicach. Potem napotkał też młodego wędrowca – Stanka – mistrza kunsztu złotniczego, który właśnie wracał z dyplomem ze studiów w Norymberdze.
Po minięciu Łobzowa, Wawrzuś ze Stankiem znaleźli się przed murami Krakowa. Obwarowane miasto bardzo zaniepokoiło chłopca, ale Stanko wytłumaczył mu, że Kraków to twierdza, która musi być w ten sposób otoczona przed wrogiem. Wchodząc przez Bramę Floriańską, zauważyli, że przez rynek przechodzi właśnie kolorowa procesja. W procesji tej brał również udział konik zwierzyniecki, czyli drewniany koń z przebranym za Tatara potomkiem obrońcy Krakowa. Między Bracką a Szewską zebrał się tłum gapiów, którzy chcieli na własne oczy zobaczyć słynnego konika. Wawrzuś obraził konika „Tatara” za co dostał od jeźdźca maczugą po czuprynie. W końcu razem ze Stankiem opuścili tłum.
Przy Sukiennicach Wawrzuś miał wrażenie, że widzi człowieka, który nad wyraz przypomina mu złodzieja „czarownika”. Przez przypadek ktoś popchnął go w jego kierunku niemal wprost w ręce przestępcy. Wawrzusiowi udało się jednak uciec i wmieszać w tłum gapiów. Resztę dnia postanowił przeczekać w wąskiej uliczce schowany za figurą św. Wojciecha. Stąd słyszał dokładnie rozmowę „czarownika” z innym złodziejem. W końcu jednak wykończony trudami dnia, zasnął na progu klasztoru, a obudził go dopiero ojciec Szymon i brat Elfegus.
U Jana Długosza
Nazajutrz po przebudzeniu Wawrzuś opowiedział ojcu Szymonowi całą swą historię i to, że za wszelką cenę usiłuje wrócić do domu – do Poręby. Zakonnik nie wiedział jednak, o którą dokładnie wieś chodzi, dlatego nie był w stanie mu pomóc. Jedyne co mógł dla niego zrobić, to pomodlić się za niego. Podarował też Wawrzusiowi ubranie, co bardzo go ucieszyło – pierwszy raz w życiu zakładał bowiem spodnie. Po posiłku wspólnie wybrali się do miasta. Ojciec Szymon wyjawił mu tajemnice Wawelu, a także opowiedział o zwyczajach króla i o architekturze. Postanowił oprowadzić go również po domu kanonika Długosza. Stary Długosz powitał ich przyjaźnie i zaprosił do wielkiej Sali. Zaprezentował im pracę skrybów, którzy przepisywali już ósmy tom jego „Historii Polski”. Siwy Długosz był bardzo umartwiony i zmęczony już życiem. Bernardyn zaproponował mu, że mógłby przyjąć do siebie na służbę Wawrzka, który byłby dla niego pomocą. Historyk po krótkim zastanowieniu się zgodził. Wawrzek początkowo nie był tym zbytnio zachwycony, ale dowiedziawszy się, że w pobliżu jest sad, w końcu przekonał się do swoich nowych obowiązków.
Trzymiesięczny pobyt u kanonika bardzo dobrze wpłynął na Wawrzusia – nie chodził już brudny i umorusany; był natomiast zadbany, mówił wyraźnie i nauczył się nawet pisania liter. Zawsze jednak, gdy tylko spoglądał na pobliski sad, rozbudzała się w nim dawna pasja. Ścięty pień wiśni posłużył mu jako materiał do rzeźbienia. Kozik zaś dostał od ojca Szymona. Od teraz dłubanie w drewnie pochłaniało go całkowicie – praca ta zajmowała go od świtu do nocy, przez co schudł i zmizerniał.
