Streszczenie
Skandal w Czechach
I
Drogi Watsona i Sherlocka Holmesa chwilowo rozeszły się, gdy pomocnik wybitnego detektywa wziął ślub. Dla tego typu mężczyzny, który reprezentował rezydujący przy Baker Street pasjonat kryminalnych zagadek, wpuszczenie do głowy myśli o kobiecie oznaczałoby wprowadzenie do umysłu czynnika zaburzającego. Stąd wybitny obserwator rzeczywistości nie do końca pojmował postępowanie Watsona, tym bardziej że asystent wrócił do pracy lekarza. Ale i Holmes nie był wolny od uczuć - w jego życiu istniała przecież Irena Adler.
Watson wracał tego dnia z wizyty u pacjenta. Przechodząc przez Baker Street, postanowił odwiedzić przyjaciela. Holmes spodziewał się akurat odwiedzin tajemniczego klienta. Jak się okazało, z usług detektywa skorzystać pragnął sam Wilhelm Gottsreich Zygmunt von Ormstein, wielki książę Cassel–Falstein i dziedziczny król Czech. W czasie pobytu w Warszawie wszedł on w dość bliską relację z Ireną Adler, awanturnicą i śpiewaczką. Płomienny romans utrwalony został w listach i na fotografii, którą kobieta wykorzystywała do szantażowania arystokraty. Sytuacja była niebezpieczna, gdyż von Ornstein miał wkrótce poślubić córkę króla Skandynawii. Skandal mógłby więc bardzo mu zaszkodzić.
Zaręczyny księcia ogłoszone miały zostać za trzy dni. Holmes stwierdził, że tyle czasu wystarczy mu na odzyskanie zdjęcia. Z wielką pewnością siebie oznajmił klientowi, iż wkrótce będzie miał dla niego dobre wiadomości.
II
Następnego dnia Watson pojawił się na Baker Street punktualnie o 15. Nowa sprawa zainteresowała go na tyle, że nie mógł powstrzymać się od jej śledzenia. Kilka godzin później pojawił się Holmes. Detektyw skutecznie wmieszał się w towarzystwo stajennych i bardzo szybko uzyskał cenne informacje na temat przebywającej w Anglii Ireny Adler. Kobieta odwiedzana była przez Nortona Godfreya, londyńskiego adwokata. Koniecznością było więc ustalenie, czy jest on jej kochankiem, czy może łączą ich jedynie sprawy zawodowe.
Rozwiązanie zagadki przyszło szybciej, niż Holmes mógł się spodziewać. Śledząc dorożkę panny Adler, stał się on świadkiem na jej ślubie z prawnikiem (duchowny nie chciał udzielić sakramentu bez choć jednej osoby, małżeństwo zawierano bowiem w tajemnicy).
Mając szeroką wiedzę na temat śpiewaczki, detektyw przygotował plan. Oczekiwał, by Watson ok. 19 przebywał w pobliżu domu Ireny Adler, aby w określonym momencie (na znak Holmesa) wrzucić przez okno świecę dymną i wszcząć alarm pożarowy. W tym czasie detektyw, który przebrał się za księdza, miał być wewnątrz posiadłości.
Wszystko potoczyło się zgodnie z planem Holmesa. Przebrany za pastora detektyw, który odniósł ranę w zainscenizowanej ulicznej bójce (tuż przy powozie Ireny Adler), zabrany został do domu. Ostrzeżona o pożarze kobieta nieświadomie wskazała mężczyźnie miejsce przechowywania fotografii. Holmes postanowił, że następnego dnia uda się do posiadłości śpiewaczki wraz z księciem.
III
Rankiem Holmes i książę dotarli do domu Ireny Adler. Gosposia, która ich przyjęła, spodziewała się detektywa. Oto bowiem jej pracodawczyni przewidziała zamiary detektywa. Już kilka miesięcy temu ostrzegano ją, że to właśnie Holmes najprawdopodobniej podejmie próbę odzyskania fotografii. Upewniwszy się, iż to on złożył jej wizytę w przebraniu pastora (kobieta założyła męski strój i śledziła detektywa aż do Baker Street), postanowiła wyjechać wraz z mężem. Fotografię zabrała ze sobą jako gwarant bezpieczeństwa. Obiecywała jednak, że człowiekowi, który bardzo ją skrzywdził, czyli księciu (odrzucił on ją ze względów na jej pochodzenie) nie grozi nic złego.
Następca czeskiego tronu był bardzo zadowolony z takiego rozwiązania, gdyż groźba skandalu została odsunięta (Irena zawsze dotrzymywała słowa). Holmes z kolei wciąż rozmyślał o przebiegłości Ireny Godfrey z domu Adler, która przewidziała jego zamiary. Jako wynagrodzenia zażądał jej zdjęcia, a kiedy o niej mówił, zawsze czynił to z ogromnym szacunkiem.
Stowarzyszenie Czerwonowłosych
Pewnego dnia Watson odwiedził Sherlocka Holmesa. U detektywa przebywał akurat tajemniczy mężczyzna o czerwonych włosach. Doktor chciał się wycofać, lecz przyjaciel siłą wciągnął go do pomieszczenia. Miał bowiem okazać się bardzo ważnym ogniwem w dochodzeniu.
Historia opowiedziana przez pana Jabeza Wilsona zdumiała Holmesa do tego stopnia, że poprosił o jej ponowne opowiedzenie (także po to, by mógł usłyszeć ją Watson). Wszystko zaczęło się od ogłoszenia następującej treści: Do Stowarzyszenia Czerwonowłosych: W związku z zapisem spadkowym pozostawionym przez zmarłego Ezechiasza Hopkinsa z Lebanon, Pensylwania, USA, każdy członek Stowarzyszenia będzie mógł otrzymywać uposażenie w wysokości czterech funtów tygodniowo w zamian za czysto formalne usługi. Wszyscy czerwonowłosi mężczyźni, zdrowi na ciele i umyśle, którzy przekroczyli dwudziesty pierwszy rok życia, mogą ubiegać się o przyjęcie. Zgłaszać się osobiście w poniedziałek o godzinie jedenastej u Duncana Rossa w biurach Stowarzyszenia pod adresem 7 Pope’s Court Fleet Street.
Jabez był właścicielem niewielkiego lombardu. Pewnego dnia jego pomocnik, Spaulding, przyniósł gazetę i pokazał mu owo ogłoszenie. Było to ok. dwa miesiące przed wizytą Wilsona u Holmesa. Od tego czasu w życiu czerwonowłosego mężczyzny zaszło bardzo wiele zmian.
W wyznaczonym dniu Wilson i Spaulding udali się na Pope’s Court Fleet Street. Duncan Ross cierpliwie odprawiał kolejnych czerwonowłosych, ale Jabezowi okazał więcej łaski. Krótka rozmowa zaowocowała przyznaniem mężczyźnie stanowiska. Wyjaśniło się także, iż Stowarzyszenie Czerwonowłosych powstało, aby zapewnić ludziom o fryzurach tej barwy przetrwanie.
Jedynym zadaniem w nowej pracy było siedzenie w biurze od 10 do 14. Gdyby Wilson opuścił pomieszczenie, od razu straciłby posadę. Opuszczenia stanowiska nic nie mogło usprawiedliwić, nawet choroba. Zadanie Wilsona polegało zaś na przepisywaniu kolejnych tomów Encyklopedii Britannica.
Wilson każdego dnia pojawiał się w biurze i pracował bardzo wytrwale. Spodziewał się nawet, że niedługo dojdzie do litery „B”, kiedy nagle Stowarzyszenie Czerwonowłosych zostało rozwiązane. Dowiedziawszy się o tym, Jabez rozpoczął poszukiwania jakichkolwiek informacji o tajemniczej organizacji, lecz na jego nieszczęście brakowało jakichkolwiek faktów. Nikt nigdy nie słyszał o Stowarzyszeniu Czerwonowłosych, nikt nie miał pojęcia, kim był Duncan Ross.
