Unikalne i sprawdzone teksty

Kronika wypadków miłosnych – streszczenie, plan wydarzeń

Streszczenie

Pociąg monotonnie zapadał się w kolejne piaszczyste rowy. Główny bohater - Wicio - zwrócił na siebie uwagę konduktora charakterystyczną czapką. Mężczyzna wziął go za studenta, lecz chłopak odpowiedział, że zgodnie z tradycją takie nakrycia głowy zakłada się przed maturą.

Niemal wszystkie wagony były wolne. Tylko jeden przedział pierwszej klasy zajmował biskup. Wicio poszedł z konduktorem przyjrzeć się słudze bożemu. Wtedy zbliżył się do niego jakiś niewielki mężczyzna w chłopskiej bekieszy. Najpierw zapytała o to, czy biskup ich pobłogosławi (odziany w purpurę dostojnik najprawdopodobniej w ogóle ich nie widział). Później rzekł, że jedzie do Warszawy. Dodał jeszcze, że bardzo kogoś skrzywdził, dlatego musi rozmawiać z ludźmi. Kiedy Wicio wyraził swą chęć ruszenia w świat, mężczyzna odrzekł, że młodzieniec zostanie tutaj. Główny bohater chciał wiedzieć, co go czeka. Jednak spotkany w pociągu człowiek odrzekł tylko: Może i wiem, ale nie powiem. Lepiej nic nie wiedzieć. Nieco przerażony zachowaniem zagadkowej postaci Wicio postanowił wrócić po czapkę do przedziału. Wtedy usłyszał, że nic się jej nie stanie, a sam nie zmieni już tego nakrycia głowy na żadne inne. Mężczyzna wyjął jeszcze jakieś zawiniątko, lecz Wicio nie chciał, by podzielił się z nim jego zawartością. Tajemniczy jegomość oddalił się więc, a główny bohater myślał, że spotkał jakiegoś dziada wracającego z festu.

Pociąg wjechał do rodzinnego miasteczka Wicia. W oddali ukazało się Wilno. Niespodziewanie maszyna stanęła, a konduktor biegał miedzy wagonami, przykucając. Dał znak maszyniście i wagony cofnęły. Po chwili obaj mężczyźni wyciągnęli spod jednego z nich spory ochłap w skotłowanej odzieży. Wicio nie chciał patrzeć.

Na przystanku główny bohater zorientował się, że wiele osób otoczyło zmasakrowane ciało. Podszedł więc do nich i zadał pytanie, czy nie był to przypadkiem ten mężczyzna z tobołkiem, który wybierał się do Warszawy lub do Ameryki. Usłyszał, że przy ciele nie było żadnego tobołka. Wykonano telefon do Wilna.

Był okres wielkanocny, czas szczególny na Litwie, gdzie obchodziły je dwa odłamy chrześcijan.

Matka rozpakowywała pakunki Wicia, a dziadek chrapał w niewielkiej bokówce. Rodzicielka opowiedziała synowi, że Wołodko, miejscowy włóczęga, powyginał kraty w oknach poczty. Syn powiadomił ją o wypadku, jaki wydarzył się na stacji. Wiele osób identyfikowało ofiarę właśnie jako Wołodkę.
Mama podeszła do Wicia i zaczęła zachwalać jego urodę. Miała dla niego świąteczny prezent - popielato-srebrzystą czapkę studencką (batorówkę). Wicio wyraził obawę, że przecież może nie zdać matury. Matka była pewna sukcesu.

Wicio przywitał się jeszcze z dziadkiem, który oznajmił, że najpewniej nie dożyje jesieni, kiedy to wnuk miał zacząć studiować medycynę. Starszy człowiek wciąż czekał na ten ostatni dzień. Często widział jakieś postaci zmierzające w stronę jego łóżka, lecz te po chwili zawsze znikały.

Nagle do drzwi zastukał jakiś mężczyzna. Był to pan Kieżun, naczelnik poczty. Poprosił Wicia, by ten zaniósł telegram do pułkownika Nałęcza. Główny bohater wyszedł więc na ulicę, spoglądnął na dom sióstr Puciatówien, z którego dobiegała puszczana z gramofonu muzyka, i ruszył w stronę nowoczesnej willi Nałęczów.

Kiedy dotarł na miejsce, pokojówka wpuściła go do środka. List wręczył młodej panience. Gdy ją zobaczył, poczuł, że jego serce bije mocniej. Niewielka karteczka przyniosła dobrą wiadomość - zapowiadała powrót ojca. Pani domu i jej córka mówiły po francusku. Kiedy dziewczyna wręczyła Wiciowi monetę, odezwała się doń w tym samym języku. On, przełknąwszy ślinę, odpowiedział. Panienka przyjrzała mu się z ciekawością. Wychodząc, Wicio dowiedział się od pokojówki, że dziewczyna ma na imię Alina.

W drodze powrotnej towarzyszył głównemu bohaterowi pilnujący willi pies (biegł wzdłuż ogrodzenia). Chłopak zatrzymał się i skierował do swego kompana następujące pytanie: Może się w niej zakocham, co? Jak myślisz? Pies jedynie przypadł na przednie łapy. Wicio dodał: Może zakocham się nieszczęśliwie i umrę potem z miłości? Następnie wyjął z kieszeni monetę, spojrzał na nią i stwierdził, że jednak się nie zakocha.

Główny bohater odwiózł rower. Z poczty wracał do domu pieszo. Gdy był już pod płotem Puciatówien, ktoś na niego gwizdnął. Był to Lowa, który zachęcał młodzieńca, aby dołączył do gry w bierki. Wewnątrz siedzieli Olimpia, Cecylia i Engel. Płyta grała „Jesienne róże”. Wicio opowiedział o przejechanym człowieku. Nastrój stał się więc mroczny, mówiono nawet o zbliżającej się wojnie. Pojawienie się Wicia zepsuło zabawę. Niemniej jednak chłopak został zaproszony na kolejne spotkanie.

Główny bohater pobiegł na stację. Nie znalazł tam jednak żadnych wskazówek dotyczących człowieka przejechanego przez pociąg. Spotkał za to psa pilnującego willi Nałęczów. Kiedy wrócił do domu, matka nie była zadowolona. Jeszcze raz przypomniała mu, że musi być wielkim lekarzem. Zapytała jeszcze, czy Wicio modli się za ojca. Z bokówki odezwał się dziadek. Zapowiadał swą rychłą śmierć.

***

Potworna zbrodnia! Do V Komisariatu Policji zgłosił się Józef Wilk, dwudziestoośmioletni student. Przyniósł ze sobą nóż oraz sznur. Oświadczył, że zamordował Helenę Sójkę, swą narzeczoną. Szybka akcja wywiadowcza pozwoliła odnaleźć Sójkę, która jeszcze żyła (na jej szyi widoczne były ślady duszenia). Wilk, syn weterana wojennego, miał za sobą dwie próby samobójcze, studia przerwał z powodu kłopotów finansowych.

