whey steroid
Unikalne i sprawdzone teksty

Lalka – streszczenie, plan wydarzeń

Streszczenie

Tom I

Rozdział pierwszy: Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek?

W renomowanej jadłodajni, gdzieś na terenie Warszawy, zamożni ludzie rozmawiają na temat sklepu Mincla i Wokulskiego. Mówią o dostawach broni, zwiastując, że nie będzie to dobry interes. Pojawia się ajent handlowy, który przybliża zgromadzonym sylwetkę Wokulskiego. Zaczyna się dyskusja.

Mężczyzna, o którym mowa, był w latach 60 subiektem u Hopfera. Następnie uczył się w Szkole Przygotowawczej i Szkole Głównej. Po roku edukacji w na wyższym szczeblu wziął udział w powstaniu styczniowym (nazwane w tekście warzeniem piwa) i trafił do Irkucka. Po powrocie, dzięki pomocy Rzeckiego, znalazł miejsce w sklepie u Mincla. Po roku jego właścicielka została wdową, a już wkrótce cieszyła się z nowego męża - Wokulskiego. Minclowa żyła zaledwie 4 lata. Po jej śmierci Wokulski odziedziczył 30000 rubli.

Tymczasem sklepem, któremu zwiastowano upadłość z powodu wyjazdu Wokulskiego do Turcji, gdzie zaopatrywał wojsko. Tymczasem sklepem rządził jego czterdziestoletni przyjaciel - Ignacy Rzecki.

Rozdział drugi: Rządy starego subiekta

Ignacy Rzecki, który ze sklepem związany był od lat, każdy dzień rozpoczynał w ten sam sposób. Gdy tylko opuścił zajmowany pokoik, wypuściwszy wcześniej Ira - swego pudla - wchodził otwierał sklep i czytał swoje notatki. Następnie kontrolował stan towaru i, skończywszy, kazał rozpoczynać pracę.
Tego dnia pierwszym subiektem, który przyszedł do pracy, był Klejn. Rozmowa dwóch mężczyzn dotyczyła Wokulskiego, którego można było spodziewać się w połowie marca (był luty). Następnie pojawili się Lisiecki i Marczewski, którzy wysłuchali łagodnych upomnień od Rzeckiego.

Około godziny pierwszej, jak zazwyczaj, Rzecki wychodził na przerwę (towarzyszył mu zawsze Klejn). Kasę przekazywał wtedy Lisieckiemu. Mężczyźni często sprzeczali się, lecz Rzecki miał do niego pełne zaufanie.

Sklep zamykano o ósmej. Jeśli dochód był odpowiedni, przyjaciel Wokulskiego cieszył się i spędzał resztę dnia na czytaniu lub nawet sięgał po gitarę. Natomiast każde niepowodzenie długo odchorowywał.

Rzecki niewiele czasu spędzał poza domem. Niekiedy tylko spacerował po ulicach, lecz nie miał stałego towarzystwa. Najczęściej rozmawiał sam ze sobą, a przy tym pisał pamiętniki.

Rozdział trzeci: Pamiętnik starego subiekta

Fragmenty opatrzone tym tytułem stanowią wgląd do pamiętników Rzeckiego.

Ojciec bohatera był żołnierzem, a następnie woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Rodzina mieszkała na Starym Mieście, zajmując dwa pokoiki wspólnie z ciotką, która prała bieliznę. W ich domu najwięcej miejsca zajmowały portrety Napoleonów - ojciec Rzeckiego, jak i on sam, był zagorzałym zwolennikiem Bonapartego.

Młody Rzecki uczył się od ojca wielu rzeczy, ale najbardziej zapamiętał musztrę. Ich dom często odwiedzali znajomi starszego mężczyzny, by wymieniać się poglądami politycznymi. W takiej atmosferze dorastał Rzecki.

Około 1840 r. ojciec Rzeckiego zaczął niedomagać. Wkrótce zmarł. Wtedy ciotka pan Domański i pan Raczek (jeden z przyjaciół mężczyzny) zebrali się, by poczynić ustalenia w odniesieniu do przyszłości młodzieńca. On sam najbardziej chciał pracować w sklepie. Właśnie tę drogę dla niego wybrano.

Wkrótce Rzecki trafił do sklepu Mincla - miejsca, które od lat go fascynowało. Różne towary, jakie tam sprowadzano (kolonialne, galanteryjne i mydlarskie) budziły wielką ciekawość młodzieńca. Któregoś dnia nieopatrznie spróbował upuszczonego ziarna, za co właściciel wymierzył mu kilka razów dyscypliną. Mincel nie był mężczyzną młodym, lecz doskonale panował nad swoim interesem. W jego sklepie pracowało trzech subiektów (Franz Mincel, Jan Mincel i August Katz).