Holmes był zafascynowany sprawą. Wypytał Wilsona o kilka faktów na temat Spauldinga i oznajmił, że najpóźniej w poniedziałek przedstawi klientowi swoją wersję wydarzeń (dniem wizyty Wilsona był piątek).
W czasie wieczornego spaceru, którego celem był koncert niemieckiej muzyki, Holmes i Watson na chwilę zajrzeli do lombardu Wilsona. Rozpoznawszy Spauldinga, obaj mężczyźni udali się w swoją stronę. Tuż po koncercie zrelaksowany detektyw zapowiedział towarzyszowi, że ktoś planuje morderstwo, ale jeśli będą działać szybko i skutecznie, uda im się zapobiec najgorszemu.
Opracowany przez Holmesa plan miał zostać wcielony w życie w sobotę o godzinie 22. Bohaterom w wyprawie towarzyszyli pan Merryweather, dyrektor banku, i Jones, oficer policji.
Detektyw z Baker Street doskonale przejrzał plan Johna Claya, jednego z najbardziej przebiegłych i okrutnych rabusiów mieszkających w Londynie, człowieka, w którego żyłach płynęła książęca krew. Wraz ze wspólnikiem opracowali oni plan pozbycia się z domu Wilsona. W tym czasie Spaulding (Clay) wykonywał zmierzający do banku podkop. W sejfie spoczywały sztaby francuskiego złota - stawka tej gry.
Gdy Clay i jego wspólnik wyłonili się w komorze bankowej, Holmes, Watson, Jones i Merryweather czekali już na nich. Drugie wyjście z tunelu zabezpieczone było przez kilku policjantów. Clay nie stawiał oporu w czasie aresztowania, a Holmes za wystarczającą nagrodę uznał pokrycie kosztów dochodzenia oraz możliwość zmierzenia się z tak przebiegłym rywalem (sama historia Stowarzyszenia Czerwonowłosych niezmiernie bawiła detektywa).
Sprawa tożsamości
Holmes i Watson siedzieli przy kominku i rozmawiali o różnych sprawach, które przyszło im rozwiązywać. Cieszący się wielką sławą detektyw stwierdził, że paradoksalnie najbardziej interesujące są właśnie te zwykłe, z pozoru typowe kwestie.
Dysputę przerwało pojawienie się pani Sutherland. Kobieta chciała, by Holmes pomógł jej ustalić, co stało się z jej ukochanym - Hosmerem Angelem. Sprawa była dla niej bardzo niepokojąca, gdyż jej ojczym szybko przeszedł do porządku dziennego, nie martwiąc się zbytnio zaginionym.
Mary Sutherland zarysowała swą sytuację finansową (miała 100 funtów stałego dochodu rocznie), a później wyjaśniła, co łączyło ją z panem Angelem. Pan Windibank, ojczym kobiety, od początku był niezadowolony z faktu, że spotykała się ona z Hosmerem, który był kasjerem w przedsiębiorstwie przy Leadenhall Street.
Para pisywała więc do siebie listy, a Hosner Angel bywał w domu Mary Sutherland tylko wtedy, gdy jej ojciec wyjeżdżał. Wrażliwy mężczyzna odznaczał się przy tym ogromną nieśmiałością, mówił słabym głosem (tłumaczył to przebytą chorobą), a z ukochaną spacerował wyłącznie po zmierzchu. Jednakże pewnego dnia zdobył się na odwagę i zmusił Mary, by przyrzekła na Biblię, że będzie mu wierną.
Ślub pary miał odbyć się w piątek. Hosmer Angel przyjechał po pannę Sutherland i jej matkę, Kobiety udały się do świątyni jego powozem, a on sam wziął niewielką krytą dorożkę. Nigdy nie dotarł jednak do kościoła, a od jego zniknięcia nie wydarzyło się nic, co mogłoby w jakiś sposób rozjaśnić tę sprawę.
Zrozpaczona Mary tłumaczyła sobie całe zajście tym, że Hosmer był zbyt dobrym człowiekiem, by wiązać się z nią. Nieco innego zdania był Holmes, który od razu oznajmił kobiecie, iż została potraktowana bardzo nieładnie. Detektyw nie spodziewał się, by jeszcze kiedykolwiek spotkała Hosmera Angela.
Holmes zebrał niezbędne informacje o panu Windibanku, ojczymie Mary Sutherland, po czym oznajmił, że wkrótce przedstawi jej rozwiązanie zagadki. Miał już zresztą pewne podejrzenia.
Detektyw postanowił napisać dwa listy. Jeden zamierzał wysłać do przedsiębiorstwa mieszczącego się przy Leadenhall Street, drugi do ojczyma panny Sutherland. Wkrótce okazało się, że korespondencja pochodząca od zaginionego mężczyzny pisana była na tej samej maszynie, którą posługiwał się pan Windibank.
W końcu podejrzany ojczym pojawił się na Baker Street, o co w liście prosił go Holmes. Mężczyzna rzeczywiście podszywał się pod Hosmera Angela, aby powstrzymać córkę żony przed zamążpójściem i móc bezpiecznie korzystać z jej pieniędzy (zmartwiona losem Hosmera przynajmniej przez jakiś czas nie myślałaby o innych mężczyznach). W proceder zamieszana była również matka dziewczyny.
Holmes miał jednak świadomość, że Mary Sutherland nie uwierzy w jego słowa, a Wndibank nie robi niczego, za co prawo mogłoby go ukarać. Tym sposobem sprawa została rozwiązana, lecz winny nie poniósł żadnych konsekwencji.
Tajemnica doliny Boscombe
Pewnego dnia Watson otrzymał depeszę, w której Holmes prosił go, by wspólnie udali się do doliny Boscombe (zachodnia Anglia), gdzie popełnione zostało morderstwo. Doktor, chociaż miał wielu pacjentów, postanowił wyruszyć z przyjacielem. Pożegnawszy żonę i uzgodniwszy zastępstwo, udał się na stację Paddington.
W czasie podróży Holmes przedstawił sprawę jako pozornie prostą, lecz wymagającą szczególnej czujności. Wszystko wydarzyło się 3 czerwca, kiedy to pan Mc Carthy wyszedł ze swojej posiadłości Hatherley, by udać się na spotkanie, z którego nigdy już nie wrócił. Holmes wiedział tylko, że Mc Carthy mieszkał wraz z osiemnastoletnim synem (i służbą) tuż obok bogatszego pana Turnera, mężczyzny samotnie wychowującego córkę. Obaj oni znali się jeszcze z Australii i postrzegani byli jako dobrzy koledzy.
Łowczy Crowder podejrzewał, że morderstwa dokonał syn Mc Carthy’ego. Na winę młodzieńca wskazywały również słowa Patience Morgan, córki zarządcy dóbr leżących w Boscombe. Odmienne spojrzenie na sprawę miała córka Turnera. To właśnie dzięki niej Holmes zajął się sprawą.
Z zeznań młodego Mc Carthy’ego wynikało, że przez 3 dni przebywał on w Bristolu. Gdy wrócił do domu, ojca nie było. Mężczyzna po jakimś czasie przyjechał powozem, ale szybko oddalił się nad pobliski staw. Syn wziął strzelbę i poszedł za nim. Przez chwilę rozmawiali, wybuchła nawet między nimi kłótnia, ale młodzieniec, znając wybuchową naturę ojca, oddalił się. Gdy odszedł jakieś 150 kroków, usłyszał krzyk. Wrócił więc nad jezioro i znalazł konającego ojca. Nie wiedział, kto mógł go zranić, gdyż jego zdaniem stary Mc Carthy nie miał prawdziwych wrogów.
Sędzia śledczy i czytający jego raport Watson niemalże wydali już wyrok, uznając młodzieńca za winnego. Jednakże Holmes nie był tak pochopny w swoich sądach, uważał raczej, że gdyby młodzieniec przewinił, broniłby się z większą fantazją.
