whey steroid
Unikalne i sprawdzone teksty

Trans-Atlantyk – streszczenie, plan wydarzeń

Streszczenie

Odczuwam potrzebę przekazania Rodzinie, krewnym i przyjaciołom moim tego oto zaczątku przygód moich, już dziesięcioletnich, w argentyńskiej stolicy. Nikogo ja na te kluski stare moje, na rzepę może i surową, nie zapraszam, bo w cynowej misie Chude, Kiepskie, i do tego podobnież Wstydliwe, na oleju Grzechów moich , Wstydów moich, te krupy ciężkie moje, Ciemne, z kaszą czarną moją, ach, że i lepiej do ust nie wziąć, bo chyba na wieczne przekleństwo, poniżenie moje, na drodze nieustającej Życia mojego i pod tę ciężką, żmudną Górę moją.

Narrator przybił do portu w Buenos Aires 21 sierpnia 1939 r. Trwająca dwadzieścia dni podróż była całkiem przyjemna, toteż z żalem opuszczał pokład „Chrobrego”. W czasie żeglugi głównemu bohaterowi towarzyszyli m. in. Czesław Straszewicz, senator Rembieliński, minister Mazurkiewicz.

Pierwszy spacer po stolicy Argentyny przerwała narratorowi, Rembielińskiemu i Straszewiczowi konieczność uczestniczenia w przyjęciu zorganizowanym przez kapitana Prezesów i Przedstawicieli argentyńskiej Polonii. Uczestniczyło w nim tylu ludzi, że odnalezienie się w tytułach i godnościach było czymś niemożliwym.

Prasa donosiła, że wkrótce wybuchnie wojna. W obliczu takich informacji „Chrobry” musiał jeszcze raz przepłynąć przez ocean (chociaż powrót do Polski był bardzo wątpliwy). Narrator postanowił jednak zostać w Argentynie, o czym poinformował Straszewicza. Ten zalecił mu udanie się do poselstwa, aby nie uznano go za dezertera lub kogoś jeszcze gorszego. Główny bohater nie mógł wyjawić prawdziwej przyczyny swej decyzji ani Czesławowi, ani Rodakom i Swojakom. Dopiero gdy statek odpływał, rzekł: A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może! Płyńcież do Cudaka waszego św., od Natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Płyńcież, płyńcież, żeby on wam ani Żyć, ani Zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał. Płyńcież do Ślamazary waszy św. żeby was ona dali Ślimaczyła!

96 dolarów nie było wielkim majątkiem. Taka kwota mogła wystarczyć najwyżej na dwa miesiące skromnego życia. Dlatego narrator postanowił udać się do Cieciszowskiego, dawnego znajomego. Nie mógł, rzecz jasna, wyjawić mu prawdziwych przyczyn swej decyzji, lecz w rozmowie poradził sobie doskonale. Cieciszowski doradził mu, by poszedł (lub nie poszedł) do poselstwa, gdzie będzie mógł się zameldować (lub nie zameldować), a dzięki temu uniknąć (lub nie uniknąć) konsekwencji.

Narrator chciał również znaleźć jakieś zajęcie, z którego mógłby czerpać dochody. Cieciszowski obiecał skontaktować go z rodakami, zapewniając, że pomogą (albo nie pomogą). Znał on trzech wspólników posiadających Spółkę i Interes Koński tyż i Psi Dywidendowy. Baron, Pyckal i Ciumkała byli jednak ludźmi nieco specyficznymi. Przez wszystkie lata zdążyli sobie obrzydnąć, toteż rozmowy należało prowadzić z nimi w sposób umiejętny. Problem polegał na tym, że jeden nigdy nie odstępował drugiego, a drugi trzeciego (swoisty system kontroli).

Około drugiej po południu główny bohater zameldował się w pensjonacie, gdzie wynajął pokój za 4 pezo dziennie.

Następnego dnia narrator błąkał się po ulicach Buenos Aires. Kiedy zaszedł nad rzekę, rozmyślał przez chwilę nad sensem udania się do poselstwa. Ostatecznie stwierdził, że tego nie uczyni. Nagle jego uwagę przykuł niewielki robaczek wspinający się po źdźble trawy. Widok ten przeraził go tak mocno, że postanowił jednak odwiedzić wskazywane przez znajomych miejsce.

W monumentalnym gmachu poselstwa został narrator przyjęty przez Feliksa Kosiubidzkiego, ministra. Polityk początkowo chciał pozbyć się głównego bohatera (oferował 80 pezów i wyjazd do Rie de Janeiro). Lecz kiedy dowiedział się, że Gombrowicz jest pisarzem, wysunął inną propozycję. Gotów był płacić 75 pezów za pisanie artykułów Wielkich Pisarzy i Geniuszów naszych. Teksty miałyby ukazywać się w argentyńskiej prasie. Gombrowicz odmówił. Jak uzasadniał, było mu wstydno pisać o swoich.

Kosiubidzki nie rezygnował. Wezwał do siebie radcę Podsrockiego (nazywał go Sroczką) i odbył z nim krótką rozmowę na temat gościa. Po chwili obaj zaczęli bić narratorowi pokłony, mówiąc: Zaszczyt to dla nasi Zaszczyt, bo my Wielkiego Pisarza Polskiego gościmy, może Największego! Wielki to Pisarz nasz, może i Geniusz!