Zaniepokoiło to sługę Pawła, który chciał wysłać go do znachorki, jednak chłopak obiecał, że się poprawi – będzie bardziej dbał o siebie i wreszcie zacznie się porządnie wysypiać. Któregoś dnia Wawrzuś przypadkowo ujrzał w pokoju kanonika figurkę Najświętszej panienki i dzieciątka. Tak bardzo mu się spodobała, że postanowił wyrzeźbić jej kopię.
Raz zdarzyło się, że ksiądz kanonik wyjechał na dwa dni na odpust do Tyńca. Gdy wrócił, postanowił wybrać się do króla i zabrać ze sobą Wawrzka. Ten oczywiście najpierw musiał się porządnie umyć i pięknie wystroić. Po przybyciu na miejsca Jan Długosz wszedł do jednej z sal, gdzie w szachy grali król Kazimierz i jego syn Olbracht. Właśnie przygotowywano królewską wieczerzę, na którą został zaproszony również Długosz. Kanonik uciął sobie z królem krótką pogawędką na temat wychowania dzieci, gdyż do tej pory to on zajmował się ich edukacją. Zaraz po modlitwie wszyscy zsiedli do wieczerzy, zachowując odpowiedni porządek. Wawrzek usługiwał przy stole kanonikowi, naśladując dworską służbę. Z ogromnym zaciekawieniem przypatrywał się królowi, królowej i ich córce – pięknej królewnie Elżbiecie. Królewicz Aleksander zachowywał się bardzo niespokojnie, co jak się okazało było skutkiem tego, że Fryderyk rzucił mu za kaftan kłos jęczmienny. Król był zły na syna i za karę zabronił mu jazdy konnej. Zaraz po zakończonej kolacji, Długosz pożegnał się i wrócił z Wawrzkiem do siebie.
Wawrzek był pod wielkim wrażeniem pięknej królewny i nieustannie o niej rozmyślał. W końcu postanowił ją wyrzeźbić. Pracował nad swym dziełem całą noc, jednak został nakryty przez kanonika, który z uwagą przyglądał się jego pracy. Chłopiec przestraszył się, że zostanie ukarany i otrzyma baty. Nieoczekiwanie jednak kanonik poprosił go o to, by pokazał mu swe dotychczasowe prace. Zachwycony nie mógł się im wprost napatrzeć i poprosił Wawrzusia o własną podobiznę. Chłopak mógł teraz rzeźbić również w ciągu dnia.
Uczeń mistrza Wita
Do kanonika Długosza miał właśnie przyjść podkanclerzy z informacją, że otrzyma on arcybiskupią nominację. Postanowił zatem przywołać swego sługę – pana Żegotę, który miał się zająć zabawieniem urzędnika. Sam zaś razem z Wawrzkiem weszli na podwórze domu przy Poselskiej, które całe było wypełnione różnymi kłodami drzewa. Do ich uszu doszła teraz jakaś kłótnia – pewien mistrz karcił swego wyrobnika. Nagle z domu wyszedł pewien mężczyzna, który w gniewie rozbił drewnianą figurkę. Gdy złość mu minęła, zaczął opowiadać Długoszowi o swej trudnej pracy.
Tym mężczyzną był Wit Stwosz, który właśnie pracował nad ołtarzem mającym być zamykanym jak szafa. Miał już ukończoną część prac, jednak pojawiły się pewne przeszkody w ukończeniu całego dzieła. Długosz podziwiał starannie wykonane rzeźby, a jednocześnie zaprezentował i pochwalił rzeźby Wawrzusia. Również Stwosz był pod ich wielkim wrażeniem i nie mógł wyjść z podziwu, że wyszły one spod ręki chłopca. Wziął go na swe ramiona i poprosił go, by został jego uczniem. Wawrzuś bez chwili wahania się zgodził. Zwiedzając pracownię, czuł się jak prawdziwy rzeźbiarz i pozwolił sobie nawet na pouczenie innych czeladników. W pewnym momencie do pracowni wszedł Stanko. Okazało się, że był on synem Stwosza. Wawrzuś bardzo ucieszył się na jego widok.