Po przybyciu na miejsce Holmes i Watson spotkali Lestrade’a (londyńskiego detektywa) oraz pannę Turner. Dziewczyna była przekonana, że Mc Carthy nie zamordował ojca. Wyjaśniła też, że obaj mężczyźni sprzeczali się właśnie ze względu na nią. Mc Carthy senior chciał, aby syn poślubił córkę zamożnego sąsiada, lecz chłopak nie odnosił się zbyt chętnie do tych zamysłów. Co ważne - sam Turner był przeciwny temu związkowi.
Następnie Holmes i Lastrade udali się do Hereford, aby odwiedzić przebywającego w więzieniy Mc Carthye’ego. Przyjaciel Watsona nie dowiedział się, że młodzieniec potajemnie poślubił pewną kelnerkę mieszkającą w Bristolu. Dlatego właśnie nie chciał związać się z panną Turner. Co ciekawe - małżeństwo jego nie było ważne, gdyż owa kelnerka miała prawowitego męża.
W czasie oględzin miejsca zbrodni Holmes był rozczarowany brakiem profesjonalizmu Lestrade’a i jego ekipy. Plątanina śladów przeciętnemu człowiekowi mogła wydawać się jakąś przykładową sekwencją. Ale wybitny detektyw szybko rozszyfrował prawdopodobny scenariusz wydarzeń rozgrywających się nad stawem. Przeszkadzały mu tylko ślady drugiego detektywa i jego ludzi.
Prawdziwym mordercą był pan Turner, który pragnął ochronić swoją córkę. Kiedy był jeszcze w Australii, dopuścił się napadu. Całe zdarzenie widział stary Mc Carthy, któremu Turner darował życie. Mężczyzna przybył później do Anglii i nieustannie szantażował ojca panny Alicji.
Turner chorował na cukrzycę i miał świadomość, że wkrótce umrze. Dlatego poprosił detektywa, by ten nie wyjawiał prawdy. Holmes dostarczył do sądu szereg dowodów uniewinniających młodego Mc Carhy’ego, dzięki czemu wyznanie win ze strony Turnera nie było konieczne.
Ojciec panny Alicji zmarł siedem miesięcy po rozmowie z Holmesem. Jego córka i młody Mc Carthy stworzyli zaś dobrą parę, zupełnie nie przypuszczając, jak ciemne chmury ciążyły nad ich przeszłością.
Pięć pestek pomarańczy
Wśród wszystkich przygód, które w swoich notatkach dotyczących Holmesa zapisane miał Watson, jedna zasługiwała na szczególną uwagę. Rozpoczęła się ona w ostatnich dniach września roku 1887, i nawet pogoda (nieustannie padał deszcz) zwiastowała coś niesamowitego.
Do przytulnego pokoju mieszczącego się przy Baker Street wszedł wtedy młodzieniec imieniem John Openshaw. Głęboko wierzył on, że znamienity detektyw podoła rozwiązaniu zagadki, która przydarzyła się w jego rodzinie.
Dziadek Openshawa miał dwóch synów - Eliasza (stryja młodzieńca) i Józefa (ojca chłopaka). Pierwszy z nich wziął część fortuny rodzica, który dorobił się na produkcji opon, i wyruszył za ocean. Tam prowadził dobrze prosperującą plantację, a w czasie wojny secesyjnej walczył po stronie południa. Gdy konfederacji ponieśli klęskę, powrócił do Anglii, a stało się to za sprawą jego niechęci do nowej opcji politycznej. Wtedy wziął do siebie dwunastoletniego Johna i szkolił go w zarządzaniu majątkiem. Pewnego dnia stryj otrzymał list z Indii. W kopercie było tylko pięć pestek pomarańczy, ale mężczyzna śmiertelnie się przeraził.
Od momentu otwarcia koperty przez Eliasza Openshawa nic nie wyglądało już tak samo. Stryj pił bardzo dużo alkoholu, sporządził też testament (na jednej z jego szkatułek dostrzegł John trzykrotnie powtarzającą się literę „K” - podobnie jak na kopercie), później często znikał z domu. Pewnego razu już nie powrócił. Znaleziono go leżącego twarzą przy dnie w niewielkiej sadzawce. Wszyscy uznali, że było to samobójstwo, ale John w to nie wierzył - wiedział przecież, jak bardzo stryj bał się śmierci.
Wkrótce John i jego ojciec przenieśli się do Horsham. Żyli tam w spokoju do stycznia 1885, kiedy to Józef także otrzymał kopertę z pięcioma pestkami pomarańczy. Tym razem nadawca przedstawił swe żądania: oczekiwał, że odbiorca położy papiery na stojącym w ogrodzie zegarze słonecznym. Ojciec Johna zignorował to wezwanie. Kilka miesięcy później wyjechał do swego przyjaciela. Z wyprawy tej nigdy nie wrócił - wpadł bowiem do kredowego dołu.
Minęło sporo czasu, a najmłodszy z Openshawów uwierzył nawet, że wraz ze śmiercią ojca klątwa minęła. Jednakże dwa dni przed wizytą u Holmesa sam otrzymał podobny list. Udał się z nim na policję, lecz potraktowano go tam z niewielkim szacunkiem, zaledwie przydzielając funkcjonariusza do opieki nad domem.
W czasie wizyty u detektywa Openshaw wspomniał o niewielkim skrawku papieru, który udało mu się ocalić (resztę spalił stryj). Było na nim kilka nazwisk i lakonicznych informacji. Holmes doradził młodzieńcowi, aby włożył ten niewielki świstek do kuferka i umieścił go na zegarze słonecznym, dodając notatkę, że reszta dokumentów została spalona przez pułkownika Eliasza.
Gdy Openshaw opuścił mieszkanie Holmesa, detektyw wyjaśnił Watsonowi, dlaczego sprawa jest tak niebezpieczna. Owo potrójne „K” symbolizowało bowiem organizację zwaną Ku-Klux-Klanem, a jego członkowie - o czym świadczyły losy ojca i stryja Johna - zawzięcie dążyli do wejścia w posiadanie dokumentów będących niegdyś własnością Eliasza. Co ważne - ostatni list został nadany z Londynu. Zagrożenie było więc bardzo realne. W dodatku dane pozyskane z pewnej encyklopedii informowały, że od 1869 aktywność Ku-Klux-Klanu znacznie osłabła. Był to rok, w którym Openshaw opuścił obcy kontynent i wrócił do Wielkiej Brytanii.
Następnego dnia Watson i Holmes utkwili oczy w przyniesionej im gazecie. Nagłówek informował, że w pobliżu stacji Waterloo utonął młody mężczyzna, John Openshaw. Detektyw postanowił go pomścić.
Holmes pracował cały dzień, analizując kursy statków. Ostatecznie stwierdził, że z zabójstwami powiązany jest żaglowiec „Lone Star”, na herszta szajki wytypował zaś kapitana okrętu - Jamesa Calhouma. By pomścić młodzieńca, detektyw zaadresował do mężczyzny list, w którym umieścił 5 pestek pomarańczy.
Ale ani Holmes, ani Watson nigdy nie usłyszeli już o kapitanie Calhoumie. Tego roku jesienne sztormy były wyjątkowo gwałtowne. Pewnego dnia po prostu odnaleziono szczątki żaglowca „Lone Star”, który zatonął gdzieś na Atlantyku.
Człowiek z blizną
Isa Whitney nasycał swój tytoń tynkturą opiumową. Jego nałóg zaczął się przed laty, gdy jeszcze był w szkole. W pewnym okresie uzależnienie stało się tak silne, że nawet rodzina zaczęła postrzegać tego mężczyznę jako człowieka odrażającego.