***

Wicio czekał na stacji. Niespodziewanie podszedł do niego Lowka, co mogło pokrzyżować jego plan. Dał więc koledze trzy papierosy i poprosił go, aby sobie poszedł. W końcu dostrzegł wśród tłumu ludzi dwie licealistki. Jedną z nich była Alina. Niebo przeszył dwupłatowiec, co odwróciło uwagę przechodniów i dziewczyn, a Wiciowi ułatwiło dotarcie do nich. Po krótkiej rozmowie z Aliną i Zuzą główny bohater pożegnał się. Nie miał jednak zamiaru odejść - podążył śladem dziewczyn i znalazł się w pociągu. Po chwili dotarł do ich przedziału i poprosiwszy o zgodę, zajął wolną ławkę. Zapytał Alinę, dlaczego nigdy wcześniej jej nie widział. Ta odrzekła, że jeździ już półtora roku. Pamiętała, jak z kilkoma dziewczynami zostały obrzucone śnieżkami (także przez Wicia), jak główny bohater kilkukrotnie ją potrącił. Wicio był wyraźnie zmieszany.

Kiedy Alina i Zuza wysiadły z pociągu, młodzieniec podążył ich śladem. Na peronie spotkał Lowkę, który śledził go przez cały czas. Znajomy stwierdził, że Alina ma już Wicia w garści, lecz ten zaprzeczył. Po chwili zawarli zakład. Główny bohater nie był pewien, czy postąpił słusznie. Zbliżała się matura.

***

W tamtych czasach koni było prawie tak dużo jak ludzi. Konie wspólnie z ludźmi cywilizowały ziemię. Wszystko, co przedtem zbudowano, powstało przy udziale koni. [...]Chyba jednak za mało kochaliśmy konie. To znaczy jako dzieci kochaliśmy dostatecznie, ale później, w miarę upływu lat, kochaliśmy już coraz mniej. Koniom również wyrządziliśmy krzywdę.

***

Wicio siedział na peronie, raz po raz podejmując próby czytania książki. Nagle usłyszał głośne wołanie Engelbatha (Engela). Kolega chciał, aby na prośbę Grety, maturzysta przyszedł i objaśnił pieśń Kochanowskiego. Główny bohater nie miał jednak na to ochoty. Pobiegł przed siebie, zatrzymując się dopiero przy willi Nałęczów.

W majątku rodziny ukochanej Wicio zwrócił uwagę na postacie wyciągające bagaże z granatowego samochodu. Zręcznie ukryty w maliniaku roztaczającym się pod ogrodzeniem bohater rozważał, w jaki sposób dostać się za siatkę. W końcu, przy milczącej aprobacie psa, przedostał się na drugą stronę. Następnie, niewiele myśląc, włożył podręcznik do chemii w pysk czworonoga, a sam zaczął wspinać się na wysokość pokoju Aliny. Widział ją. Siedziała przy biurku i coś zapisywała. Chciał zobaczyć ją nagą, ale ona zgasiła światło. Jednak po chwili pokój rozświetlił się złotym promieniem niewielkiej lampy. Wicio pożądliwie spoglądał na Alinę, czuł, że jej piękne ciało będzie kochał do końca życia.

Nagle główny bohater spadł, a pies przeraźliwie zawył. Kiedy pułkownik Nałęcz mocował się z drzwiami, Wicio umknął na bezpieczną odległość. Jednakże sprawiedliwość wymierzyło mu przerażone zwierze, które wbiło ostre kły w miękisz w okolicach tylnej kieszeni spodni. Chłopak szybko przeskoczył przez siatkę.

***

Jadwiga Koziełł, Czesława Zającówna i Rozalia Motyl - trzy niepowiązane ze sobą kobiety - targnęły się na swoje życie. Wszystkie znalazły pomoc w szpitalu.

Cud w Kanadzie. Montreal. Sparaliżowana jedenastoletnia dziewczynka została uleczona po ucałowaniu relikwii w oratorium św. Józefa w Montrealu.

***

Wicio był piekielnie zmęczony. Chwiejąc się na nogach, wracał do domu. Niespodziewanie na drodze pojawił się mężczyzna z latarką. Nie był to - na szczęście - pułkownik Nałęcz. Tajemniczy człowiek, zwróciwszy się do bohater po imieniu, poprosił go, aby wskazał mu drogę w stronę szkoły, a najlepiej poszedł wraz z nim. Dziwny towarzyszy opowiedział Wiciowi o śmierci swej matki, którą pochowano na cmentarzu obok kościoła. Młodzieniec zaprotestował - wszak nie było tam miejsca pochowków. Mężczyzna odrzekł, że ono dopiero powstanie, najpewniej tuż przed końcem wojny. To właśnie śmierć matki skłoniła mężczyznę do podjęcia próby zrekonstruowania swego życia.

By podtrzymać rozmowę, Wicio powiedział, że tego dnia zakochał się, a później momentalnie odkochał. Mężczyzna wiedział, że chodziło o Alinę. Dodał nawet, że Wicio i ona będą się gorąco kochać aż do... tutaj przerwał. Wrócił do opowieści o rekonstruowaniu życia.

Dotarłszy pod szkołę, tajemniczy człowiek opowiedział Wiciowi, że któregoś dnia, na dużej przerwie, omal nie wybito mu oka. Podobne doświadczenie pamiętał ze swej biografii główny bohater. Cała sytuacja wydawała mu się coraz bardziej niepokojąca. Szli jednak dalej, aż w końcu dotarli do fragmentu lasu. Stało tam skarłowaciałe drzewo. Wicio zazwyczaj omijał tę okolicę. Jak wyjaśnił mu mężczyzna - to właśnie tam powiesił się ojciec. Najprawdopodobniej uczynił to z powodów honorowych. Ktoś sprzeniewierzył pieniądze, ze które odpowiadał, a honorowy człowiek musiał ponieść konsekwencje. Ale mężczyzna nie był pewien tej wersji. Usłyszał ją kiedyś od matki.

Wicio zapytał mężczyznę, kim on jest. Ten odrzekł: Ja tu wrócę po śmierci. Będę wiatrem, co lata po strychach, będę cieniem w słoneczne popołudnia, będę skrzypieniem kół w piaszczystej koleinie. Masz daleką drogę przed sobą, ja już chyba krótką. Żegnaj, Wiciu.

***

Lidia Karszun, chora umysłowo trzydziestoczterolatka, pragnie znaleźć męża za granicą. W tym celu co jakiś czas odwiedza Warszawę i poprzez żebraninę i nalegania chce wymusić wysłanie jej za granicę. I tym razem została odesłana do Wilna.

***

Wicio w końcu dotarł do domu. Nie przekroczył jednak jego progu, gdyż i tym razem uwagę młodzieńca skupił dom sióstr Puciatiówien. W towarzystwie dwóch kobiet siedzieli pan Henryk i Engel. To właśnie z niemieckim kolegą chciał pomówić główny bohater. Gdy starszy mężczyzna, zwany technikiem, sprzeczał się z Olimpią, Wicio i Engel wyszli na zewnątrz. Przyjaciel szukał głównego bohatera, gdyż Greta (siostra Engela) zachorowała. Być może Wicio potrafiłby jej pomóc.