W pracowni Stwosza Wawrzuś spędził trzy lata. Przez ten czas nabył zdolności i doświadczenie, którymi potrafił zaimponować innym rzeźbiarzom. Najbardziej dumny był z tego, że Wit polecił mu rzeźbienie zakończeń belek w głównej części tryptyku. Choć praca szła mu świetnia i całkowicie go zajmowała, Wawrzuś nieraz jednak z rozrzewnieniem wspominał swoją rodzinę, do której pragnął powrócić.
Niebawem zmarł Jan Długosz, a rok później w lipcu 1482 r. życie zakończył też ojciec Szymon z Lipnicy – pierwszy opiekun Wawrzusia, który boleśnie odczuł tę wielką stratę.
Prace nad ołtarzem były już w kulminacyjnym stadium. Chłopak miał własną wizję tego jak powinny wyglądać poszczególne jego elementy i często jego pomysły były najlepsze. Czeladnicy wielokrotnie się nim jednak wysługiwali.
Raz zdarzyło się, że Wawrzek zakradł się wieczorem do pracowni, aby podziwiać wykonane figury, ale został nakryty i skarcony przez Stanka. Ten opowiedział mu historię Wniebowzięcia Matki Boskiej, która to scena miał być ukazana na ołtarzu.
Upływały kolejne miesiące pracy nad ołtarzem. Do zadań Wawrzusia należało najczęściej sprzątanie pracowni po zakończonej pracy. Któregoś dnia zaczepił go ksiądz Makaray, który poinformował go, że planuje zamówić postać do jasełek u Wita Stwosza. Zaintrygowany tym Wawrzuś zaoferował, że to on podejmie się tego zadania, na co duchowny od razu przystał. Był pod wielkim wrażeniem dzieł Wawrzusia i nie mógł wprost uwierzyć, że to on jest ich autorem. Postanowił jednak sprawdzić jego prawdziwe zdolności i wziąć go na próbę w charakterze czeladnika.
Jasiek
Wawrzek poprosił o zgodę Stwosza, by mógł pracować nad figurkami do jasełek. Jurek (inny czeladnik) zarzucił mu chciwość, ale on tłumaczył, że nie chce wcale otrzymać zapłaty za swą pracę. Stach obiecał, że wymaluje wyrzeźbione przez niego figurki. Wawrzek wyrzeźbił figurki na podobieństwo czeladników Wita, a jedna z postaci przypominała jego przyjaciela z dzieciństwa – Jaśka. Wszystkie rzeźby udało się ukończyć w połowie grudnia i Wawrzek odwiózł je do klasztoru. Przełożony klasztoru nie mógł wprost wyjść z podziwu dla wykonanych przez niego rzeźb.
Z Wilna właśnie powrócił niejaki Andrzej Świrenkowicz, który poinformował Wita, że królewicz Kazimierza bardzo zachorował i poddani chcą złożyć mu przyrzeczenie w specjalnie na ten cel wybudowanej kaplicy. Ołtarz miał wykonać sam Wit Stwosz. Mistrz stanął więc przed trudnym zadaniem, ponieważ wciąż nie był ukończony mariacki ołtarz, a tu proponują mu kolejne zlecenie. Choć nie był z tego zadowolony ostatecznie się zgodził i zobowiązał się wyrzeźbić ołtarz do końca lutego.
Wielkimi krokami zbliżały się jasełka. Wawrzuś przygotował już figurki pastuszków i 23 grudnia ustawił je w kaplicy św. Anny. Wszyscy podziwiali jego dzieło, a on skromnie odpowiadał, że to nic nadzwyczajnego i że figurki wykonał zwykły uczeń. Nikt mu jednak nie wierzył. W pewnym momencie, stojąc na rynku Wawrzuś spostrzegł jak jakiś złodziej właśnie usiłuje wykraść mieszczce sakiewkę. W porę chwycił go jednak za rękę. Mężczyzną tym okazał się jego dawny przyjaciel – Jasiek z Poręby. Ten obiecał mu wszystko wytłumaczyć. Obaj udali się nad Brzegi, gdzie Jasiek przyznał się do tego, że jego pan zmusza go do złodziejstwa.