W czerwcu 1889 r. w domu Watsona pojawiła się Kate Whitney, żona Isy. Przyjaciel Holmesa był doradcą lekarskim jej męża, toteż tylko on mógł pomóc jej w tej trudnej sytuacji. Oto bowiem mężczyzna od dwóch dni nie pojawił się w domu. Najprawdopodobniej przebywał w palarni zwanej „Złotą Szynkownią”. Watson niewiele myśląc, postanowił doprowadzić go do domu.
I rzeczywiście - doktor bez większych przeszkód odnalazł Whitneya. Jakże wielkie było jednak jego zdziwienie, gdy przy innym stoliku dostrzegł samego Sherlocka Holmesa. Detektyw poprosił przyjaciela, aby odesłał Isę do domu, a w dodatku poprosił woźnicę o przekazanie informacji swojej żonie, że zostanie przez jakiś czas z przyjacielem. Mieli bowiem kilka spraw do omówienia.
Okazało się, że Holmes uwikłany został w niełatwą sprawę. W palarni opium szukał wskazówek dotyczących pewnego nieprzyjaciela (oraz oddawał się jednemu ze swych licznych nałogów). Watson nie doczekał jednak pełnych wyjaśnień - niewiele wiedząc, wyruszył z Holmesem w drogę do domu St. Claira.
W czasie jazdy detektyw opowiedział przyjacielowi o szczegółach ich zadania. W maju 1884 r. do Lee przybył zamożny Neville St. Clair, który nabył w okolicy wspaniałą willę. Szybko wkupił się w łaski mieszkańców okolicy, niebawem poślubił córkę lokalnego piwowara.
St. Clair często wyjeżdżał do Londynu, aby finalizować sprawy związane ze swoją przynależnością do wielu organizacji. W poniedziałek poprzedzający opisywane wydarzenia wyruszył nieco wcześniej. Los chciał, że jego żona odebrała w ten sam dzień depeszę informującą o możliwości odebrania pieniędzy. Sama także ruszyła do Londynu, a idąc ulicą, przy której stała palarnia opium, dostrzegła w oknie męża. Wygląd pana St. Claira był niepokojący, a co gorsza - ktoś wyraźnie odciągnął go od okna. Kobieta chciała dostać się do palarni, ale Malajczyk i Duńczyk (obaj prowadzili interes) powstrzymali ją. Wróciła po chwili z policją, ale pokój był już pusty. I mogłoby się zdawać, że miała halucynacje, ale na podłodze stała zabawkowa skrzynia z narzędziami, którą Neville St. Clair obiecał swemu synkowi.
Policja przeprowadziła dochodzenie. Odkryto stertę ubrań Neville’a, surdut znaleziono zaś w położonej tuż nad morzem piwnicy. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna został zamordowany i wrzucony do wody. Wskazywać mogły na to także ślady krwi. W całą sprawę najprawdopodobniej zamieszani byli Malajczyk oraz Hugo Broone, zawodowy żebrak, człowiek kaleki, lecz niezwykle silny.
Po przybyciu do domu St. Claira Holmesa i Watsona zaskoczył list pokazany im przez żonę Neville’a. Napisane było w nim: Najdroższa, nie obawiaj się. Wszystko będzie dobrze. Zaszła wielka omyłka, która wnet się wyjaśni. Miej cierpliwość. Holmes powątpiewał w autentyczność korespondencji, jednak pani St. Clair była pewna, że na papierze widniało pismo jej męża.
Wczesnym rankiem detektyw i jego przyjaciel wyruszyli w drogę. Niezrównany śledczy był niemal pewny, że właśnie odgadł rozwiązanie zagadki, a klucz do prawdy - jego zdaniem - znajdował się w łazience domu St. Clairów (rzecz jasna zabrał go ze sobą).
Holmes i Watson przybyli na posterunek policji, gdzie przetrzymywany był Broone. Detektyw jeszcze raz przyjrzał się osadzonemu, a później wydobył z torby klucz do rozwiązania zagadki, czyli gąbkę. Gdy przemył twarz mężczyzny, okazało się, że był to Neville St. Clair we własnej osobie. Mężczyzna przyznał, iż pisał kiedyś artykuł o żebractwie, na potrzeby którego prowadził obserwację i staranne badania. Uświadomił sobie wtedy, jak wysokie mogłyby być zarobki słynnego żebraka potrafiącego rozczulać i rozśmieszać ludzi. Niewiele myśląc, zaczął poświęcać swój czas tej formie zarobkowania. Wkrótce rzucił nawet pracę. Nie chciał tylko, aby wiedziała o tym przyszła rodzina. Dlatego sowicie płacił Malajczykowi za zachowywanie tej tajemnicy.
Policja odstąpiła od wszczęcia postępowania sądowego, ale mężczyzna musiał przyrzec, że świetnie ucharakteryzowany (St. Clair był kiedyś aktorem) Hugo Broone nie pojawi się już na ulicach Londynu.
Błękitny karbunkuł
Było to dzień po Bożym Narodzeniu. Wszedłszy do pokoju Holmesa, zastał go Watson rozmyślającego nad poranną prasą i nieszczególnym pilśniowym kapeluszem. Historia nakrycia głowy była następująca: Peterson, funkcjonariusz policji, wracał do domu późną nocą. Gdy szedł przez Tottenham Court Road, dostrzegł wysokiego mężczyznę trzymającego gęś i mającego na głowie wspomniany kapelusz. Człowiek ten zaatakowany został przez bandę rzezimieszków. Broniąc się, zamachnął się tak nieszczęśliwie, że stłukł witrynę sklepową. Peterson rzucił się, by mu pomóc, lecz na widok jego munduru wszyscy rozbiegli się w popłochu. Policjant został sam ze świąteczną gęsią i kapeluszem. Nakrycie głowy trafiło do Holmesa.
Gęś i kapelusz udało się powiązać z panią Henrykową Baker. Zbyt wielu Bakerów mieszkało jednak w Londynie, by możliwym było prędkie ustalenie tego, o kogo dokładnie chodzi. Toteż ptak zjedzony został przez Petersona i jego rodzinę, a kapelusz miał posłużyć Holmesowi do odnalezienia tajemniczego mężczyzny.
Watson i Holmes rozmawiali o przypuszczalnej tożsamości nieszczęśnika, który zgubił gęś i kapelusz, gdy do mieszkania wbiegł Peterson. Jego żona, przygotowując ptaka na obiad, znalazła w jego wnętrznościach wspaniały błękitny klejnot. Mężczyźni szybko skonstatowali, że był to karbunkuł księżny Morcar.
Diament skradziony został pięć dni wcześniej, a podejrzanym o jego wyniesienie ze szkatuły był John Horner, ślusarz. Detektyw przypuszczał też, że Henryk Baker nawet nie wiedział, co znajdowało się we wnętrzu gęsi, którą najprawdopodobniej kupił jako prezent świąteczny. By poznać więcej szczegółów, Holmes zamieścił w gazecie ogłoszenie informujące Bakera, że gęś i kapelusz odebrać może na Baker Street.
Wysoki mężczyzna pojawił się o wyznaczonej godzinie. Z ulgą przyjął wiadomość o tym, że otrzyma inną gęś (tamta byłaby już przecież nieświeża) i swoją czapkę. Wszystko wskazywało na to, że nie wie nic o klejnocie. Ale i tak przysłużył się on sprawie, wyjawiając, gdzie nabył ptaka - było to w gospodzie „Alfa”.
Bohaterowie ruszyli tropem zeznań Bakera. W karczmie usłyszeli, że barman nabył gęsi na targu Covent Garden, sprzedawcą był niejaki Breckenridge. Mężczyzna nie zamierzał zdradzić detektywowi, skąd pochodził sprzedawany na stoisku drób, lecz Holmes wpadł na pomysł doskonałego podstępu. Zaczął udawać znawcę ptactwa, a poirytowany handlarz pokazał mu zeszyt, w którym wyraźnie napisane było, że gęsi pochodziły z miejskiej hodowli leżącej przy Brixton Road.