W końcu, po żarliwych prośbach Engela, Wicio zdecydował się iść do domu przyjaciela. Ojciec Engelbatha był pastorem, który wciąż nie opanował polskiego języka, przez co syn odnosił się do niego z niechęcią. Po krótkim przywitaniu Wicio i Engel udali się do Grety. Główny bohater prędko ustalił, że córka pastora nie ma gorączki. Następnie, wsłuchawszy się w jej oddech, stwierdził również, że drogi oddechowe są w porządku. Co ważne - gdy spoglądał na nagie plecy Grety, nie czuł niczego nadzwyczajnego, zdawały mu się one obce. Dziewczyna, choć w nie najlepszej formie, wyznała, że nie jest chora. To Engel chciał sprowadzić dla niej lekarza. Wicio zalecił odpoczynek i zapowiedział szybki powrót do dawnej dyspozycji. Tymczasem wściekły Engel, którego siostra nazwała Niemcem, stwierdził, że od tego momentu będzie nazywał się Władek Drewnowski. Chciał jeszcze coś powiedzieć koledze, lecz ten już poszedł.

Matka nie była zadowolona z późnego powrotu syna. Postawiła mu pasjansa i przeczuwała, że stanie się coś złego. Wicio zbagatelizował jej przestrogi i położył się do łóżka. Po chwili przyszedł Maharadża, stary i naznaczony bliznami kot, który nie miał sobie równych w okolicy.

***

W minionych latach chłopcy śnili o samolotach. Widywali je rzadko, zaledwie 2 razy w tygodniu nad miastem przelatywał jeden. Dlatego śnili, a w marzeniach widzieli je z bliska, dokładnie. Później samoloty stały się codziennością, pracowały razem z człowiekiem. I nikt już nie śnił ich tak, jak robili to ci dawni chłopcy.

***

Tego dnia Wicio poszedł na wagary. Siedział przez chwilę i zaklinał Alinę, aby ta do niego dołączyła. Dziewczyna, choć nie słyszała młodzieńca, pojawiła się po chwili i powiedziała, że bardzo mocno czuła płynącą od niego energię. W ręce trzymała podręcznik do chemii, który Wicio zgubił pod jej oknem (w zębach przyniósł go pies).

Para przez chwilę rozmawiała o planach na przyszłość, o podręczniku o swych cechach charakteru (oboje przedstawiali się jako okropni egocentrycy). W końcu bohaterowie postanowili zejść do miasta (spotkali się na zalesionym wzniesieniu nieopodal szkoły). W drodze rozmawiali o mężczyźnie, który rzucił się pod pociąg.

Kiedy Wicio i Alina dotarli do miasta, dziewczyna zaproponowała lody ze słynnej cukierni „Wschodniej”. Chłopak nie miał na nie ochoty (a w zasadzie jego kieszenie były puste), lecz jego towarzyszka nalegała. Uważała, że ma przed sobą krótkie życie, a przy sobie kupę kasy.

Bohaterowie jeszcze chwilę siedzieli na ławce, liżąc lody, po czym nadszedł czas rozstania. Wicio towarzyszył Alinie na krótkim odcinku, a gdy miała już pójść w swoją stronę zdawkowo ją pocałował. Później myślał o niej z wyrzutami, od następnego dnia chciał być chłodny i skoncentrować się jedynie na nauce.

Rozmyślania głównego bohatera przerwał niewysoki mężczyzna o białych, wręcz niebieskich zębach. Uznawszy Wicia za dobrego człowieka, poprosił go, by dostarczył pewien pakunek na ulicę Subocz.

W opisanym przez mężczyznę domku główny bohater zastał kobietę (mężczyzna mówił, że będzie to piękna, wyjątkowa kobieta), która siedziała przy kołysce. Kiedy przekazał jej przesyłkę, z woreczka wysypały się monety. Mieszkanka niewielkiej chatki zaniosła się płaczem.

Wicio, zgodnie z umową, miał wrócić pod Ostrą Bramę, gdzie mężczyzna obiecał czekać. Zziajany bohater szybko uświadomił sobie, że więcej nie zobaczy tego jegomościa. Jednak ktoś zatrzymał głównego bohatera. Byli to Engel, Lowka i Greta. Szybko ustalili, że kolega zwagarował tego dnia. Następnie syn pastora oznajmił, że jego siostra rzeczywiście jest chora - Greta miała powiększone serce. Wicio nie widział w tym problemu - wszak wielu ludzi żyło z taką anomalią. Engel dodał, że Grety nie wolno krzywdzić. Tymczasem dziewczyna, zwracając się do samego Wicia, przeprosiła go za wszystko. Kiedy chłopak powiedział, że rozumie, Greta odrzekła, że jest wręcz przeciwnie.

I

Nie jestem opisującym ani opisywanym. Jestem bogiem. Bogiem straszliwie okaleczonym przez braci-bogów albo przez kataklizm, który spadł na wszechświat bogów. Następnie mówiąca postać zwraca się do innych bogów, o ile tacy są w tej samej rzeczywistości, by dali jej jakiś znak.

II

Kto wymyślił tych ludzi? Czy kaprys hulaszczych braci-bogów? Czy nasza nieuwaga pozwoliła im zalęgnąć się na pyłku szamoczącym się w rozbłysku chwili? Następnie przybliżona zostaje biologiczna strona ludzi, a przemawiająca postać wspomina również o ciągłym strachu przed śmiercią, który towarzyszy człowiekowi.

III

Co ja tu robię? Unoszę się samotnie jak pod powierzchnią niewielkiego stawu. Za sobą widzę mętną taflę zwierciadła wody, a w nim odbite po tamtej stronie jakieś blaski i ruchliwe cienie, te błyski i te cienie coś mi przypominają, czego nie pamiętam i czego może już nigdy nie przypomnę.

IV

Jestem wesołym bogiem i w związku z tym, a może i bez związku, mam przyjemną, miłą powierzchowność. Lecz ta, moja zewnętrzność nie potrafi zwrócić niczyjej uwagi, co jest rozumne, bo zostawia mnie wolnym, poza sferą ich spraw, dążeń, namiętności. Moja przeciętność jest pierwszym znamieniem boskości.

Zło i cierpienie biorą się z ruchu i zmienności. Wszystko jest bowiem w ciągłym ruchu.

Lecz jednej gry nie umiem i wiem, że nigdy się jej nie nauczę. Nigdy nie załomocze mi gwałtownie serce na widok dziewczyny, nigdy nie zatęsknię do niej pośrodku nocy, nigdy nie skoczę w przepaść z miłości do niej. Bo nigdy nikogo nie będę kochał.

V

Przemawiająca postać nie pomoże ludziom w ich cierpieniach, jest tylko wielkim uchem, które cierpliwie słucha.

A może mnie utworzyły, niczym obłok pyłu kosmicznego, wasze marzenia, tortury, smutki, niedole. I dlatego nigdy nikogo nie będę kochał.

VI

Lubicie dobrą nadzieję, lubicie radosną pewność następnej chwili, lubicie kojące przeczucie szczęśliwego zakończenia. Lubicie optymizm, lepszy wariant tej samej codzienności.