W głowach Kosiubidzkiego i Podsrockiego wyklarował się nowy plan. Zamierzali pokazywać Gombrowicza jako wybitnego rodaka, bo tego wymagała propaganda. Mieli nadzieję, że autor nie przyniesie im wstydu.

Dopiero po wyjściu z poselstwa narrator poczuł w sobie narastający sprzeciw. Gotów był nawet przegonić Podsrockiego i Kosiubidzkiego kijem. Opamiętanie przyszło jednak zbyt późno.

Niełatwa sytuacja materialna mobilizowała Gombrowicza do działania. Musiał iść na ulicę Florida, gdzie umówił się z Cieciszowskim. Spacerując, bohaterowie natknęli się na wielu Polaków. W końcu natrafili też na barona, który stał przed wystawą; nie było wokół niego wspólników.
W czasie krótkiej rozmowy baron zaproponował Gombrowiczowi stanowisko sekretarza z pensją 1000 lub 1500 pezów. Godziny pracy narrator miał wyznaczać sobie samodzielnie.

Wtem do Barona doskoczył Pyckal, wspólnik jego, człowiek niższy, bardziej krępy. Nie spodobała mu się decyzja o zatrudnieniu nowego urzędnika Gotów był nawet wymierzyć Gombrowiczowi kilka ciosów. Ale wtedy pojawił się Ciumkała - kolejny wspólnik, wyłupiasty blondyn. Między mężczyznami rozgorzała dysputa o urzędniku i drapaniu (zastanawiali się, kogo będzie drapał sekretarz). W końcu zaciągnęli Gombrowicza do jakiegoś budynku, na którym widniała tabliczka: „Baron, Ciumkała,Pyckal, Koński Psi Interes”.

Narrator został na chwilę sam, a właściciele spółki schowali się za innymi drzwiami. Główny bohater postanowił rozejrzeć się po budynku. Przeszedłszy korytarz, natrafił na pracowników, którzy zajmowali się Piciem Kawy. Zdaniem narratora siedzieli w tym pomieszczeniu od lat, wciąż w tym samym składzie, każdego dnia pijąc tę samą kawę i zabawiając się tymi samymi żartami.

Obserwację zwyczajów biurowych przerwało narratorowi wezwanie przez pryncypałów. Gombrowicz dowiedział się, że ich zaszłości miały początek w młynie, który przypadł im z eksdywizji w równym podziale. Później mieli trzy karczmy i gorzelnię. Podział środków finansowych był niemożliwy, także w trakcie postępowania sądowego, gdyż każda decyzja była wielokrotnie zaskarżana. Dlatego też mężczyźni trwali w tym dziwnym porozumieniu.

W końcu przystąpiono do pertraktacji finansowych z narratorem. Pensja z 1000 lub 1500 pezów stopniała do zaledwie 85. Już po chwili Rachmistrz dał Gombrowiczowi spis akt, które miał wyciągnąć.

Główny bohater zyskał jakie takie zabezpieczenie finansowe. Nie był jednak zupełnie spokojny. Nie znał wszak miasta, nie wiedział też, co dzieje się z jego przyjaciółmi. Znalazł się całkiem sam w zupełnie obcej części świata. Najbardziej dręczyła go jednak sprawa z poselstwem.

Kiedy narrator wrócił najmowanego pokoju, otrzymał bukiet czerwono - białych fuksji wysłanych przez Ministra. Wraz z kwiatami czekało na Gombrowicza zaproszenie na przyjęcie uświetnione obecnością tutejszych Pisarzy i Artystów, które miało odbyć się następnego dnia. Początkowo Gombrowicz nie miał zamiaru w nim uczestniczyć, lecz po chwili stwierdził, że i jemu należy się czapkowanie.

Na przyjęciu pojawili się dystyngowani goście. Uwagę narratora przykuł wydelikacony mężczyzna, który w dodatku sam siebie delikacił. Rodacy Gombrowicza wyjaśnili mu, że oto właśnie wszedł najwybitniejszy pisarz argentyński. Równocześnie zachęcali go, by stanął z nim do pojedynku.

Gombrowicz przemówił: Nie lubię ja gdy Masło zbyt Maślane, Kluski zbyt Kluskowe, Jagły zbyt Jaglane, a Krupy zbyt Krupne. Na to Argentyńczyk stwierdził, doceniając zarazem myśl o maśle zbyt maślanym, że te słowa wypowiedział już Satoriusz. Na replikę Gombrowicza ponownie odpowiedział, przywołując postać, która już użyła podobnego sformułowania. I tym sposobem wszystkie kwestie narratora zostały przypisane przez Argentyńczyka minionym twórcom. Porażka stała się faktem. By ją odreagować, począł Gombrowicz, którego diabli brali, chodzić od ściany do ściany. Zauważył wtedy, że pewna postać powtarzała jego zachowanie. Był to wysoki brunet o szlachetnym obliczu i czerwonych wargach. Przerażony Gombrowicz wybiegł z sali.