Dawny przyjaciel opowiedział mu też, co działo się w Porębie podczas jego nieobecności. Okazało się, że matka Jaśka zmarła, a macocha wygnała go z domu i musiał paść krowy wójta w Łobzowie. Ojciec Jaśka również zmarł. Chłopak służył później w stajni w Niegoszowicach. Za uzbierane pieniądze chciał kupić własny grunt. Raz spotkał w Krakowie kupca, który zaproponował, że przyuczy go do zawodu. Jasiek znalazł sobie nowego pana – teraz służył u niejakiego Hińczy Bartnika. Niestety pan ten okazał się zwykłym złodziejem.
Jasiek miał mu pomagać przy okradaniu domostw. Szło im dobrze jednak do czasu, gdy zostali przyłapani. Jasiek przejrzał wtedy na oczy i postanowił, że odda zrabowany łup w ratuszu. Pan Bartnik zagroził mu jednak, że jeśli złoży na niego donos, zostanie również oskarżony za współudział. Dlatego chłopak musiał zachować milczenie i dalej służyć u przestępcy. Wawrzuś zastanawiał się jak może mu pomóc. Wracając do domu, spotkał pielgrzyma – czarownika nazywanego przez wszystkich Czarnym Rafałem. Ten zaczął go ścigać, jednak w ostatniej chwili Wawrzkowi udało się przed nim uciec.
Święty Kazimierz
Stan zdrowia królewicza Kazimierza z każdym dniem się pogarszał. Prace nad ołtarzem miały się jednak już ku końcowi i 30 stycznia Wit Stwosz zarządził jego przewiezienie. Wawrzuś często przychodził do Jaśka, ale nigdy nie mógł go zastać. Wraz ze Stankiem i Jurkiem Wawrzuś wyjechał do Wilna. Po drodze zatrzymali się w Lublinie u Mikołaja z Proszowic – brata Żegoty.
Podczas przekraczania Narwi, załamał się pod nimi lód i dwie pary koni wpadły do wody. Z pomocą pospieszyli im wójt z parobkami z okolicznej wsi. Wawrzek chcąc wyciągnąć z wody skrzynie z figurkami, sam omal się nie utopił. Na szczęście uratował go Błażej. Nazajutrz wyruszyli w dalszą drogę. Na skutek tego zdarzenia jednemu z koni spuchła noga, a Wawrzuś również nie czuł się najlepiej. Chcąc chwilę odpocząć, zatrzymali się w jednej z gospód pod Białymstokiem. Umęczony podróżą Wawrzuś od razu zasnął. Obudziła go rozmowa dwóch gości, którzy mówili o ormiańskich kupcach i jakichś drogocennych rzeczach, jakie wieźli. Mężczyźni ci szykowali się do napadu na nich. Wspominali przy tym o jakimś Majstrze. Wawrzuś opowiedział o tej rozmowie kompanom, lecz ci byli przekonani, że śniło mu się to w gorączce.
Coś miało się jednak na rzeczy, gdyż wieczorem do Krakowa zjechali jacyś dwaj podejrzani kupcy ze Lwowa. Wawrzuś z resztą kompanii ruszyli nad ranem. Pewien chłop ostrzegł ich, że w kuźnickim borze od jakiegoś czasu grasuje banda Majstra. W pewnym momencie banda napadła na wozy z kosztownościami. Błażej z resztą kompanii pospieszyli kupcom z pomocą. Dopiero teraz Wawrzek zorientował się, ze Majster to pielgrzym – czarownik – czyli znany wszystkim Czarny Rafał z Krakowa. Doszło do bijatyki – jeden z kupców skrył się za wozem, a mały Wawrzuś zdzielił batem Bystrego – jednego z bandytów. Następnie zaczął uciekać, ale Majster rozpoznał go i ruszył za nim w pościg. Dorwał go i zabrał go na swego konia, jednak ten został postrzelony przez Stacha. Czarownik dopadł Wawrzusia i ugodził go nożem. Widząc nadciągającą odsiecz, szybko się wycofał i umknął gdzieś ze swoją kompanią.