[...]

To, co uważacie za duszę, jest tylko pewnym stanem napięć prądów bioelektrycznych. Rozumne uregulowanie napięć i natężeń tych prądów powoduje chwilowy błogostan, definiowany przez uczonych jako czysty optymizm.

[...]

Jestem bogiem optymistycznym. Ale nigdy nie zatęsknię raptem do dziewczyny. Nigdy nie skoczę w przepaść z miłości do niej. Bo nigdy nikogo nie będę kochał.
VII

Gdzie jest moja ojczyzna? Gdzie jest ojczyzna bogów? Chciałbym tam wrócić. Chciałbym tam wrócić, choćby okazała się podobną do tej krainy ludzi, gdzie spędziłem wygnanie.

[...]

Chciałbym zabrać do ojczyzny bogów swoją kamicę nerkową i legendę o miłości. Miłości przyziemnej i wzniosłej, kazirodczej i anielskiej, wymyślonej i żywiołowej, chutliwej i perwersyjnej, dobrej i złej, byle by tylko była. Bo może kiedyś, w kolejnym kręgu nieskończoności, jeszcze będę kochał.

*

Wicio siedział przy zastawionym stole, gdy nagle usłyszał wołający go głos. Poderwał się i był gotów do wyjścia. Matka oponowała, ale chłopak zręcznie wymknął się z domu. Na drodze stali przy swych rowerach Alina i kuzyn Sylwek. Zaproponowali oni bohaterowi wspólną wyprawę nad rzekę. Wicio nie miał roweru, toteż pojechał na jednym wspólnie z Aliną.

Kuzyn Sylwek od początku nie był dobrze nastawiony do Wicia. Zapytał go o to, czy wybiera się na medycynę i czy będzie leczyć burżujów. Chłopak odrzekł, że chciałby pomagać ubogim, na co Sylwek szybko odpowiedział, że zacznie od ubogich, a skończy na zamożnych. Następnie były student prawa (studia przerwał z powodu miłosnego zawodu) zaproponował rozgrzewkę, czyli siłowanie się na rękę. Stawką zakładu, pomimo swych oporów, stała się Alina. Były to wszak męskie sprawy.

Ręka wicia, przetrzymawszy początkowy atak, uporała się z dłonią Sylwka, który po przegranym starciu stwierdził, że maturzysta połamał mu kostki. Przegrany odsunął się na bok, a Wicio oznajmił w tym czasie, iż nie walczył o Alinę.

Zapanowała nuda, najdotkliwiej odczuwana przez kuzyna Sylwka. W końcu Alina, patrząc na rzekę, zapytała towarzyszy, czy nie ciągnie ich rzeka, czy nie chcieliby iść w głąb tej chłodnej wody, zmierzając aż do śmierci. Odpowiedział jej Wicio. Jego zdaniem nie istniała jedna śmierć, zawsze następował po niej chociażby chwilowy powrót życia. Swoją tezę potwierdził on historiami o powykręcanych ciałach, jakie znajdowano w trumnach. Rozmowę przerwał Rex. Alina, widząc psa łapiącego dłoń Wicia, powiedziała do niego: On ciebie też kocha. Gdy główny bohater zapytał o to, kto jeszcze, Alina odrzekła, że wszyscy, ale nie ona, gdyż sama sądziła o sobie, że nie potrafi kochać. Na te słowa kuzyn Sylwek krzyknął o bezwstydności młodych, po czym dodał: Ty biedaku, ty wieszczu z Mysich Kiszek, przecież ona z ciebie zrobi kogel-mogel. Dopiero wczoraj wieczorem mnie wyznała miłość. Alina odpowiedziała, że w istocie tak było. Następnego dnia jednak nie kochała już Sylwka.

W drodze powrotnej Wicia zaczepił pan Henryk. Wiedział on, że młodzieniec był u partnerki Wołodki (na ulicy Subocz). Zalecił głównemu bohaterowi, by ten więcej tego nie robił. Następnie zaś zaprosił go do sióstr Puciatówien, u których odbywało się spotkanie w ogrodzie.

Oprócz stałych bywalców (Cecylii, Olimpii, Lowki, Engela, no i pana Henryka) u Puciatówien gościła również Greta. Podczas gdy panowie skoncentrowani byli na gospodyniach (prym wiedli Lowka i pan Henryk), Wicio przez chwilę rozmawiał z siostrą Engela. Dziwiło ją chłodne nastawienie młodzieńca. Po chwili Cecylia zaczęła opowieść o swej bezsenności, o ciężkich myślach, jakie nawiedzają ją nocami. Wszyscy debatowali więc o śmierci i samobójstwie. Nagle Wicio powiedział: Może kiedyś będzie można złożyć umotywowane podanie i uzyskać bon na śmierć w miejskim szpitalu? Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a chwilowe pobudzenie zmusiło Lowkę do zaprzestania manipulacji przy koszuli Cecylii. Rozmowa zeszła na temat nachalności Lowy i poezji pana Henryka.

Tymczasem Greta powiedziała Wiciowi, że po szkole ma wyjechać do Niemiec. Tego chciał jej ojciec, który przeczuwał wojnę. Na te słowa wszyscy rzekli, że wojna w obecnym świecie jest niemożliwa. Witek ujął dłoń Engela, twierdząc, iż nie będą ze sobą walczyć. Będą za to żyć szczęśliwie, może aż do dwutysięcznego roku.

Kiedy bohaterowie rozchodzili się do domów, Cecylia zauważyła zniknięcie swych proszków nasennych. Olimpia zbagatelizowała jednak sprawę.

Engel i Greta chcieli odprowadzić Wicia. Atmosfera między nimi była jednak dziwnie napięta, syn pastora sprawiał wrażenie, jak gdyby chciał coś powiedzieć. Po chwili bohaterowie pożegnali się i poszli w swoją stronę. Wicio pobiegł na wzniesienie, z którego było widać willę.

Wicio przez chwilę obserwował majątek Nałęczów, a później zszedł w głąb doliny. Tam kilkukrotnie krzyknął, wyznając miłość Alinie. Następnie zaczął biec przed siebie, a drogę zagrodziło mu pokaźne drzewo.

Głównego bohatera obudziło ciepło Rexa. Szybko przypomniał sobie, co się stało, i zaczął prawić sobie wyrzuty. Pożegnał się z psem i poszedł do domu.

Był późny wieczór. W cichym pokoju Wicio wyznał wciąż nieśpiącemu dziadkowi, że się zakochał. Starszy człowiek odpowiedział: Słyszę, ale już nie pamiętam, co to zakochanie. Poczekaj, muszę sobie przypomnieć. Coś takiego było. Jakiś czad, szaleństwo, kompletne dziwactwo. Gdzieś latałem, gdzieś wystawałem pod oknami, chciałem odebrać sobie życie. Pamiętam, że waliło mi strasznie serce, ciągle rumieniłem się, coś bardzo bolało, mocno bolało, ale za to słodko, strasznie słodko aż pod niebo, bolała pewnie dusza albo coś podobnego. Teraz już pamiętam, tak, przypominam sobie, tylko to mnie dziwi, tak dziwi teraz, że wydaje się niepojęte, bezsensowne, jakby w cudzym istnieniu umieszczone, ale było coś takiego, nie zaprę się, jednak dokładnie, synku, nie przypomnę. Matka spała w sąsiednim pomieszczeniu.