Po chwili ów mężczyzna dopędził narratora. Złapał go za rękaw i przedstawił się jako jego wielbiciel. Poczuł, że główny bohater swoim chodzeniem przemógł wszystkich, dlatego zaczął go naśladować. Mężczyzna o czerwonych wargach wyjaśnił też, że wcale go nie pożąda, gdyż interesują go jedynie młodzi chłopcy.

Mężczyzna o czerwonych ustach był Portugalczykiem lub Metysem i zwał się Gonzalo. Należał do ludzi bardzo bogatych, lecz kiedy uganiał się za chłopcami lub chłopakami, ubierał się jak zwykły subiekt. Oferował wtedy niewielką sumę za grzech, a zdesperowani chłopcy czasem zgadzali się i szli z nim. Swoje bogactwo ukrywał, gdyż obawiał się, że może zostać zamordowany.

Gonzalo pokazał narratorowi pewnego blondyna, chłopca, który budził w nim pożądanie. Kiedy tylko go dostrzegł, od razu popędził za nim ulicą, a Gombrowicz ruszył za nim. Młodzieniec rozmawiał z jakimś starszym mężczyzną. Portugalczyk poprosił towarzysza, by ten ustalił tożsamość tej nieoczekiwanej przeszkody. Okazało się, że byli to rodacy narratora, ojciec i syn. Gonzalo gotów był zapłacić 10, 20 lub 30 tysięcy za zaznajomienie z nimi. Widząc, że blondyn i starszy mężczyzna wchodzą do parku, bohaterowie podążyli za nimi.

Kolejnym przystankiem była sala tańców, w której obserwowany młodzieniec i jego ojciec zamówili piwo. Gonzalo i Gombrowicz usiedli przy sąsiednim stoliku i także popijali złocisty trunek. Portugalczyk nalegał, by narrator zaznajomił się z rodakami, co pozwoliłoby mu do nich dołączyć. Główny bohater był jednak rozzłoszczony i zażenowany całą sytuacją. Poszedł więc do toalety.

Niespodziewanie Gombrowicz spotkał Barona, Pyckala i Ciumkałę. Właściciele spółki zaprosili go na piwo, ale przy stoliku rozgorzała kłótnia o to, kto powinien zafundować napój.

Narrator szybko zorientował się, że wspólnicy zaczęli podejrzewać go o romans z arcybogatym Gonzalem. Nie mówili już o fundowaniu piwa, lecz wytrwale i zaciekle wciskali głównemu bohaterowi banknoty, licytując się przy tym o to, kto ma większy majątek. W końcu udało im się wcisnąć pisarzowi wcale nie taką małą kwotę.

Zdenerwowany Gombrowicz chciał opuścić salę. Spostrzegł jednak Gonzala, który wciąż figlował przy stoliku. Dosiadł się więc do niego, a ten - wzorem wspólników - także podarował mu pewną sumę na znak przyjaźni. Wtedy miejsce obok zajęli Baron, Pyckal i Ciumkała, którzy coraz głośniej dokazywali.
Gonzalo jeszcze raz wskazał na blondyna i jego ojca. Gombrowicz podszedł do nich i powiedział, że pragnął przywitać Swojaka. Na to mężczyzna przedstawił się jako Tomasz Kobrzycki, emerytowany major, a wskazawszy na blondyna, powiedział, że to jego syn o imieniu Ignacy.

Były żołnierz z niesmakiem spoglądał na hałaśliwą kompanię Gombrowicza. Główny bohater wyjaśnił, że nie wybierał tych znajomości. Zrozumiawszy to, Kobrzycki zaprosił go do stolika. Mężczyzna planował wysłać syna do wojska. Chciał też, by przed wyjazdem młodzieniec zażył trochę rozrywki.

Towarzysze Gombrowicza wciąż przepijali - to do niego, to do Gonzala. Jeden tylko Portugalczyk wciąż spoglądał na Ignacego. Narrator ostrzegł więc Kobrzyckiego, by uchodził z synem, gdyż Gonzalo ugania się za nim. Emerytowany major nie zamierzał jednak uciekać. Wstał i spojrzał na Portugalczyka, a ten uczynił to samo. Gdy tak stali naprzeciwko siebie (Kobrzycki jednak potężniejszy), zapachniało bójką. Przestraszony Portugalczyk sięgnął po kubek i pił niemalże w nieskończoność. W końcu Kobrzycki wrzasnął, że nie życzy sobie, aby ten do niego przepijał. Na te słowa Gonzalo rzucił kubkiem w skroń mężczyzny. I znowu zdawało się, że rozpęta się bójka, lecz nic takiego nie miało miejsca. Portgualczyk po prostu wziął swój kapelusz i wyszedł. I tak wszyscy się rozeszli, wszystko Się Rozeszło.

Główny bohater długo nie mógł zasnąć, czyniąc sobie wyrzuty z powodu wydarzeń, jakie miały miejsce w ciągu dnia. Rankiem odwiedził go Tomasz, który chciał stanąć do pojedynku z Gonzalem (Krowa nie krowa, ale w spodniach chodzi, a obraza publiczna była i nie może to być żebym ja na tchórza wyszedł, a jeszcze przed Cudzoziemcami!). Próby wyperswadowania tego pomysłu zdały się na nic. Starcie miało odbyć się na pistolety lub szable.