Rannego Wawrzusia ułożono na wozie i ruszono w dalszą drogę. W końcu udało im się dotrzeć do Wilna. Tutaj wskazano im drogę do zamku królewskiego, gdzie przywitał ich pan Świrenkowicz. Polecił im, by pospiesznie przystąpili do prac z powodu pogarszającego się stanu zdrowia królewicza. Rankiem donośne odgłosy pracy nad ołtarzem zbudziły Kazimierza, który chciał zobaczyć czeladników i snycerzy z Krakowa. Choć był blady i mizerny, ucieszył się na widok figurek z aniołkami. Wawrzuś pochwalił się, że to on wyrzeźbił jednego z aniołków, za co otrzymał od królewicza kilka dukatów.
Wawrzuś chciał za nie kupić wymarzone żółte ciżemki. Król słysząc o tym, polecił przynieść ze swej garderoby żółte buty, w których już od wielu lat nie chodził, ponieważ były one dla niego za małe.
Czwartego marca ołtarz był już gotowy i należało go poświęcić. Osłabiony król prawie w ogóle nie jadł. Wniesiono go w lektyce do kaplicy, a on poprosił o klęcznik. Śmierć była już bliska. Chwilę po przyjęciu sakramentu komunii świętej, królewicz zemdlał. Wtedy zaintonowano jego ulubiony hymn. Po jego śmierci ksiądz odmówił „wieczne odpoczywanie”.
Tajemnica dworku pod cmentarzem
Wawrzek otrzymał polecenie od Wita, by przywieźć z Krakowa złoto. Chłopak spotkał tu Jaśka. W pewnej chwili doszły ich odgłosy bicia bębna, co zwiastowało jakąś ważną wiadomość. Okazało się, że pilnie poszukiwany jest Majster znany też jako Czarny Rafał lub Wojewoda. Wyznaczono nawet dość sporą nagrodę za jego wydanie. Wawrzuś znał doskonale tego zbója i opowiedział o tym Jaśkowi. Chłopcy umówili się na spotkanie następnego dnia.
Zaraz po pracy Wawrzuś udał się na spotkanie z Jaśkiem do domu Bartnika. Okazało się, że drzwi otworzył mu nie kto inny jak pielgrzym – złoczyńca. Czarownik od 5 lat na niego polował i teraz chciał się na nim zemścić, grożąc mu, że poderżnie mu gardło. Chcąc przed nim uciec, chłopak wpadł do jakiegoś lochu i zorientował się, że został uwięziony. Doszły go odgłosy rozmowy Jaśka z jego panem. Przyjaciel chciał mu pomóc – wykradł klucz Hinczowi Barnikowi (Czarny Rafał) i uwolnił chłopca. Czarny Rafał zamierzał ostatecznie rozprawić się z Wawrzkiem. Po zejściu do podziemi chłopcy zamknęli za nim klapę i uwięzili go w lochu.
Zbój błagał, by go uwolnili. Obiecał im nawet solidną nagrodę za wypuszczenie go z lochu. Chłopcy nie chcieli jednak tego uczynić. Odnaleźli natomiast miejsce, gdzie zbój ukrywał swoje łupy. Postanowili przekazać je straży. Na zewnątrz udało im się wyjść przez płot cmentarny. Strażnicy nie chcieli im jednak uwierzyć, że sami pojmali groźnego Czarnego Rafała. Ostatecznie jednak postanowiono sprawdzić wskazane przez chłopców miejsce i pojmać złoczyńcę. Po długim procesie skazano go na śmierć.