Holmes i Watson nie udali się na Brixton Road, gdyż zupełnie niespodziewanie spotkali Johna Rydera, zarządcę hotelu „Cosmopolitan”, w którym to doszło do kradzieży. Mężczyzna był wyraźnie zainteresowany tym, co stało się z gęsią.
Detektyw wiedział, że to Ryder był sprawcą kradzieży. Zarządca, przyciśnięty ciężarem dowodów, prędko przyznał się do winy. Wyjawił, że po kradzieży odwiedził siostrę pracującą przy tuczeniu gęsi i wtedy to wepchnął jednemu z ptaków klejnot do gardła. Następnie pomylił okaz i zabrał ze sobą niewłaściwą. Później było zbyt późno - ptaki trafiły na sprzedaż.
Holmes darował mężczyźnie przewinienie, wiedział bowiem, że Horner zostanie uniewinniony. Rozmawiając z Ryderem, odniósł też wrażenie, iż zarządca bardzo mocno żałował swego przewinienia. Zdało mu się, że odesłanie go do więzienia uczyni z niego złoczyńcę, zostawienie go na wolności miałoby stworzyć mu okazję do odpokutowania uczynku.
Nakrapiana przepaska niesie śmierć
Jedną z najbardziej osobliwych spraw spośród tych, z którymi zmierzyli się Holmes i Watson, była ta związana z rodziną Roylott. Wszystko rozegrało się w 1883, a więc na początku znajomości obu mężczyzn. Watson opisał ją dopiero po kilku latach, gdyż wcześniej do milczenia zobowiązywało go przyrzeczenie złożone pewnej lady.
Tego dnia Holmes i Watson wstali - jak na swoje przyzwyczajenia - nadzwyczaj wcześnie. Zbudziła ich wizyta klientki, która przybyła do detektywa przerażona i zdenerwowana. Helena Stoner mieszkała z ojczymem, ostatnim potomkiem rodziny Roylott (jednej z najstarszych rodzin saksońskich), na zachodnich rubieżach hrabstwa Surrey.
Doktor Roylott poślubił matkę Heleny, gdy jej córka była zaledwie dwuletnim dziecięciem. Później oboje powrócili z Indii (gdzie Roylott zabił człowieka, za co siedział w więzieniu) do Europy. Matka Heleny była wdową po oficerze, a więc miała całkiem przyzwoity roczny dochód. Kobieta zmarła w dwa lata po przyjeździe na Stary Kontynent, a Roylott, który stał się jedynym opiekunem jej dwóch córek, miał otrzymywać te pieniądze, dopóki dziewczynki z nim mieszkały.
Po śmierci żony Roylott bardzo się zmienił. Stał się wybuchowy i agresywny, zupełnie nie utrzymywał kontaktów z sąsiadami. Przyjaźnił się za to z wędrownymi Cyganami, z którymi często podróżował przez całe tygodnie. W dodatku hodował pawiana i geparda, które groźny były nawet dla domowników, a pracami obarczał obie pasierbice.
Julia i Helena dorastały z dala od świata. Jednakże pierwszej z nich udało się poznać pewnego mężczyznę. Oboje planowali nawet ślub, a Roylott w żaden sposób się temu nie sprzeciwiał. Niestety - 2 tygodnie przed wydarzeniem Julia zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. To właśnie o jej śmierci chciała rozmawiać z Holmesem Helena.
Tej nocy Helena długo nie mogła zasnąć, przeczuwając jakieś nieszczęście. W końcu jednak zamknęła oczy, ale wkrótce obudził ją przerażający krzyk. Pobiegła więc do pokoju siostry. Julia słaniała się na nogach i mówiła coś o nakrapianej przepasce. Interwencja Roylotta nie pomogła, dziewczyna umarła, powiedziawszy wcześniej kilka słów o nakrapianej przepasce.
Sędzia śledczy, pomimo bardzo dokładnego dochodzenia, nie stwierdził udziału osób trzecich. W ciele Julii nie znaleziono bowiem śladów żadnej trucizny. Helena przypuszczała, że jej siostra zmarła ze strachu. Chciała tylko dowiedzieć się, co tak bardzo ją przeraziło.
Od śmierci Julii minęły dwa lata. Helena żyła w samotności aż do momentu, w którym oświadczył się jej młody mężczyzna. Ojczym ponownie nie czynił żadnych sprzeciwów, zarządził nawet remont. W czasie prac Helena spała w pokoju siostry i pewnej nocy usłyszała przerażający gwizd - podobny do tego, jaki poprzedził śmierć Julii. Nie zasnęła już, a o świcie postanowiła ruszyć do Holmesa.
Detektyw od razu nabrał podejrzeń w stosunku do ojczyma Heleny. By wydać ostateczny sąd, musiał jednak udać się do Stoke Moran. Takąż właśnie wyprawę zaplanował z Watsonem na wczesne popołudnie (Roylotta miało nie być w domu). Zanim jednak bohaterowie wyruszyli w drogę, odwiedzeni zostali przez samego Roylotta, który wyraźnie ostrzegł ich, by nie mieszali się w cudze sprawy.
Do Stoke Moran Holmes i Watson przybyli jako architekci. Najpierw powiadomili pannę Stoner, że była śledzona przez ojca, a później przystąpili do oględzin. Czujne oko detektywa wytropiło dwa dziwne rozwiązania zastosowane w pokoju nieżyjącej panny Julii. Po pierwsze - nieprzymocowany dzwonek, po drugie - otwór wentylacyjny prowadzący do sąsiedniego pokoju.
Detektyw miał już swoją teorię. Jej potwierdzenie wymagało jednak spędzenia nocy w pokoju zajmowanym obecnie przez pannę Helenę. W tym celu obaj mężczyźni zatrzymali się w zajeździe „Korona”, z którego dostrzec można było okno pokoju. Na znak mieli oni przybyć na miejsce i przez okno wejść do pomieszczenia.
Nocne czuwanie trwało długo. W końcu w sąsiednim pomieszczeniu ktoś zapalił ślepą lampę, a po chwili rozległ się syk. Wtedy Holmes wziął trzcinową rózgę i zaczął smagać nią niepodłączony przewód dzwonka. Kiedy wszystko ustało, zarządził szybkie przedostanie się do pokoju Roylotta.
Doktor był już martwy. Odpowiednio skonstruowany otwór wentylacyjny i niepodpięty sznurek dzwonka służyły mu bowiem do tworzenia ścieżki dla jadowitego węża, który uśmiercił pannę Julię. Tym razem gad spłoszony został przez Holmesa i zaatakował swego hodowcę.
Sherlock Holmes w Eyford
Latem roku 1889 Sherlock Holmes rozwiązał jedną z najtrudniejszych spraw w swojej karierze. Hatherley, inżynier hydrauliki, pojawił się najpierw u Watsona. Po krótkim wybuchu histerycznego śmiechu pokazał on doktorowi ranę dłoni. Wyglądała ona niezbyt dobrze, wydawać mogło sie, że kciuk został wyszarpana z wielką siłą. Mężczyzna wyjaśnił, że w nocy omal nie został zamordowany. Bał się jednak mówić o szczegółach, gdyż obawiała się braku wiary ze strony słuchających.
Watson postanowił zaprowadzić Hatherley’a do Sherlocka Holmesa. W mieszkaniu przy Baker Street hydraulik opowiedział swą historię. Wcześniej pracował dla firmy Venner i Matsheson. W 1887, otrzymawszy sporą sumkę po ojcu, mężczyzna otworzył jednak własny interes i wynajął lokal przy Victoria Street. Biznes nie szedł dobrze, a wpływy były mocno ograniczone.
Na dzień przed spotkaniem z Holmesem i Watsonem Hatherley został odwiedzony przez pułkownika Lizandra Starka. Chudy i sprawiający niepokojące wrażenie mężczyzna miał dla niego wymagające pełnej dyskrecji zlecenie. Oznajmił, że zapłaci 50 gwinei za przeprowadzone nocą badanie prasy hydraulicznej. By wykonać ten obowiązek, Hatherley musiał dotrzeć do Eyford. Wszystko musiało odbyć się po zmroku, ponieważ Stark i jego towarzysze w tajemnicy przed sąsiadami eksploatowali złoże ziemi fulerskiej.