Narrator pojechał do willi Gonzala. Gospodarz otworzył mu drzwi w stroju lokaja. Po chwili przeszli do pokoju właściciela. Usłyszawszy o planach Tomasza, Gonzalo zmiękł w kobitkę. Rzekł wtedy do narratora: Wiem ja, że ty mnie za potwora masz To jednak sprawię, że moją stronę przeciw Ojcu temu będziesz trzymał, a takich jak ja za Sól Zie mi uznasz. Powidzże mniej żadnego ty Postępu nie uznajesz? Mamyż w miejscu dreptać; A jakże ty chcesz żeby co Nowego było, gdy Stare wyznajesz! Wiecznież tedy Pan Ojciec syna młodego pod batogiem swoim ojcowskim mieć będzie, wiecznież ten młody za Pana Ojca ma klepać pacierze? Dać trochę luzu młodemu, wypuścić go na swobodę, niech pobryka! Na te słowa narrator odpowiedział, że jest Polakiem i nie zamierza wyrządzać krzywdy rodakom. Usłyszał wówczas: Takiż to rozkoszny był dotąd los Polaków Nie obrzydłaż tobie polskość twoja? Nie dość tobie Męki: Nie dość odwiecznego Umęczenia, Udręczenia? A toż dzisiaj znowuż wam skórę łoją! Tak to przy skórze swojej się upirasz? Nie chcesz czym Innym, czym Nowym stać się? Chceszli aby wszyscy Chłopcy wasi tylko za Ojcami wszystko w kółko powtarzali? Oj, wypuścić Chłopaków z ojcowskiej klatki a niech i po bezdrożach polatają, niechże i do Nieznanego zajrzą! Owóż to Ojciec stary dotąd na źrebaku swoim oklep jechał, a nim powodował wedle myśli swojej... a niechże ten źrebak na kieł weźmie, niech Ojca swego poniesie gdzie oczy poniesą! I już Ojcu mało oko nie zbieleje bo go Syn własny ponosi, ponosi! Hajda, hajda, wypuśćcie wy Chłopaków swoich, niech Lecą, niech Pędzą, niech Ponoszą! Po chwili Gonzalo zaproponował, aby Ojczyznę zastąpić Synczyzną. Narrator początkowo zapłonął gniewem, później zaczął się śmiać.

W końcu Gonzalo stwierdził, że może zgodzić się na pojedynek, jeśli jego zaufany przyjaciel podczas ładowania pistoletów wrzuci kule do rękawa (by został sam proch). Wtedy po zakończonym starciu można byłoby wprowadzić zgodę, nawet coś wypić.

Ostatecznie narrator doszedł do wniosku, że związki z rodakami są najważniejsze. Dlatego też postanowił pomóc Tomaszowi. Do realizacji planu niezbędni byli Baron i Pyckal, którzy wystąpiliby w charakterze sekundantów Portugalczyka. Rodacy poparli pomysł głównego bohatera, choć początkowo z niechęcią odnosili się do bycia sekundantami Gonzala.

Sytuację nieco skomplikował list otrzymany przez narratora. Wezwany do poselstwa Gombrowicz spotkał się tam z ministrem i pułkownikiem Fichcikiem. Wiadomość o pojedynku Tomasza z Gonzalem zdążyła trafić do ich uszu. Minister także uknuł plan. Chciał, aby pułkownik miał okazję podziwiać bohaterstwo rodaka. A jako że żołnierz miał wziąć udział w polowaniu, na jego miejsce wyznaczono okolicę punktu, w którym stanąć naprzeciwko siebie mieli Kobrzycki i Gonzalo.

Główny bohater umówił się z Baronem i Pyckalem w ogródku jednej z miejscowych kawiarni. Na nieszczęście mężczyźni przyjechali na przykuwających uwagę ogierach, które przywiązali do drzewa. W czasie rozmowy każdy z mężczyzn wyjawił inną koncepcję pojedynku. Narrator chciał, aby trwał on do pierwszej krwi, a rywale strzelali do siebie z odległości 50 kroków. Pyckal i Baron konsekwentnie zmniejszali odległość. W końcu zaproponowali, by pojedynek, skoro i tak zdaje się być szalbierstwem, odbywał się z 25 kroków.