Poręba
Właśnie odbywała się doniosła uroczystość. „Pod Srebrną Gruszą” na wyzwolinach Pietrka z Myślenic zebrali się wszyscy czeladnicy Wita. Brakowało tylko Wawrzusia, ale i on miał towarzystwo, gdyż odwiedził go długo niewidziany Jasiek. Pochwalił się, że uzbierał już wystarczającą kwotę na zakup ziemi. Najpierw pracował pod Piotrkowem u pana Podstolego, a potem otrzymał posadę podstarościna w Niegoszowicach. Wawrzuś z kolei chwalił się swym podarunkiem dla królewicza.
Wawrzuś wciąż pracował nad ołtarzem u Wita Stwosza. Praca była już prawie na ukończeniu. Jasiek zaproponował mu, że mogliby razem wybrać się do Poręby, co bardzo go ucieszyło. Idąc pieszo, napotkali po drodze pewnego gospodarza jadącego wozem i poprosili go, by zabrał ich ze sobą. Będąc już blisko wsi, uradowany Wawrzuś puścił się pędem w stronę domu. Spotkał tu małego, ośmioletniego chłopca – Jędrka, który okazał się być jego bratem. Wawrzuś podarował mu w prezencie wyrzeźbionego konia.
Chwilę później nadszedł Wojciech Skowronek, który nie poznał swego syna. Pojawiły się też siostry Wawrzusia – Marysia i Kondusia oraz matka, którym chłopiec rzucił się w ramiona. Podczas wspólnej rozmowy chłopak opowiadał im co działo się z nim przez ostatnie 10 lat. Wieczorem odwiedził ich Jasiek ze wspaniałą wiadomością – właśnie odkupił od macochy ojcowiznę. 15 sierpnia miało odbyć się poświęcenie ołtarza w kościele Mariackim i Wawrzuś pragnął, by przybyli na nie również i jego rodzice.
Zakończenie
Właśnie kończono montaż ołtarzu, dokładnie zabezpieczając figury i główną szafę. Na uroczystość jego poświęcenia miał przybyć sam król, a także biskup krakowski Fryderyk Jagiellończyk. Wit Stwosz podziwiał teraz własne ukończone dzieło i był dumny z siebie i swych czeladników. W kościele zjawili się też Stanko i Wawrzuś, który bardzo cieszył się z ubranych żółtych, safinowych ciżemek.
Do kościoła Mariackiego przybyli też rodzice Wawrzusia, a także Jasiek, Marysia i Kondusia. W międzyczasie nastąpiły też zapowiedzi Jana Śliwy i Marianny Skowronkówny. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali odsłonięcia słynnego ołtarza, który powstawał przez 12 lat. W pewnym momencie dało się słyszeć wołanie Wita Stwosza, który zauważył, że św. Stanisław nie ma pastorału. Wawrzuś postanowił wspiąć się na drabinę i to naprawić. Zdjął ciżemki i ułożył pastorał na właściwym miejscu. Niespodziewanie jednak jeden z butów spadł mu za ołtarz i nie było już sposobu, aby go stamtąd wydostać.
Wawrzuś zaczął zanosić się łzami, gdyż żal my było ciżemki podarowanej mu przez królewicza. Stanko chciał go pocieszyć i przyniósł mu inną parę bucików.
Niebawem do kościoła zjechali król Kazimierz z synem Zygmuntem, a także królowa Elżbieta i książę Olbracht, który właśnie powracał z wyprawy zakończonej zwycięstwem nad Tatarami. W kościele wszystkich przybyłych powitał biskup Fryderyk. W końcu Stwosz rozkazał odsłonięcie ołtarza. Wszystkim udzielił się podniosły nastrój tej chwili. Król pełen uznania dla cudownego dzieła Wita Stwosza, poprosił mistrza, by ten wyrzeźbił mu nagrobną podobiznę. Uroczystość zakończył akt poświęcenia ołtarza dokonany przez biskupa Fryderyka.