*

W tamtych czasach Litwa była nieokreślonym obszarem geograficznym, niejasną formacją etniczną. Jednak wkrótce jej mieszkańcy rozbiegli się po całym świecie, a wraz z ich odejściem stare wróżby umarły. Kochajmy tyle Litwy, ile jej zostało.

*

Witek stał na rogu ulicy. W żeńskim gimnazjum odezwały się dzwonki. Alina wyszła jako jedna z ostatnich uczennic, a towarzyszyła jej Zuzanna. Gdy obie dostrzegły Wicia, koleżanka lojalnie się oddaliła. Główny bohater postanowił odprowadzić córkę pułkownika na pociąg. W rozmowie oświadczył, że jej osoba wciąż go męczy, co miał potwierdzać guz. Alina nie uważała, by była to miłość, nie chciała tego tak nazywać. Prawiła za to chłopakowi wyrzuty z powodu opuszczenia przezeń szkoły. Następnie dodała, że nic z tego nie będzie, że ona umrze młodo, gdyż jest już oswojona z tą myślą.

Bohaterowie weszli jeszcze do niewielkiej mleczarni, ponieważ ojciec zobowiązał Alinę do codziennego picia koziego mleka. Właśnie tam dziewczyna wyznała Wiciowi, że wiedziała o byciu podglądaną przez niego. Chłopak poczuł gwałtowne uderzenie gorąca. Po chwili rozstali się, ale Wicio nalegał na spotkanie. Umówili się na godzinę szóstą w okolicy willi Nałęczów.

Główny bohater nie poszedł jednak w swoją stronę. Obserwował Alinę i dostrzegł, że spotkała się ona z kuzynem Sylwkiem.

***

Józefa Komar dopuściła się kilku kradzieży w mieszkaniu mecenasa Mieczysława Cz. Zyski z tego niecnego procederu kobieta zamierzała przeznaczyć na posag.

***

Alina nieznacznie spóźniła się na spotkanie. W oknie stał przyglądający się jej Sylwek. Dziewczyna miała pomalowana usta, co wzbudziło ciekawość Wicia. Chciał wiedzieć, dla kogo to zrobiła. Ona odrzekła, że dla samej siebie.

Bohaterowie poszli na spacer. W drodze wstąpili do kościoła, gdzie trwały modlitwy nad ciałem jakiejś starej kobiety. Wicio i Alina podeszli do katafalku, aby przyjrzeć się zmarłej. Postanowili jeszcze zmówić modlitwę za jej duszę.

Na zewnątrz, w bezpiecznej odległości od świątyni, Wicio pocałował Alinę. Trwało to kilka chwil, a dziewczyna wraz z coraz bardziej namiętnym ściskaniem się ich warg stawała coraz cięższa. W końcu Alina upadła. Kiedy wstała, pobiegła w swoją stronę.

Wicio nie mógł biec za córką pułkownika. Po pierwsze: zgubił monetę; po drugie: z ukrycia wyszedł Lew Tygrysowicz. Lowka szpiegował kolegę i z radością oznajmił mu, że właśnie wygrał zakład. W nagrodę chciał trzy razy kopnąć Wicia w tyłek. Już za pierwszym razem nie żałował siły, a za drugim uderzył w żebra. Odbieranie doli przerodziło się w regularną bójkę, którą ostatecznie wygrał główny bohater, kilkukrotnie uderzając Lowką w pień świerku. Rosjanin osunął się na ziemię i chwilę potrwało, zanim wstał. Nie miał żalu do kolegi, a nawet poprosił go o przyłączenie się doń w drodze na wieczorynkę. Tym razem spotkanie miało odbyć się u Baumów. Lowka miał ze sobą lubczyk.

Engel z Olimpią tańczyli w pokoju (siostry Puciatówne przyniosły adapter). Od razu padło pytanie, czy Wicio był w wiadomym miejscu. Lowka odpowiedział twierdząco. Olimpia wzięła Wicia pod rękę i obiecała mu eliksir zapomnienia.

Główny bohater przechylił szklankę roziskrzonego trunku i łapczywie pił. Po chwili został poproszony przez Gretę, która wyznała, że to Engel kazał jej tańczyć. Dziewczyna miała wyjechać za miesiąc. Powiedziała Wiciowi o swych obawach - nie była ani Polką, ani Niemką. Maturzysta nie rozumiał.

Greta także piła alkohol, oboje z Wiciem robili to po raz pierwszy w życiu. Niebawem odczuli silne zawroty głowy, toteż wyszli na zewnątrz. Tam spotkali pana Henryka, który poinformował ich, że omal nie złapano Wołodki. Córka pastora chciała, aby Wicio ją pocałował. Ten przytknął wargi do jej policzka. Jej jednak chodziło o coś więcej.

Kątem oka Wicio dostrzegł Lowkę stojącego przy schodach. Wyglądał, jakby się wznosił i opadał. Dopiero po chwili w polu widzenia głównego bohatera pojawiła się jasna kobieca twarz.

Wicio biegł przed siebie. Po schodach wpadł na piętro, gdzie Engel wciąż tańczył z Olimpią. Przy stole siedział mocno już odurzony pan Henryk. Wicio przypuszczał, że jest on policjantem. Mężczyzna wyznał, że jest nieszczęśliwym człowiekiem, a przyczyną jego cierpienia był garb.

Nagle do pomieszczenia wszedł Lowka, który wycierał coś ze spodni. Olimpia chciała wiedzieć, co stało się z Cecylią. Tygrysowicz odrzekł, że poszła do domu. W tym momencie pan Henryk gotów był do awantury. Wszystko zostało jednak przerwane pojawieniem się starego Bauma.

***

Do krwawego zdarzenia doszło przed szpitalem Czerwonego Krzyża. Do mieszczącej się w budynku szpitalu szkoły przyszedł niejaki Stefan Karpp. Przed wejściem spotkał Madę Jelonkówną, a na jej widok sięgnął po pistolet i oddał 2 strzały w stronę kobiety. Następnie skierował broń w stronę własnej piersi. W kieszeni miał karteczkę z napisem: Zabiłem i samobójstwo popełniłem z całą świadomością. Czynię to z powodu porzucenia mnie przez Jelonkównę. Oboje trafili do szpitala w stanie bardzo ciężkim.

***

W snach Wicio widział Gretę w jedwabnej sukni ślubnej; córka pastora patrzyła na niego. Bohater nie dowiedział sie, co miało miejsce dalej, gdyż obudził go nieznajomy mężczyzna. Tajemniczy człowiek przybył z tęsknoty. W szufladzie szukał zdjęcia ojca, mówił o tym, że jego śmierć jeszcze wróci do Wicia, że jeszcze będzie za nim tęsknił. W końcu wyszedł, a w pokoju pojawiła się matka. Była niezadowolona z postępowania Wicia, wyczuła również alkohol. Syn oznajmił jej, że sam poradzi sobie ze swoim życiem.