Zatopiony w dotyczących pojedynku myślach narrator udał się do poselstwa. Tam dowiedział się, że wojna została przegrana. Główną przyczyną jego wizyty były jednak ustalenia dotyczące pojedynku. Zapytał więc, czy odbędzie się kawalkada. Poseł wykrzyczał: Ja Poseł, Ja Rząd, tu Poselstwo, ja Minister jestem, ja Państwo, ja Poseł, ja Minister, ja Rząd, Poselstwo, Państwo, a Kawalkada się odbędzie, odbędzie, bo Państwo, bo Rząd, bo Poselstwo i ja Poseł, Poseł, i Rząd, i Państwo i na Berlin, na Berlin, do Berlina, do Berlina! Biegał później bez celu, wciąż krzycząc, na co narrator zaregował w nastepujący sposób: Lecz krzyk jego pusty i ja gmach Poselstwa opuściłem.
***
Wyszedłszy, narrator rozmyślał o końcu starej ojczyzny, ale myślenie jego było puste. Nagle poczuł ogromną chęć zobaczenia Syna. Udał się więc do pensjonatu, w którym Kobrzycki wynajmował dwa pokoiki. Przekroczył prób tego zajmowanego przez Ignacego i przez chwilę przyglądał się śpiącemu młodzieńcowi. Rzekł: Ano, przyszedłem tutaj z niespokojności o przyszłość Narodu naszego, który od Wrogów pokonany, że nam i nic więcej, tylko Dzieci nasze pozostały. Obyż to Synowie wierni Ojcom i Ojczyźnie byli! Tak mówię, ale tyż zaraz mnie strach zdjął, po co ja to mówię i dlaczego mówię... Aż tu Pusto! Nagle tak Pusto! Nagle tak Pusto jakoś jakby Nic... jakby niczego nie było... a tylko on tu Leży, leży, leży... Pusto we mnie i pusto przede mną.

Następnego dnia odbył się pojedynek. Najpierw skromnie przyjechał Kobrzycki, później w przepychu pojawił się Gonzalo. Mężczyźni oddali do siebie po pustym strzale (pistolety nie były nabite kulami). W oddali słychać było grupę jeźdźców.

Narrator właśnie uświadomił sobie, że pojedynek nigdy się nie skończy, ponieważ miał odbywać się do pierwszej krwi. Zdążył pogrążyć się w czarnych myślach, gdy w końcu pojawiła się kawalkada. Nagle ogier Pyckala ugryzł ogiera, na którym siedział Baron. W ten sposób rozpętało się prawdziwe piekło, a jego ogień podsyciły myśliwskie charty. Przyczajony w krzakach Ignacy znalazł się w niebezpieczeństwie. Pan Tomasz celował w psy, lecz jego starania nie przynosiły efektu. Dopiero Gonzalo rzucił się na zwierzęta i przepędził je gołymi pięściami.

Tomasz Kobrzycki wciął Gonzala w objęcia i wyznał, że uratowawszy jego syna, stał się dlań prawdziwym przyjacielem. A i Portugalczyk nie ukrywał radości z tego faktu. W tych okolicznościach przemówił poseł: Patrzcież na te gaje! Patrzcież na zioła, na krzewy, na Naturę całą, która pod Niebios ogromem spoczywaj i patrzcież, jak to Polak wobec stworzenia całego wybawicielowi Syna swojego przebacza! Łaska Boża! Przychylność natu ry całej! O, bo rzecz to pewna, najpewniejsza, że Polak Bogu i Naturze miły dla Cnót swoich, a głównie dla tej Rycerskości swojej, dla Odwagi swojej, Szlachetności swojej, dla Pobożności i Ufności swojej! Patrzcież na te gaje! Patrzcież na Naturę całą! I p atrzcież na nas, Polaków, amen, amen, amen. Wszyscy tedy „Viva Polonia Martir" zakrzyknęli.

Po pojedynku Gonzalo zaprosił do swej willi narratora, pana Tomasza i Ignacego. Tym razem główny bohater miał nieco więcej czasu na to, by przyjrzeć się majątkowi Portugalczyka, który wywarł na nim ogromne wrażenie swym przepychem. Domostwo ozdabiały rozmaite dekoracje, dzieła największych mistrzów malarskich itd. Po pokojach biegały dziwne psy (np. skrzyżowanie buldoga z owczarkiem niemieckim, skrzyżowanie psa z chomikiem), a wszystko sprawiało wrażenie, jak gdyby gryzło się ze sobą. W posiadaniu Gonzala była również ogromna biblioteka, w której pracowali ludzie zatrudnieni przez Portugalczyka do czytania książek.

Gospodarz na chwilę zostawił swych gości, po czym wrócił w koronkowej spódnicy. Widząc oburzenie pana Tomasza, szybko wyjaśnił, że w jego kraju - ze względu na ogromne upały - mężczyźni ubierają niekiedy spódnice. Następnie wszyscy przystąpili do konsumpcji wystawnej kolacji.

Po obfitym posiłku bohaterom przydzielone zostały pokoje. Narrator zajął pokój kąpielowy, Tomasz buduar, a dla Ignacego gospodarz wybrał pomieszczenie znajdujące się w zupełnie innej części willi. Zamiary Gonzala stały się jasne.

Gdy narrator znalazł się w czterech ścianach, począł rozmyślać o trudnym położeniu Tomasza i zdradzie, jakiej względem niego się dopuścił. Postanowił więc wyznać Tomaszowi całą prawdę.

Na wieść o tym, że strzelał samym prochem, Kobrzycki poczuł ogromne rozczarowanie. Nawet padający przed nim na kolana narrator nie złagodził jego gniewu. Dawny żołnierz wiedział wszak, iż ucierpiał jego honor. Plamę tę postanowił zmyć krwią, ale nie babską krwią Gonzala, a ciężką krwią swego syna.