Problematyka
„Historia żółtej ciżemki” Antoniny Domańskiej to powieść historyczna opiewająca dzieje XV – wiecznej Polski (lata 1479 – 1489). Akcja utworu toczy się w Krakowie za panowania króla Kazimierza Jagiellończyka. Jest to czas, w którym kraj szybko się rozrasta, odnosząc liczne sukcesy militarne (zwycięska wyprawa księcia Olbrachta przeciw Tatarom). Jednocześnie autorka ukazuje nam panujące w tym okresie stosunki i zależności społeczne.
Głównym bohaterem utworu jest chłopiec o imieniu Wawrzuś, który po ucieczce z domu i po licznych przygodach wreszcie trafia do Krakowa pod skrzydła samego mistrza – rzeźbiarza Wita Stowsza, który czyni go swym uczniem i dostrzegając jego wyjątkowy talent proponuje mu pracę nad swym największym życiowym dziełem, czyli nad Ołtarzem w kościele Mariackim.
Powieść porusza problem dojrzewania młodego człowieka, a także tego jak ważne jest dla niego poczucie bliskości, miłości i wsparcia rodziców. Wawrzuś wychowuje się na wsi i ma wiele obowiązków. Choć jest jeszcze młody, pasie krowy i pomaga rodzicom w gospodarstwie. Przede wszystkim jest jednak chłopcem obdarzonym wielką pasją i niezwykłymi zdolnościami – wspaniale rzeźbi w drewnie, a spod jego dłuta wychodzą przepiękne figurki. Rodzice nie potrafią jednak docenić jego talentu. Wiedząc, że w domu nie może jej rozwijać, chłopak w końcu ucieka i w wieku ośmiu lat wyrusza w świat. Po wielu perypetiach trafia pod opiekę Wita Stwosza, którego zadziwia swymi zdolnościami. Dopiero teraz może w pełni się rozwijać i pokazać na co go stać. Długoletnia rozłąka jest jednak dla niego bardzo bolesnym doświadczeniem – tęskni przede wszystkim za matką, która zawsze go broniła przed ojcem i stawała po jego stronie. Choć był z dala od bliskich, zawsze o nich myślał. Dlatego z takim przejęciem, obawami i poczuciem niepewności wraca do nich po dziesięcioletniej rozłące. Nie wie czego może oczekiwać i jak zostanie przyjęty. Ojciec go wprawdzie nie poznaje, ale czuła i kochająca zawsze matka gorąco go przyjmuje.
Ważną wartością zobrazowaną w utworze przez autorkę jest też przyjaźń, która łączy Wawrzusia i Jaśka. Jasiek jest przyjacielem z dzieciństwa, którego Wawrzuś spotyka po wielu latach. Choć odkrywa w nim złodzieja, stara się go zrozumieć i od razu go nie skreśla. Wysłuchując jego historii, okazuje mu wyrozumiałość, współczucie i troskę. Widać więc tu wyraźnie, że bliskie relacje nawiązane w dzieciństwie mogą przetrwać próbę czasu, a dawni przyjaciele nieoczekiwanie mogą pojawić się w naszym życiu i spieszyć nam z pomocą.