Po dotarciu na umówioną stację Hatherley długo jeszcze jechał w towarzystwie Starka na rzekome miejsce wydobycia. Kiedy tam dotarli, hydraulik przez chwilę został sam. Do pomieszczenia weszła wtedy kobieta, najprawdopodobniej Niemka, która łamaną angielszczyzną ostrzegła go, by jak najszybciej opuścił to miejsce. On pomyślał jednak o 50 gwineach.
Chwilę później oczom hydraulika ukazał się Stark w towarzystwie Fergussona, swego sekretarza. Zaprowadzili oni inżyniera do pomieszczenia, które okazało się być wnętrzem ogromnej prasy hydraulicznej. Hatherley prędko ustalił przyczynę awarii, ale jeszcze szybciej zdał sobie sprawę, że maszyna ta nie jest używana do formowania ziemi fulerskiej. Kiedy zapytał pułkownika o prawdziwe przeznaczenie urządzenia, został zamknięty wewnątrz. Przed pewną śmiercią uratowała go Niemka. Kobieta zaprowadziła go do okna (wysokość kilkudziesięciu stóp) i kazała jak najszybciej uciekać. Hatherley bał się skoku, toteż złapał rękoma krawędź. Nagle pojawił się pułkownik, który wymierzył mu potężny cios (w ten sposób mężczyzna stracił palec).
Hatherley biegł przez krzaki. Gdy nagle poczuł rwący ból dłoni, zorientował się, jak dotkliwa jest jego rana. Opatrzył ją, po czym zasłabł. Kiedy się ocknął, uświadomił sobie, że jest w pobliżu dworca (nie wiedział, czy dotarł tam sam, czy ktoś go odwiózł). Wszedłszy na peron, zapytał bagażowego o nazwisko Stark. Ten zupełnie go jednak nie kojarzył.
Wysłuchawszy historii mężczyzny, Holmes wydobył swoje notatki i pokazał mu wiadomość o tajemniczym zaginięciu hydraulika, które miało miejsce jakiś czas temu. Po chwili wszyscy byli już w drodze do Reading. W podróży towarzyszyli im jeszcze inspektor Bradstreet i jakiś cywil.
Właściciele prasy byli fałszerzami monet. Niełatwą zagadką pozostawała dokładna lokalizacja ich fabryki. Tę bardzo szybko przejrzał Holmes, mając nadzieję, że już wkrótce zostaną oni oddani w ręce sprawiedliwości.
Kiedy bohaterowie zbliżali się na miejsce, zauważyli wozy strażackie i słup dymu. Pożar wybuchł przez lampę naftową, którą zgniotła prasa. Fałszerze zdążyli zabrać wszystkie monety i ulotnić się w niewiadomym kierunku.
Holmes ustalił jeszcze, że Hatherley zawdzięczał życie Niemce i Fergussonowi. To właśnie oni zanieśli do go bryczki i przetransportowali w okolicę stacji.
Przygoda szlachetnie urodzonego kawalera
Małżeństwo lorda Saint Simon i jego dziwne zakończenie przez długi czas były tematem rozmów dla plotkarzy i bywalców salonów. Watson wiedział jednak coś, o czym oni nie mieli pojęcia. Kilka faktów nie ujrzało bowiem światła dziennego, a wszystko dzięki Holmesowi.
Tego dnia detektyw z Baker Street odebrał pocztę o godzinie 15. Jeden z listów napisany został przez hrabiego Saint Simon, który zapowiedział swoje przybycie o 16. Sprawa, jak informował, była wyjątkowo delikatna.
Zanim Saint Simon pojawił się w mieszkaniu detektywa, Holmes i Watson przejrzeli informacje dostępne na jego temat. Otóż miał on związać się z panną Hatty Doran, córką kalifornijskiego milionera. Małżeństwo to miało być korzystne dla obu stron - kobieta wchodziła w poczet arystokracji, mężczyzna zyskiwał całkiem pokaźną sumkę, wniesioną przez nią w posagu.
Ślub odbył się w tajemnicy, pojawiło się na nim zaledwie kilkunastu gości. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w czasie śniadania wydanego na cześć nowożeńców, nie zaginęła panna młoda. W rubrykach towarzyskich często pojawiało się nazwisko Flory Millar - tancerki i znajomej hrabiego Saint Simon, która mogła być zamieszana w zaginięcie panny młodej.
W końcu pojawił się sam hrabia Saint Simon. Swoją żonę opisał on jako osobę temperamentną, narwaną i popędliwą, ale zarazem o szlachetnej duszy. Następnie zrelacjonował przebieg przygotowań do ślubu, w czasie których nie zauważył niepokojących wydarzeń, poza upuszczeniem przez przyszłą pannę młodą bukietu kwiatów i zamienieniem przez nią kilku słów z obcym mężczyzną. Kolejnym punktem ceremonii było śniadanie, podczas którego wstała od stołu i wyszła. Następnie widziano ją w parku w towarzystwie Flory Millar.
Flora Millar była tancerką i zarazem główną przyczyną cichego ślubu. Saint Simon znał ją od dawna, gdyż często odwiedzał „Allegro”. Tancerka nie mogła narzekać na brak hojności z jego strony, toteż - jak podejrzewał - szybko się do niego przywiązała.
Holmes oznajmił, że zna rozwiązanie zagadki, jeszcze zanim Saint Simon wyszedł. Detektyw potrzebował jednak sfinalizowania ostatnich ustaleń, toteż zaproponował hrabiemu późniejsze spotkanie. Niespodziewanie z pomocą Holmesowi przyszedł Lestrade, inspektor policyjny, który ze wściekłością wpadł do mieszkania przy Baker Street, aby opowiedzieć o swych perypetiach związanych ze śledztwem. Oto bowiem jakiś stróż znalazł suknię ślubną pani Saint Simon. Wszystko wskazywało więc na to, że została ona zamordowana przez Florę Millar. Brakowało tylko ciała.
Holmes spojrzał na Lestrade’a z politowaniem i spróbował mu uświadomić, że tkwi w błędzie. Policjant nie chciał jednak słuchać zapewnień, iż morderstwo pani Saint Simon to mit.
Detektyw na chwilę zostawił Watsona samego. Doktor nie miał jednak zbyt wiele czasu dla siebie, gdyż musiał odebrać wielką paczkę z wykwintnymi smakołykami. W momencie gdy akurat skończył, w pokoju pojawił się Holmes. Chwilę później próg przekroczył Saint Simon, a kilka minut po nim dwie osoby - pan i pani Moultonowie.
Rozwiązanie zagadki było nad wyraz proste. Będąc w kościele, Hatty Doran spotkała swą dawną miłość, Francisa Moultona. Mężczyzna poszukiwał złota z jej ojcem, a później dostał się w indiańską niewolę. Panna Doran myślała więc, że ukochany zmarł. Kiedy jednak spotkała go w Anglii, od razu wiedziała, iż nie może poślubić hrabiego.
Arystokrata wybaczył niedoszłej pani Saint Simon, po czym oddalił się rozczarowany utratą żony i fortuny. Holmes z kolei z uśmiechem myślał o perypetiach szlachetnie urodzonych i śledztwie prowadzonym przez Lestrade’a.
Korona z berylów
Był chłodny lutowy poranek. Do mieszkania przy Baker Street wpadł zdyszany Aleksander Holder, przedstawiciel domu bankowego „Holder & Stevenson”. Zziajany mężczyzna miał nie lada problem. Oto bowiem uszkodzona została korona z berylów, którą bankowi pod zastawa na kwotę 50 000 funtów powierzył przedstawiciel jednego z najznamienitszych rodów całej Anglii.