***

W tamtych latach nikt nie chciał być młodym. Młodość była czymś wstydliwym, niepełnowartościowym, głupawym. Młodość była jakby karą bożą albo czyśćcem wymierzanym awansem.

[...]

Za tamtych lat dorośli chodzili wyprostowani, pyszni i czcigodni. Wymagali dla siebie szacunku, miłości, pełnego zaufania. Nie musieli się jeszcze kryć po kątach albo schodzić z drogi czy przebierać się i charakteryzować na młodych. Byli tak rozwielmożnieni, że podawali rękę do całowania.

[...]

A później nagle, nie wiadomo jak i kiedy, zwyciężyła młodość. Młodość wolna od kalectw, chorób i brzydoty. Młodość rozkochana w sobie. Młodość pełna pogardy dla niemłodych. Młodość piękna i długowieczna. Młodość z rozsypującymi się kodami uszkadzanych genów.

***

Wicio niecierpliwie przemierzał kolejne wagony. W końcu w jednym z przedziałów spotkał Zuzę. Zapytał, co dzieje się z Aliną, gdyż szuka jej od kilku dni (pozorem spotkania była pożyczona książka). Koleżanka córki pułkownika doradziła Wiciowi, by odwiedził Alinę w domu (zostawała tam z powodu przeziębienia). Ostrzegła jednak, że jej rodzice mogą nie być zachwyceni.

Po chwili Wicio spotkał Engela i Gretę. Rodzeństwo zapytało, kogo główny bohater wciąż ściga. Odpowiedź była jasna. Kolega powiedział, że Wicio wciąż jest mile widziany w ich domu, nadal mogą razem wkuwać (Wicio w ogóle nie przejmował się maturą). Greta dodała, że była u niego w nocy i widziała, jak krzyczał na łóżku. Widziała też ducha, nie był to duch zmarłego człowieka, lecz wciąż żyjącego. Greta była lunatyczką.

Witek miał plan. Chciał zabrać jakiś bilet lub list od pana Kieżuna i dostarczyć go do Nałęczów. Wybiegł z domu, nie dokończywszy obiadu. Na ulicy spotkał Lowkę i Małafiejewa (jego ojca).

Główny bohater w końcu dotarł pod dom Nałęczów. Jeszcze raz do środka prowadziła go pokojówka. Telegram postanowił odebrać pułkownik Nałęcz. Na nic zdały się nalegania Wicia, chłopak zaczął się w końcu gubić i został przepędzony pod groźbą oddania do niego strzałów. Bohater zapowiedział jednak (w myślach), że nie przestanie pojawiać się w okolicy willi.

W domu Wicio porozmawiał przez chwilę z dziadkiem o tej dziwnej wiośnie 1939 r.

***

Anna Sowa - eksnarzeczona Hitlera - opowiadała o swoim amancie. Jej koleżanki postrzegały Niemca jako dzikusa. Ona z kolei zaobserwowała, że miał dwie fobie - przed kobietami w ciąży i Żydami. Kiedy rozstawali się na peronie, oboje przyrzekli sobie, że nie poślubią kogo innego. Anna Sowa wkrótce poślubiła sztygara. Adolf Hitler, chociaż stał się znany na całym świecie, dotrzymał słowa i nie wziął ślubu.

***

Witek czekał pod żeńskim gimnazjum. Jednak tym razem Alina wróciła do domu samochodem. Zuza powiedziała mu, że dziewczyna nie mówi zbyt wiele. Najprawdopodobniej po maturze zostanie wywieziona za granicę, a to z powodu wojny. Rodzice nie chcieli, by z kimkolwiek się spotykała.

Główny bohater jeszcze raz udał się w stronę willi Nałęczów. Zajął bezpieczną pozycję i obserwował dom, raz po raz wołając Alinę (nie tylko w myślach).

Po chwili czyjś głos zawołał Witka. Byli to Engel i Greta. Kolega przyniósł informację, że matka głównego bohatera zasłabła. Ten stwierdził jednak, że sam jest chory (nerwica anankastyczna). Nie zamierzał wyjść, nie skłoniła go do tego ani wiadomość o wyjeździe Grety, ani o zaręczynach Lowki z Cecylią.

Zapadał zmierzch. Witek spotkał mężczyznę w wojskowych bryczesach. Zamienił z nim kilka słów (o wojnie), po czym stwierdził, że zupełnie nie boi się lasu nocą.

Później rozmawiał Wicio z policjantami, którzy szukali Wołodki. Kiedy mężczyźni odeszli, zasnął. Obudził go dopiero chłód.

Główny bohater wciąż nie mógł odejść od willi Nałęczów. Po chwili usłyszał głos matki, która próbowała zmusić go do powrotu do domu. Odmówił. Wziął od niej jedynie płaszcz.

Wicio musiał się zdrzemnąć. Obudziły go dziwne odgłosy. Od Nowej Wilejki zbliżał się trzynasty pułk ułanów. Nie upłynęło wiele czasu, a główny bohater zobaczył pułkownika Nałęcza. Mężczyzna dostrzegł go i zawrócił do hallu. Mężczyzna oddał dwa strzały w stronę Wicia, lecz główny bohater nie ucierpiał. Po chwili rozległy się krzyki, a pułkownik gdzieś zniknął.

W stronę głównego bohatera biegł kuzyn Sylwek. Najpierw powiedział do niego: Wstydu, złamasie, nie masz. Żebrzesz przed tymi zidiociałymi mieszczanami. Weź butelkę nafty i podpal pretensjonalną budę pana pułkownika. Co ci tak w nich imponuje? To stara pluszowa kanapa, zasrane ordery i sołdackie fanaberie. Przyjdzie na nich koniec, ja ci to mówię. Zwiastował przy tym zbliżającą się katastrofę. Później przekazał Wiciowi wiadomość od Aliny - mieli spotkać się w południe w tym samym miejscu nad rzeką.

Wicio nie poszedł do domu. Położył się na płaszczu, zajmując miejsce przy końcu drogi. W końcu obudziła go Alina. Był niecierpliwy, stwierdził, że wezmą ślub po maturze. Dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice nigdy nie wyrażą na to zgody. Wicio zapytał, czy ma to związek z jego ojcem - samobójcą. Dziewczyna odrzekła, że dlatego była go ciekawa.

Zatrzymali się na plaży. Przysłuchiwali się kukułce (kukała 77 razy) i rozmawiali o przyszłości. Alina zapytała, czy uciekną po maturze. Witek był pewien, że znajdą się w którymś z miast uniwersyteckich.

Córka pułkownika dostrzegła jakiś błysk w rzece. Wicio myślał, że była to moneta, którą dostał kiedyś od Aliny (matka wyrzuciła ją do rzeki). Gdy wszedł do wody, okazało się, że fatygował się jedynie dla żwiru.

Po chwili Wicio i Alina pożegnali się ze sobą, używając słów żona i mąż. Postanowili spotkać się w tym samym miejscu w dzień ogłoszenia wyników matur. Wtedy zastanowią się, co robić dalej.