Powieść mówi też o poświęceniu się dla pacy. Praca okazuje się wartością, która uwzniośla, przywraca godność człowieka i nadaje sens jego życiu. Praca jakiej podjęli się Wit Stwosz i Jan Długosz w rzeczywistości okazuje się służbą dla Boga i Ojczyzny. Wawrzuś również nie bał się ciężkiej, żmudnej pracy. Wychowany surową ręką ojca nabrał szacunku do własnej pracy, którą starał się wykonywać sumiennie i z zaangażowaniem. Przez roztargnienie, jakie było rezultatem zajmowania się rzeźbieniem, niejednokrotnie zaniedbywał swe obowiązki, za co spotykała go surowa kara. Dlatego z czasem nauczył się sumienności i pilności. Przebywając na służbie u Jana Długosza, a potem u samego mistrza Stwosza pojął wreszcie, że tylko solidna praca jest czegoś warta i tylko jej człowiek powinien się poświęcić. Jego niewątpliwy talent, ale przecież również i bardzo ciężka, żmudna i wytrwała praca zostały w końcu docenione i zdobyły uznanie wszystkich – zarówno rodziny jak i wielkiego mistrza i samego króla. Wszyscy podziwiali wielkie dzieło Wawrzusia, a rodzice byli dumni ze wspaniałego talentu swego syna i wysiłku, jaki włożył on w jego rozwinięcie. Na uwagę zasługuje to, że Wawrzuś osiągnął tak dużo dzięki odwadze, skromności i niezmordowanej pracy, a przede wszystkim dzięki wierze, że ma ona jakiś wyższy sens. Dążąc do celu, wierzył, że kiedyś go osiągnie – powróci do domu i zdobędzie wymarzony zawód. Myśl o tym motywowała go dalszej pracy i sprawiła, że nigdy się nie poddał.
Powieść wprowadza również wątek kryminalny (zbrodnie pielgrzyma – czarodzieja, Czarnego Rafała). Czarny Rafał to postać negatywna, która nie okazuje szacunku dla świętości. Złodziej był w stanie napaść nawet na kościół i zrabować drogocenne, święte naczynia. Ostatecznie spotkała go jednak zasłużona kara. W intrygi Czarnego Rafała dał się jednak wciągnąć również Jasiek, który w swej naiwności nie przewidział czym może zakończyć się współpraca z Hińczą Bartnikiem i chęć osiągnięcia zysku jak najmniejszym nakładem pracy. W rezultacie Jasiek omal nie stał się przestępcą i nie skończył jako zwykły złodziej.
„Historia żółtej ciżemki” choć jest powieścią historyczną, to jednak aspekt historycznych realiów nie przeszkadza w prowadzeniu ciekawej i wciągającej czytelnika fabuły. Autorka napisała utwór barwnym, żywym językiem, przez co czyta się go przyjemnie i z zainteresowaniem śledzi się losy głównych bohaterów. Utwór może więc stanowić nie lada gratkę nie tylko dla miłośników poznawania dawnych realiów Krakowa i XV – wiecznych dziejów Polski.
„Sonet 132” o incipicie Jeśli to nie jest miłość – cóż ja czuję? (w przekładzie dokonanym przez Jalu Kurka) to jeden z najbardziej rozpoznawalnych...
Wiersz Konstantego Ildefons Gałczyńskiego zaliczany bywa do najpiękniejszych i najpopularniejszych utworów miłosnych w dziejach polskiej poezji. Jak sam tytuł sugeruje...
Streszczenie Głównym bohaterem powieści jest młody dwunastoletni Eskimos żyjący na Grenlandii o imieniu Anaruk. Narrator (a jednocześnie polarnik) zaprzyjaźnił...
„Zaklęcie” Czesława Miłosza to wiersz w którym autor wypowiada się na temat roli poezji i jej metod opisywania świata. Przede wszystkim zaś przedstawia...
Dla człowieka ptaki to zwierzęta szczególne. W czasach przed wzbiciem się ludzkości w powietrze to właśnie one mogły unosić się do góry. Nadawało im to...
Safona to starożytna poetka grecka która założyła szkołę dla dziewcząt na wyspie Lesbos. Były one jednocześnie czcicielkami Afrodyty czego wyraz można znaleźć...
Geneza „Stary człowiek i morze” pozostaje do dziś najbardziej rozpoznawalnym dziełem Ernesta Hemingwaya. Powieść zapewniła mu literacką Nagrodę Nobla i z...
„Pamięć i tożsamość” to ostatnia pozycja z bogatego dorobku literackiego Jana Pawła II. Książka została wydana niedługo przed śmiercią papieża w lutym...
„Psałterz Puławski” to jak sama nazwa wskazuje zbiór psalmów który stanowi tłumaczenie Księgi Psalmów. Autorstwo Nieznany jest autor...