Rozmowa dwóch Polaków została podsłuchana przez czającego się pod drzwiami Gonzala. Portugalczyk - wściekły na Gombrowicza - oznajmił, że plan Kobrzyckiego spali na panewce. Miał już zupełnie inny scenariusz - zamierzał skłonić Ignasia, aby ten zamordował Tomasza. A mówił o tym, wykrzykując: Synczyzna! Synczyzna! Synczyzna!

Narrator poszedł do przydzielonego mu pomieszczenia, ale nie mógł się uspokoić. Postanowił więc iść do Ignasia. Przemierzając korytarz, podeptał on kilku parobków zatrudnianych przez Gonzala.

Syn Tomasza leżał na łóżku zupełnie nagi. Ujrzawszy go, zmartwiałem. Owóż to z pozoru jak przyzwoite spał chłopię. Ale gdy on śpi, w nim śpi Łajdactwo i, o Boże, Łajdak on, nic innego, Łajdak, Łajdak, do Łajdactwa wszelkiego sposobny, a niechby tylko mu popuścić, on by Łajdakiem stał się jak tamte Łajdaki!

Następnego dnia Tomasz, wciąż myśląc o swoim planie, oznajmił Gonzalowi, że w podzięce za gościnę zostaną u niego dłużej. Uradowany Portugalczyk zaczął wcielać w życie swój scenariusz, początkowo uwodząc Ignasia podczas gry w palanta.

Trzeciego dnia narrator zaczął martwić się brakiem zmartwień. Dlatego też udał się do ogrodu, gdzie chciał w spokoju rozpamiętywać swoje klęski. Zatopiwszy się w myślach, główny bohater usłyszał głośne syknięcie. Za płotem stali Baron, Pyckal i Ciumkała, którzy zaprosili Gombrowicza na przejażdżkę.

Ledwie narrator wsiadł do bryczki, a już Pyckal ugodził go ostrogą w łydkę w taki sposób, że Gombrowicz stracił przytomność. Kiedy się ocknął, był w piwnicy, a naprzeciwko niego siedziało trzech porywaczy. I trwało to parę godzin, w zupełnym niemal milczeniu, gdyż wszyscy bali się ostróg.

W końcu do pomieszczenia wszedł Rachmistrz, który wcześniej uczył głównego bohatera wyciągania akt. Zobaczywszy Gombrowicza, ugodził go ostrogą, a następnie nakazał przymocować mu takową do buta. Rzekł: Teraz do Związku naszego Kawalerów Ostrogi należysz i Rozkazy moje masz wypełniać, a także dbać żeby tamci rozkazy moje jak należy wypełniali. Ucieczki, ani zdrady żadnej, nie próbuj, bo ci Ostrogę zadadzą, a jeżelibyś choć najmniejszą chęć Zdrady, Ucieczki w którym z towarzyszów twoich spostrzegł, jemu Ostrogę masz wrzepić. A jeślibyś tego zaniedbał, tobie ją wrzepią. A jeśliby ten, kto tobie Ostrogę wsadzić ma, tego zaniedbał, jemu niech inny Ostrogę wsadzi. Pilnujże się tedy, a i innych pilnuj, i na najlżejsze poruszenie uważaj, jeśli nie chcesz Szpikulca doznać Bolesnego, ach, Strasznego, ach Piekielnego Szpikulca tego Diabelskiego!

Trzej wspólnicy wyznali głównemu bohaterowi, że wszystko zaczęło się od pojedynku Kobrzyckiego z Gonzalem. Wtedy i w nich obudził się rycerski duch i wszystkie swoje zaszłości zapragnęli rozwiązywać pojedynkami. Nieopatrznie Baron poprosił Rachmistrza, aby ten wyzwał w jego imieniu Pyckala. Urzędnik wyśmiał jednak pojedynki prowadzone bez kul i zaproponował ostrogi. Dalszą część opowieści przytoczył sam Rachmistrz, który ostrogami chciał odmienić los Polaków. Powiedział on: A bo żal się Boże [...] toż znowu nam na tej wojnie tyłków piorą. I znowuż Przegrana! Przeklęty, przeklętyż los! A czy to Natura nami pogardziła, że tyż nic nam na Dobre, na Udane, na Szczęśliwe nie chce wyjść, a wszystko właśnie na Złe, na Złośliwe się obraca? A toż widać Bez Kuł strzały nasze! A toż pusta Lufa nasza! A toż podobnież Natura nas nie chce i, wzgardliwa, za słabość naszą Śmierci, Zagłady nam życzy!

I tym sposobem po kilku dniach w piwnicy siedzieli już niemal wszyscy urzędnicy, a było ich tylu, że na podłodze brakowało miejsca. W ścisku dawność wracała i wszystko stawało się zaprzeszłe. Wszyscy myśleli jednak o tym, by opuścić piwnicę. Kiedy narrator podjął próbę, musiał niestety uznać zwycięstwo wbijanych w niego ostróg.

W końcu główny bohater zaproponował, by zdobyć się na jakiś czyn, wyjątkowy czyn. Miało być nim zgładzenie Ignacego, syna Tomasza, niewinnego młodzieńca (bo niewinna krew ma największą wartość).