Gdy Wicio wracał do domu, spostrzegł, że w domu Puciatówien siedzieli Lowa, Engel i pan Henryk. Technik drogowy właśnie wstąpił do wojska, była więc kolejna okazja, by się napić. Wszyscy zwrócili uwagę na świetny nastrój Wicia.

Z krzaków porzeczek wyszła Greta. Nie czuła się najlepiej, mówiła nawet, że została otruta. Powiedziała do Wicia, by jechał z nią do Niemiec. Ten odrzekł jednak, że któregoś dnia, kiedy ona już o nim zapomni, ją odwiedzi. Córka pastora zwróciła uwagę na krwawo zachodzące słońce.

W końcu główny bohater wrócił do domu. Matka była dobrej myśli, szczególnie ze względu na optymistyczne nastawienie syna (wierzył w to, że życie ma sens). Przygotowała dla niego zioła, aby w nocy spał spokojnie.

***

W tamtych czasach ludzi terroryzował grzech. Wisiał nad każdym człowiekiem jak drapieżny ptak, czaił się za człowiekiem niczym złowrogi cień, siedział w środku człowieka na podobieństwo gruźliczej kawerny. Grzech był wszechobecny.

[...]

A potem ludzie raptem z dnia na dzień zapomnieli o grzechu. Grzech przestał być modny. Ukrywał się jeszcze pewien czas w kruchtach kościelnych, na wsi, u prostych ludzi. Aż w końcu chyba wymarł w zapomnieniu i pogardzie.

Teraz ludzie myśleli o zbrodni, mówili o zbrodni, dokonywali zbrodni bez grzechu, zwykle i powszednio, tak jak się je, śpi, oddycha. I w ten sposób świat nasz stał się bezgrzeszny.

***

W końcu nadszedł ten dzień. Witold spóźnił się pół godziny. Kiedy już przyszedł, milczał. Oblał maturę. Nie wiedział, co będzie dalej. W dodatku wszystkim przedstawił wersję, w myśl której poszło mu dobrze.

Główny bohater był niezwykle rozczarowany. Ponownie nie widział sensu w życiu, czuł, że zgasła jego gwiazda, gwiazda najlepszego lekarza. To właśnie tą pracą miał odkupić niezawinioną winę ojca. Przypuszczał, że nie dożyje przyszłego roku, nie zamierzał podchodzić do matury jako ekstern.

W pewnym momencie Alina wpadła na pomysł, że otrują się jednocześnie. Wicio miał przygotowaną dla siebie truciznę, dziewczyna obiecała przygotować specyfik łagodny jak lubczyk. Postanowili spotkać się następnego dnia. Alina stwierdziła, że przyjdzie w białej sukni, gdyż przed śmiercią wezmą ślub.

Witold rozmyślał: Nigdy już nie rozpocznę pracy ani jej nie stracę. Nigdy nie zachoruję raptem w mroźną zimę i nie będę mozolnie zdrowiał aż do wiosny. Nigdy już nie pochowam własnej matki ani nie ukołyszę w ramionach nowo narodzonego dziecka. Nigdy nie będę cierpiał i nigdy nie uraduję się brakiem cierpienia. Nigdy nie dowiem się prawdy ani nigdy nie odczuję przejmującej tęsknoty za prawdą.

***

Wierność do grobowej deski. Donoszą nam ze Lwowa o niespotykanym wypadku przywiązania zwierzęcia do człowieka. Emerytowany urzędnik Izby Skarbowej Bronisław Gniadosz oswoił kruka. Ptak ten codziennie przylatywał na balkon emeryta i tam spędzał długie godziny na przyjacielskich zabawach z sędziwym gospodarzem. Sąsiedzi informują, że kruk próbował nawet uczyć się mowy ludzkiej. Przed tygodniem emeryt zmarł na zapalenie płuc i został pochowany ma miejscowym cmentarzu. Pomimo to wierny ptak codziennie odwiedza balkon okazując rozpacz prawdziwie ludzką.

***

Wicio chciał przemknąć przez tory niezauważony. Zatrzymali go jednak Engel i Lowka. Greta szykowała się do wyjazdu. Wicio i Greta przez chwilę wspólnie słuchali słowika, a później główny bohater oznajmił córce pastora, że wkrótce ją odwiedzi. Zaznaczył też, że najpewniej przyjdzie nocą. Niemal wszyscy potraktowali to jako oznakę przemęczenia. Tylko Greta była poważna i dobiła układu z chłopakiem.

Gdy nadjechał pociąg, Greta weszła do środka. Wicio, wierząc w dobrą wróżbę, przemknął przed rozpędzającą się lokomotywą i zbiegł w dół. W końcu spotkał swą ukochaną, a po chwili połączyła ich wielka namiętność. Chcieli trwać w ten sposób do końca świata.

Nadeszła pora pożegnania. Przygotowana przez Alinę substancja była w opłatku, Wicio z kolei miał truciznę w poziomkach. Zeszli więc w stronę rzeki. Alina nalegała na to, by samodzielnie podać specyfik ukochanemu. Zaczerpnęła więc trochę wody w ręce i kazała mu pić. On z kolei podał jej kubek z omszałymi poziomkami.

Alina słyszała Wicia z oddali. Jemu zaś zdawało się, został uraczony lubczykiem. Pożegnali się i zasnęli.

***

Witold budzi się na raty, czuje ćmienie bólu w bebechach. Po chwili zaczyna się zastanawiać, gdzie był. Stwierdza, że tam, gdzie trafiał każdego razu, gdy uciekał przed przeszłością i przyszłością.

Chwilowa rozmowa z Emanuelem (kotem), a następnie decyzja. Witold podnosi słuchawkę i wybiera numer do zegarynki. Dowiaduje się, że jest piętnasta dwadzieścia siedem. Po chwili bohater opuszcza swój barłóg i wychodzi na ulicę. Mija tablice upamiętniające pomordowanych w czasie wojny, a później kobietę sprzedającą chryzantemy.

Bohater idzie na tory, do miejsca, z którego wszyscy odjeżdżali. Łapie się za brzuch, w którym żyje coś tajemniczego, i obiecuje to unicestwić.

***

Wicio obudził się i spostrzegł oczy kota Maharadży. Przy łóżku siedział Lowka. Dowiedział się od niego, że Alina także żyje i jest w szpitalu w Wilnie. Nad rzeką miał ich odnaleźć Wołodko. Kochankowie pożałowali siebie nawzajem. Słysząc kolejne pytania o Alinę, Engel powiedział Wiciowi, żeby przestał, bo już nigdy jej nie zobaczy.

Zdaniem matki syn mógł odpokutować swą winę. Musiał tylko się uczyć. Wtedy Wicio oznajmił, że nie zdał matury. Engel zbagatelizował te słowa, twierdząc, że przyjaciel będzie teraz wszystko mówił na opak.

Witold, słaniając się na nogach, wyszedł na zewnątrz. Oglądał dokładnie ten sam świat. Engel jeszcze raz potwierdził, że Alina jest w szpitalu. Jednakże kiedy z niego wyjdzie, na pewno nie spotka Wicia, gdyż zostanie wywieziona za granicę.