Holder nie chciał zostawiać drogocennego przedmiotu w banku, dlatego wziął go ze sobą do domu. Raczej nie podejrzewał nikogo ze swojego najbliższego otoczenia. Służące, za wyjątkiem Lucy Parr, która miała jednak wspaniałe referencje wystawione przez zamożne rodziny, zostały już sprawdzone. W domu przebywali jeszcze Artur, syn Holdera, oraz Mary, jego bratanica. I to właśnie na lubującego się w hazardzie młodzieńca padły podejrzenia ojca.
Tej nocy Holder spał bardzo płytko. W pewnym momencie obudziła go seria stuknięć i szelestów. W pokoju dostrzegł majstrującego przy szufladzie Artura. Kiedy zobaczył koronę, uświadomił sobie, że brakowało w niej jednego złotego rogu z trzema berylami.
Ojciec nie okazał synowi litości i powiadomił policję. O bladym świcie młodzieniec został aresztowany. Nie skłoniło go to jednak do przyznania się do winy.
Po wszystkim Holder udał się do Holmesa. Detektyw, usłyszawszy jego opowieść, od razu poddał wątpliwościom winę Artura. Jego zdaniem koronę uszkodził kto inny, a młodzieniec wręcz próbował pomóc ojcu, naprostowując wykonane zagięcia.
Wkrótce Holmes i Watson udali się do posiadłości Holdera. W czasie obchodu detektyw zapoznał się z kilkoma szczegółami. Uwagę obu bohaterów zwróciła również Mary, której oczy wskazywały na to, że długo płakała. Dziewczyna, na widok stryja, od razu krzyknęła, że Artur jest niewinny.
Detektyw i jego przyjaciel długo nie zabawili u Holdera. Śledztwo okazało się na tyle owocne, że Holmes poprosił bankiera o złożenie mu wizyty następnego dnia, między godziną 9 a 10. Śledczy przypuszczał, że będzie wtedy wiedział, co stało się z klejnotami.
Po powrocie do Londynu Holmes zmienił strój i wyruszył na niemalże całonocne śledztwo. Jak się później okazało - wrócił do Holdera, ale tym razem przeczesywał okolicę nieoficjalnie. Na Baker Street pojawił się o godzinie 2 w nocy, a więc nie miał okazji dobrze się wyspać.
Artur nie był winnym kradzieży. Wręcz przeciwnie - to on odzyskał koronę, którą w porozumieniu skradli Mary i sir Burnwell (towarzysz Artura z klubu dżentelmenów). Dzięki interwencji młodzieńca oszust został tylko z jednym rogiem, sprzedanym później za kwotę 1800 funtów. Holmes zlokalizował pasera i odkupił róg za sumę o 1200 funtów wyższą.
Holder odzyskał część korony oraz syna, którego obiecał gorąco przeprosić. Stacił jednak bratanicę. Mary uciekła bowiem z Burnwellem. Znający reputację tego człowieka Holmes był przekonany, że dziewczyna wkrótce poniesie karę o wiele większą niż ta, na którą zasługiwała.
Przygoda w Copper Beeches
Holmes i Watson siedzieli przy kominku i dyskutowali na temat opisów ich przygód, które sporządzał doktor. Detektyw skłonny był zrezygnować z większości zawartych w nich szczegółów, byle tylko ocalić zawiłości rozumowania. Dyskusja nie znalazła jednak finału, gdyż przerwało ją odczytanie przez Holmesa listu o następującej treści:
Szanowny panie!
Mam zamiar zwrócić się do pana po poradę, czy powinnam przyjąć zaoferowaną mi posadę guwernantki, czy też nie. O ile nie sprawi to panu kłopotu, pozwolę sobie wpaść jutro o godzinie 10.30.
Z poważaniem Violetta Hunter
Holmes powiadomił przyjaciela o planowanej wizycie akurat tuż przed samym faktem pojawienia się panny Hunter. Kobieta zrobiła na nim dobre wrażenie, z ciekawością wysłuchał więc jej historii.
Klientka detektywa przez pięć lat pracowała jako guwernantka w rodzinie pułkownika Munro. Posadę straciła, gdy oficer wyjechał za ocean, gdzie objął ważne stanowisko. Następnie panna Hunter szukała pracy aż przez dwa lata. W końcu, widząc topniejące oszczędności, postanowiła zwrócić się o pomoc do agencji pracy dla guwernantek. Pewnego dnia spotkała ją tam niezwykła sytuacja. Oto bowiem w gabinecie panny Stoper siedział dość tłusty i dziwnie wyglądający mężczyzna. Na widok panny Hunter od razu wyraził chęć jej zatrudnienia, oferując jej przy tym pensję 100 funtów rocznie (u pułkownika zarabiała 4 funty miesięcznie). Jej praca miałaby polegać na opiece nad sześcioletnim dzieckiem oraz spełnianiu poleceń żony mężczyzny, poleceń - rzecz jasna - niegodzących w żaden sposób w honor młodej damy. Jednakże już pierwsza prośba mężczyzny skłoniła pannę Hunter do głębokich przemyśleń. Oczekiwał on bowiem, że zetnie ona swe długie kasztanowe włosy.
Panna Hunter odrzuciła propozycję mężczyzny. Kiedy jednak przyszła do domu i zajrzała do pustego kredensu, uświadomiła sobie, że być może popełniła błąd. Nieco później w jej ręce trafił list zaadresowany przez pana Rucastle’a. Mężczyzna informował, że gotów jest podnieść stawkę do 120 funtów rocznie, oraz zapewniał, że praca nie będzie trudna.
Po konsultacji z Holmesem i deklaracji gotowości do pomocy ze strony detektywa panna Hunter przyjęła posadę. Postanowiła wyruszyć do Winchesteru następnego dnia. Przyjaciel Watsona był przekonany, że już wkrótce wyśle ona telegram z prośbą o pomoc.
Minęły dwa tygodnie i stało się to, czego spodziewał się Holmes. Panna Hunter przysłała telegram z prośbą, by detektyw przybył do Winchesteru. Miejscem spotkania miał być hotel „Czarny Łabędź”.
W drodze do Winchesteru Holmes stwierdził, że wiejskie okolice skrywają znacznie więcej ponurych zbrodni niż mroczne uliczki Londynu. W mieście większość czynów miała świadków, na wsiach wiele zdarzeń można było ukryć przed oczyma bliźnich.
Na miejscu bohaterowie spotkali się z panną Hunter. Wyjaśniła ona, że nie była źle traktowana, ale postępowanie państwa Rucastle’ów stawiało ją w złym trudnym położeniu.
Pani Rucastle wydawała się pannie Hunter być kobietą niezwykle smutną, skrywającą jakąś bolesną tajemnicę. Być może to usposobienie jej młodego synka, chłopca okrutnego, z lubością pastwiącego się nad słabszymi stworzeniami, wpędzało ją w taki nastrój.
Wszystko zaczęło się drugiego dnia. Małżeństwo poprosiło pannę Hunter na dół i nakazało jaj założyć błękitną suknię. Następnie została ona usadzona pod oknem, a pan Rucastle opowiadał różne zabawne historie. Sytuacja powtarzała się co dwa dni, ale już za trzecim razem wręczono pannie Hunter książkę, którą miała głośno czytać. Ustawiano ją wtedy twarzą do okna, nie mogła więc widzieć tego, co działo się za nią. Sprytna kobieta postanowiła posłużyć się lusterkiem, w którym dostrzegła, że na drodze prowadzącej do Southampton stał jakiś mężczyzna, natrętnie się jej przyglądając. Tego razu panna Hunter odniosła wrażenie, że pani Rucastle doskonale wiedziała o trzymanym przez nią lusterku.