W towarzystwie Rachmistrza narrator udał się do willi Gonzala. Wbiwszy ostrogę w konia urzędnika, Gombrowicz pozbył się pilnującego go mężczyzny i w spokoju dotarł do majątku Portugalczyka. Tam obie strony konfliktu planowały zrealizować swe plany. Gonzalo chciał, by Horacjo (jednen z jego chłopców) upodobnił się do Ignasia. Po tej przemianie młodzieniec miał zgładzić Kobrzyckiego. Z kolei były żołnierz przechadzał się po ogrodzie, obmyślając realizację swych zamiarów.

Początkowo narrator chciał ostrzec Ignasia, ale czuł, że coś musi się zmienić. Porzucił więc te zamiary.

Następnego dnia przybył zapowiadany przez Podsrockiego kulig. Narrator ze zdziwieniem wypytywał Ministra o to, co powodowało jego radość. Przecież Polska przegrała wojnę. Polityk odrzekł, że wraz z Posłem postanowili ukryć klęskę i nie pokazywać jej za granicą. Zamierzali to zrobić kuligiem w myśl zasady zastaw się, a postaw się.

Gdy narrator wyszedł na zewnątrz, by towarzyszyć idącemu za potrzebą panu Kaczeskiemu (bał się psów), dostrzegł za krzakami dziwne stworzenie. Wyglądem przypominało ono garbatego psa z kopytami. Dopiero po chwili, zbadawszy sprawę dokładniej, ustalił, że byli to Baron na Ciumkale i Rachmistrz na Cieciszu. Tworzyli oni upiorną kawalerię, dodając sobie sił kolejnymi ciosami ostróg. W momencie osiągnięcia odpowiednio groźnego wyglądu zamierzali uderzyć, zniszczyć i stratować.

Narrator wrócił do uczestników zabawy, aby ostrzec ich przed zagrożeniem. Kulig przerodził się w efektowny Buchbach. W pewnym momencie, korzystając z zamieszania, Kobrzycki sięgnął po nóż i chciał wykonać swój plan. Starł się z Horacjem, a kiedy upadł, zdawało się, że nadbiegający Ignacy dokona ojcobójstwa. Chłopak jednak przeskoczył tylko nad mężczyzną i wybuchnął śmiechem; nie polała się krew. Po chwili śmiali się wszyscy.

I chociaż wszystko na moment ucichło, po chwili odezwało się jeszcze głośniej. Wybuchają, w ramiona się biorą, Zataczają, to cienko, to grubo razem się Miotają i już jeden drugiego, jeden z drugim ale Buch buch oj Ryczą, Ryczą, aż chyba Buchają. I dopiroż od Śmiechu, do Śmiechu, Śmiechem Buch, Śmiechem bach, buch, buch Buchają!..