Wtedy o tej wieczornej porze cały świat zaczął krzyczeć jakimś chorym wyciem. Krzyczały parowozy na bocznicach i na szlakach, krzyczały fabryki miastowe i podmiejskie, krzyczały autobusy zwane arbonami i pojedyncze domy. Wielki płacz uderzył w popielate martwe niebo.
— Co się dzieje? — spytał Witold zdjęty grozą.
— Próbny alarm przeciwlotniczy. Już trzeci od wczorajszej nocy.
I tak się to skończyło.

Plan wydarzeń

1. Pociąg wiezie Wicia - wzorowego ucznia, maturzystę - do domu.
2. Spotkanie z tajemniczym mężczyzną.
3. Samobójca na torach.
4. Powrót do domu; czułe powitanie z matką i z dziadkiem.
5. Pojawienie się pana Kieżuna i pocztowe zlecenie dla Wicia.
6. Pierwsza wizyta głównego bohatera w domu Nałęczów.
7. Wicio oczarowany Aliną.
8. Chłopak wraca do domu, poszukując przy okazji wiadomości dotyczących samobójcy.
9. Czekający na stacji Wicio spotyka Alinę i Zuzę.
10. Engel prosi Wicia, by złożył Grecie wizytę.
11. Główny bohater biegnie do willi Nałęczów.
12. Wicio przez okno podgląda Alinę.
13. Chłopak zostaje przepędzony przez pułkownika Nałęcza.
14. W drodze powrotnej główny bohater po raz kolejny spotyka tajemniczego mężczyznę. Długa rozmowa na temat ojca Wicia.
15. Wizyta Wicia u sióstr Puciatówien.
16. Rozmowa z Engelsem i wyrażenie zgody na odwiedziny u chorej Grety.
17. Spowodowana długą nieobecnością syna złość matki.
18. Złe znaki w kartach.
19. Wagary, spotkanie z Aliną, wspólny spacer po ulicach Wilna.
20. Główny bohater spotyka Wołodkę, mężczyznę poszukiwanego przez policję.
21. Wyprawa na ulicę Subocz.
22. Wicio, Alina i kuzyn Sylwek wybierają się nad rzekę.
23. W drodze powrotnej główny bohater spotyka pana Henryka, który ostrzega go przed Wołodką.
24. Kolejne spotkanie u Puciatówien. Pierwsze wiadomości o wojnie oraz wyznanie Grety o bliskim wyjeździe do Niemiec.
25. Niespokojny Wicio zamiast do domu biegnie pod willę Nałęczów.
26. Główny bohater kilkukrotnie krzyczy, wyznając miłość Alinie, a później biegiem wraca do domu. Niestety, jego trasę przecina drzewo. Pada na ziemię nieprzytomny.
27. Następnego dnia Wicio czeka na Alinę koło szkoły.
28. Krótka rozmowa bohaterów i zaplanowanie spotkania. Po chwili Alina dołącza do kuzyna Sylwka.
29. Spotkanie Wicia z Aliną: pierwszy pocałunek i ucieczka dziewczyny.
30. Pojawienie się Lwa Tygrysowicza.
31. Zabawa u Engela, Wicio i Greta pierwszy raz w życiu piją alkohol.
32. W snach Wicio widzi Gretę.
33. Narastający niepokój matki głównego bohatera.
34. Brak wiadomości od Aliny.
35. W pociągu Wicio spotyka Zuzannę. Dowiaduje się, że Alina jest przeziębiona.
36. Wicio bierze ze sobą fikcyjny list i udaje się do Nałęczów.
37. Pułkownik Nałęcz przepędza głównego bohatera.
38. Wicio próbuje spotkać się z Aliną w okolicy żeńskiej szkoły.
39. Główny bohater wyczekuje pod willą Nałęczów.
40. Kuzyn Sylwek przynosi wiadomość od Aliny.
41. Główny bohater nie wraca do domu. Zasypia w miejscu, w którym miał spotkać się z ukochaną.
42. Szczera rozmowa młodych, którzy zaczynają mówić do siebie mężu i żono.
43. Para postanawia spotkać się w dzień ogłoszenia wyników matur.
44. Wicio, wracając do domu, wstępuje do sióstr Puciatówien.
45. Pozytywne przeczucia Wicia i Matki.
46. Dzień ogłoszenia matur - spóźnienie Wicia na miejsce spotkania.
47. Smutna prawda: chłopak nie zdał egzaminu, wszystkim, poza Aliną, przedstawił wersję, że wszystko poszło dobrze.
48. Alina i Wicio postanawiają wziąć ślub, a następnie popełnić samobójstwo. Wszystko ma się stać następnego dnia.
49. Wyjazd Grety.
50. Spotkanie Wicia i Aliny. Namiętne chwile, później zażycie trucizny.
51. Wicio obudził się we własnym łóżku.
52. Okazało się, że Wołodko odnalazł parę.
53. Wiadomość o pobycie Aliny w szpitalu i planach dotyczących jej wyjazdu za granicę.
54. Próbny alarm przeciwlotniczy.

Rozwiń więcej

Losowe tematy

Prawiek i inne czasy – opracowanie...

Geneza problematyka „Prawiek i inne czasy” należy do najgłośniejszych utworów Olgi Tokarczuk. Opublikowana w 1996 roku powieść zapewniła młodej wówczas...

Dzikie łabędzie - streszczenie...

Streszczenie „Dzikie łabędzie” to baśń Hansa Christiana Andersena. Opowiada o królewnie Elizie i jej jedenastu braciach. Żyli oni szczęśliwie na dworze...

Historia żółtej ciżemki –...

Streszczenie 1489 – 1867 W 1867 r. przeprowadzano właśnie remont ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim w Krakowie. Prace te podjęto prawie 400 lat po jego powstaniu....

Psalm 23 – interpretacja i analiza...

Psalm 23 znajduje się w biblijnej „Księdze psalmów” i nosi tytuł: „Bóg pasterzem i gospodarzem”. Tytuł utworu wskazuje na jego symboliczne...

Przestrogi dla Polski - opracowanie...

Pełen tytuł omawianej książki Stanisława Staszica to „Przestrogi dla Polski z teraźniejszych politycznych Europy związków i z praw natury wypadające przez...

Odprawa posłów greckich - opracowanie...

Geneza Wojna trojańska należała do najpopularniejszych motywów wykorzystywanych przez artystów starożytnych. Korzystali z niego także twórcy średniowieczni...

Ikar - opracowanie interpretacja...

Geneza „Ikar” to opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza które pierwszy raz opublikowane zostało w 1954 roku. Ma ono charakter na poły autobiograficzny odnosi...

Gdy tu mój trup – interpretacja...

„Gdy tu mój trup” to wiersz Adama Mickiewicza który zaliczany jest do grupy tzw. liryków lozańskich. Teksty te powstawały najprawdopodobniej...

Sonet XIV John Donne – interpretacja...

Zmiażdż moje serce Boże jak zmurszałą ścianę to incipit „Sonetu XIV” Johna Donne’a w przekładzie Stainsława Barańczaka. Już pierwszy wers sugeruje...