Domu Rucastle’ów pilnował ogromny brytan, nad którym zapanować potrafił tylko stary Toller, służący. Bestia wypuszczana była na noc, co niezmiernie przerażało pannę Hunter. Jej strach spotęgowany został także znalezieniem w jednej z szuflad włosów o identycznym odcieniu jak jej oraz ustalenie, że w domu Rucastle’ów znajduje się niezamieszkane skrzydło, którego okna szczelnie zakryte są okiennicami.
Na dzień przed spotkaniem z detektywem i Watsonem pannie Hunter udało się zajrzeć do zamkniętej części domu (Rucastle tłumaczył, że jest to miejsce, w której oddaje się pasji fotografowania). Kobieta dostrzegła tam jedynie zabarykadowane drzwi, gdyż przestraszył ją jakiś cień. Uciekając, wpadła w ręce gospodarza domu. Ten przestrzegł ją, że jeżeli jeszcze raz zobaczy, jak zapuszcza się w to skrzydło posiadłości, rzuci ją na pożarcie brytanowi.
Holmes i Watson postanowili wykorzystać wieczorną nieobecność państwa Rucastle’ów. Stary Toller pił od samego rana, był więc niegroźny, jego żonę polecili zaś zamknąć w piwnicy. To stworzyłoby im okazję do zbadania tajemnicy domu.
Detektyw z Baker Street był przekonany, że panna Hunter miała udawać przed światem zewnętrznym córkę z pierwszego małżeństwa pana Rucastle’a, o której mówiono, że wyjechała do Ameryki. Przypuszczał również, że pan Rucastle jest straszliwym tyranem, człowiekiem okrutnym, o czym świadczyć miało usposobienie jego sadystycznego sześcioletniego syna.
Gdy detektyw i jego przyjaciel oglądali dom Rucastle’ów, gospodarz niespodziewanie powrócił do swej posiadłości. Wściekły mężczyzna spuścił ogromnego ogara, by przepędzić intruzów. Nie wiedział jednak, że bestia nie była karmiona od kilku dni. Zwierzę wbiło kły w ciało Rucastle’a, a Toller, Watson i Holmes z trudem ich rozdzielili.
Rucastle żył jeszcze. Został więc zaniesiony do salonu. Tam na wszystkich czekała pani Toller, która żałowała, że panna Hunter nie uprzedziła jej o swoich zamiarach. Stara kobieta wiedziała bowiem o sprawie znacznie więcej niż wszyscy inni.
Alicja, córka Rucastle’a z pierwszego małżeństwa, posiadała własny majątek. Ojciec mógł rozporządzać nim do czasu jej zamążpójścia. Kiedy więc poznała ona pana Fowlera, marynarza, opiekun gotów był zrobić wszystko, by nie dopuścić do małżeństwa. Swoim okrucieństwem wpędził dziewczynę w chorobę i doprowadził do tego, że przez długi czas walczyła ze śmiercią. Panna Hunter była mu niezbędną do odrzucenia zalotów Fowlera i kontynuowania gry pozorów.
Pan Rucastle przeżył atak bestii, ale żył później jako człowiek załamany, wymagający stałej opieki żony. Jego córka poślubiła pana Fowlera i wyprowadziła się z domu. Dzięki dobremu stanowisku mężczyzny żyli na dobrym poziomie. A co z panną Hunter? Obecnie jest kierowniczką prywatnej szkoły w Walsall i podobno osiągnęła w pracy duże powodzenie.
Problematyka
„Przygody Sherlocka Holmesa” ukazały się w roku 1892. Zbiór dwunastu opowiadań o piekielnie bystrym i niezwykle skutecznym detektywem - podobnie jak wcześniejsze dzieła opisujące jego perypetie - szybko trafił do serc czytelników. Swoistym novum wprowadzonym przez Arthura Conana Doyle’a były skoncentrowanie się na samym procesie rozwiązywania zagadek kryminalnych oraz ukazywanie zagadnień niebanalnych, budzących ciekawość czytelnika.
Wybrana przez autora konwencja opowiadań detektywistycznych nie oznacza jednak, że utwory, których głównym bohaterem jest Sherlock Holmes, uciekają od tematyki i problematyki społecznej. Niezwykły detektyw z Baker Street często mówi bowiem, że tam, gdzie oddziałują na siebie ludzie, zawsze będzie działo się coś odbiegającego od normy, wykraczającego poza ustalone granice. Do zbrodni najczęściej popychają chęć posiadania, zazdrość, pragnienie zatuszowania złych uczynków. W opowiadaniach Doyle’a te przyziemne motywacje często prowadzą do wyrafinowanych i perfidnych działań.
Postać głównego bohatera to kreacja niezwykle ciekawa i interesująca nie tylko ze względu na ogromną bystrość intelektu i stosowanie osławionej metody dedukcyjnej. Holmes jest bowiem człowiekiem o rozbudowanej i złożonej moralności. Nie zawsze dąży on do tego, by postępować zgodnie z prawem, niekiedy daruje nawet winy złapanym przez siebie przestępcom. Wielokrotnie w opowiadaniach zasygnalizowana zostaje różnica między przepisami i regułami, a tym, co jawi się jako korzystne z punktu widzenia ogólnie przyjętych wartości. Przykładami mogą być tutaj opowiadania „Tajemnica doliny Boscombe”, „Człowiek z blizną” oraz „Błękitny karbunkuł”.
W czasie rozwiązywania poszczególnych spraw Sherlock Holmes zawsze posługuje się szeroką, łączącą różne dziedziny wiedzą. Rozeznanie w najnowszych dokonaniach nauki, znajomość faktów oraz zdolność szybkiego łączenia przesłanek sprawiają, że rezydujący przy Baker Street śledczy nie ma sobie równych. Jego postać może być więc odczytywana jako apologia nauki i wiedzy. Nawet najbardziej tajemnicze i niejasne zagadki, mogące przecież sugerować obecność sił paranormalnych, rozwiązuje on w sposób racjonalny i metodyczny. Dlatego też może być postrzegany jako jeden z najbardziej znanych, najgłośniejszych literackich reprezentantów scjentyzmu. Równocześnie Holmes jest przecież osobą bardzo wrażliwą, chętnie obcującą ze sztuką i zgłębiająca swój świat wewnętrzny, dzięki czemu rozbija obecny gdzieś w ludzkiej świadomości stereotyp zakładający, że połączenie tych dwóch z pozoru przeciwstawnych spojrzeń na świat nie jest możliwe.
„Egzamin” to wiersz Ewy Lipskiej. Poetka dokonuje w nim swego rodzaju analizy tyranii albo wręcz władzy jako takiej. Tytułowy egzamin to konkurs na króla...
Wiersz Tadeusza Peipera „Ulica” stanowi realizację postulatów autora z jego dzieł publicystycznych. W manifeście „Miasto masa maszyna” zalecał...
„Wieczór autorski” to zabawny wiersz Wisławy Szymborskiej w którym poetka z nutą ironii wypowiada się o losie współczesnych poetów...
„Kwiaty zła” Charlesa Baudelaire’a to jedna z najważniejszych książek poetyckich modernizmu która zapoczątkowała również najważniejsze...
Geneza Powieść stanowi dziś prawdopodobnie najpopularniejszy gatunek literacki więc często jesteśmy skłonni zapominać o tym że pojawiła się stosunkowo niedawno. Prawdopodobnie...
Geneza Gdy pokolenie pozytywistów zastąpiło na scenie dziejowej romantyków sytuacja polskiego narodu była opłakana. Działania zaborców coraz skuteczniej...
W utworze „Do Fraszek” autor zwraca się do tytułowych wierszy w ten zaś sposób – do samego siebie jako do ich autora. „Do Fraszek” jest...
Geneza Wydana w 1936 r. (a wcześniej ukazująca się w odcinkach w „Kurierze Porannym”) „Cudzoziemka” Marii Kuncewiczowej bardzo szybko okazała się...
Jan Kochanowski wykorzystał popularny motyw wojny trojańskiej by w dramacie „Odprawa posłów greckich” zabrać głos w dyskusji nad sprawami państwa i polityki....