Plan wydarzeń

1. Gombrowicz przybywa do Argentyny na pokładzie „Chrobrego”.
2. Wiadomość o wybuchu wojny i podjęcie przez narratora decyzji o pozostaniu w obcym kraju.
3. Trudna sytuacja finansowa głównego bohatera.
4. Cieszowski zapoznaje bohatera z Baronem, Pyckalem i Ciumkałą.
5. Gombrowicz składa wizytę w poselstwie.
6. Kosiubidzki zamierza odesłać pisarza do Rio de Janeiro, ale ostatecznie postanawia przedstawić go Argentyńczykom jako wielkiego Polaka.
7. Spotkanie głównego bohatera z Baronem i propozycja pracy na stanowisku sekretarza.
8. Pojawienie się Pyckala i Ciumkały.
9. Trudne negocjacje i obniżenie stawki zaoferowanej pisarzowi (z 1500 na 85 pezów).
10. Gombrowicz zaproszony na wieczór organizowany przez miejscowych pisarzy i artystów.
11. Przegrany pojedynek z najlepszym argentyńskim pisarzem.
12. Pierwsze spotkanie głównego bohatera z Gonzalem (pojedynek wywarł na Portugalczyku ogromne wrażenie).
13. Gonzalo pokazuje Gombrowiczowi Ignacego, swą wielką miłość.
14. Wyprawa do parku i nalegania Portugalczyka, by Gombrowicz zapoznał go z młodym rodakiem i jego opiekunem.
15. Piwo w restauracji i ciągłe picie Portugalczyka do jasnowłosego Polaka.
16. Pojawienie się Barona, Pyckala i Ciumkały; coraz większy chaos.
17. Główny bohater poznaje Tomasza Kobrzyckiego i jego syna (Ignacego).
18. Narrator ostrzega rodaka przed zamiarami Gonzala.
19. Nierozstrzygnięte starcie Tomasza z Gonzalem.
20. Decyzja Tomasza o wyzwaniu Portugalczyka na pojedynek.
21. Rozesłanie wiadomości.
22. Gonzalo próbuje skłonić Gombrowicza do porwania Ignasia i proponuje zastąpienie Ojczyzny Synczyzną.
23. Ostatecznie Portugalczyk wyraża chęć wzięcia udziału w pojedynku, jeśli Gombrowicz nie nabije pistoletów kulami.
24. Spotkanie narratora z Baronem i Pyckalem (ustalenia dotyczące pojedynku).
25. Wizyta Gombrowicza w poselstwie.
26. Wiadomość o klęsce Polski.
27. Minister zapowiada, że na pojedynku pojawią się polscy dostojnicy.
28. Pojedynek.
29. Przyjazd kawalkady i spłoszenie ogierów należących do Pyckala i Barona.
30. Rozwścieczone psy myśliwskie atakują Ignacego.
31. Gonzalo ratuje chłopaka.
32. Wdzięczność Tomasza.
33. Portugalczyk zaprasza Tomasza, Ignacego i narratora do swej willi.
34. Wystawna kolacja i przydzielenie gościom pokojów.
35. Narrator zdał sobie sprawę z tego, że Gonzalo wcale nie zamierza zrezygnować ze zdobycia Ignasia. Dlatego wyjawił Tomaszowi prawdę o pistoletach.
36. Kobrzycki postanawia zabić Ignacego (i uratować w ten sposób swój honor).
37. Podsłuchujący pod drzwiami Gonzalo postanowił z kolei uśmiercić Tomasza.
38. Kobrzycki oznajmia gospodarzowi, że wraz z synem zostaną u niego jeszcze kilka dni.
39. Gra w palanta i beztroskie rozgrywki.
40. Gombrowicz zostaje zwabiony przez Barona, Pyckala i Ciumkałę.
41. Pracodawcy wbijają ostrogę w nogę bohatera i przewożą go do piwnicy.
42. Rachmistrz wyjaśnia, czym jest Związek Kawalerów Ostrogi.
43. Bohaterowie zniewoleni w piwnicy.
44. Świadomość konieczności dokonania wielkiego czynu.
45. Sprytna ucieczka Gombrowicza (wyprowadził w pole Rachmistrza).
46. Przyjazd głównego bohatera do willi Gonzala.
47. Portugalczyk wyjawia Gombrowiczowi swój plan zgładzenia Tomasza. Horacjo miał upodobnić się do Ignacego, a później uśmiercić starego Kobrzyckiego.
48. Spacery Tomasza po ogrodzie (również zamierzał wypełnić swój plan).
49. Rozważania narratora.
50. Pojawienie się kuligu.
51. Poseł i Minister planowali ukryć klęskę Polski przed obcokrajowcami.
52. Zabawa w willi Gonzala.
53. Narrator dostrzega w oddali dwie dziwne istoty (byli to Baron na Pyckalu i Rachmistrz na Cieciszewskim, którzy poprzez wzajemne wbijanie sobie ostróg zamierzali stać się potężnymi i budzącymi strach wojownikami).
54. Narrator powrócił do bawiących się, by ostrzec ich przed niebezpieczeństwem.
55. Tomasz przystępuje do realizacji planu.
56. Horacjo odpiera atak.
57. Ignacy, który przeskoczył ojca, wybucha śmiechem.
58. Powszechna radość.

Rozwiń więcej

Losowe tematy

Sonet 132 Francesco Petrarka –...

„Sonet 132” o incipicie Jeśli to nie jest miłość – cóż ja czuję? (w przekładzie dokonanym przez Jalu Kurka) to jeden z najbardziej rozpoznawalnych...

Rozmowa liryczna – interpretacja...

Wiersz Konstantego Ildefons Gałczyńskiego zaliczany bywa do najpiękniejszych i najpopularniejszych utworów miłosnych w dziejach polskiej poezji. Jak sam tytuł sugeruje...

Anaruk chłopiec z Grenlandii –...

Streszczenie Głównym bohaterem powieści jest młody dwunastoletni Eskimos żyjący na Grenlandii o imieniu Anaruk. Narrator (a jednocześnie polarnik) zaprzyjaźnił...

Zaklęcie – interpretacja i analiza...

„Zaklęcie” Czesława Miłosza to wiersz w którym autor wypowiada się na temat roli poezji i jej metod opisywania świata. Przede wszystkim zaś przedstawia...

Motyw ptaka w literaturze i sztuce...

Dla człowieka ptaki to zwierzęta szczególne. W czasach przed wzbiciem się ludzkości w powietrze to właśnie one mogły unosić się do góry. Nadawało im to...

Do Afrodyty Safona – interpretacja...

Safona to starożytna poetka grecka która założyła szkołę dla dziewcząt na wyspie Lesbos. Były one jednocześnie czcicielkami Afrodyty czego wyraz można znaleźć...

Stary człowiek i morze - opracowanie...

Geneza „Stary człowiek i morze” pozostaje do dziś najbardziej rozpoznawalnym dziełem Ernesta Hemingwaya. Powieść zapewniła mu literacką Nagrodę Nobla i z...

Pamięć i tożsamość – streszczenie...

„Pamięć i tożsamość” to ostatnia pozycja z bogatego dorobku literackiego Jana Pawła II. Książka została wydana niedługo przed śmiercią papieża w lutym...

Psałterz puławski - opracowanie...

„Psałterz Puławski” to jak sama nazwa wskazuje zbiór psalmów który stanowi tłumaczenie Księgi Psalmów. Autorstwo Nieznany jest autor...