Dni upływały powoli, a każdy przypominał poprzedni. Kiedy około ósmej w sklepie robiło się luźniej, schodziła matka Mincla, rozlewała kawę i rozdawała bułki. Każdej niedzieli właściciel uczył młodego Rzeckiego, pokazując mu towary, nakazując ich odważanie i zadając rachunki.

Po kilku latach Rzecki i Mincel zżyli się do tego stopnia, że byli dla siebie jak rodzina. W 1846 r. Rzecki został subiektem, a Mincel zakończył życie. Już od pewnego czasu obroty sklepu spadały, a staruszek robił wszystko, co mógł by je podnieść (wybił nawet szybę kamieniem, prawdopodobnie dwukrotnie). Później stawał się coraz bardziej pochmurny i zrezygnowany, aż w końcu zmarł.

Śmierć starego Mincla wyznaczyła nowy porządek. Sklep podzielono na 3 części, a Rzecki został w tej zarządzanej przez Jana - galanteryjnej.

Rozdział czwarty: Powrót

Nadszedł marzec. Rzecki z niecierpliwością wyczekiwał powrotu Wokulskiego, bowiem zaplanował wyjechać na urlop, gdy mężczyzna przyjedzie.
W końcu nastał ten szczęśliwy dzień. Ponowne spotkanie było dla obu mężczyzn momentem szczególnej radości - Wokulskiego nie było wszak aż od 8 miesięcy. Po chwili Wokulski jadł, a obaj bohaterowie sączyli węgierskie wino. Początkowo ich rozmowa dotyczyła kwestii sklepu (Rzecki przyznał, że obroty wzrosły), lecz później dotykała tematów politycznych.

Wokulski wyjechał, zabierając ze sobą 30000 rubli. Przywiózł ze sobą zawrotną sumę, bowiem aż dziesięciokrotnie większą (250000 + 50000 za sprzedane banknoty). Był to dlań wielki powód do radości, bowiem od lat porównywano go z Minclami i to im przypisywano cały sukces mężczyzny.

Właściciel planował rozbudowę sklepu, tym bardziej, że przychody wzrosły. Pytał także o pana Łęckiego i jego córkę. Arystokrata, owszem, robił zakupy w sklepie, lecz zazwyczaj czynił to na rachunek. Rzecki powiedział także, iż należąca do niego kamienica zostanie wkrótce zlicytowana z powodu długów.

Wokulski opowiedział Rzeckiemu o dręczącej go tęsknocie. Starszy mężczyzna szybko skonstatował, że skoro jego przyjaciel potrzebował dotychczas zaledwie 1000 rubli rocznie, a wyjechał i męczył się w odległym kraju, to musiał przywieź te pieniądze nie dla siebie. Przyznał to także Wokulski, zapowiadając, że już wkrótce Rzecki będzie jego swatem.

Następnie mężczyźni udali się do sklepu. Wokulskiego interesowała głównie księga długów - sprawdził, jakie kwoty winni są mu Łęccy. Ku zdziwieniu Rzeckiego nie chciał on oglądać sklepu, a na jego zachęty odpowiedział: Ach, co mnie to ob..., w porę urywając.

Rozdział piąty: Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa

Łęccy nie mieszkali we własnej kamienicy. Pan Tomasz wynajmował złożony z ośmiu pokojów lokal nieopodal Alei Ujazdowskich. Zasiedlał go z córką (Izabelą) i kuzynką - panną Florentyną.

Tomasz Łęcki liczył ponad 60 lat. Nosił niewielki wąs i poruszał się bardzo szybko i zdecydowanie, chociaż nie należał do najwyższych mężczyzn. W młodości posiadał nieprzebrane bogactwa. Większość pochłonęły wojny i zdarzenia polityczne, ale i sam Łęcki przyczynił się do uszczuplenia swych zasobów, prowadząc dostojne i zamożne życie (bywał na różnych dworach, sam Wiktor Emanuel był zafascynowany urodą Izabeli).

Obecnie sytuacja Łęckiego nie była najlepsza, a w Warszawie różnie ją oceniano. Jednakże w ich mieszkaniu nigdy nie brakowało kandydatów do ręki córki mężczyzny. Była to wszak kobieta szczególnej urody - wręcz modelowej - mogąca pochwalić się niezwykłymi ciemnymi oczyma, które przybierały czasem barwę chłodnego błękitu.

Życie Izabeli Łęckiej narrator opisuje jako wieczną wiosnę. Nigdy nie odczuwała żadnych braków, zawsze dbano o jej komfort. Obracała się wśród najważniejszych ludzi swych czasów, trwoniąc chwile na balach, przyjęciach i w teatrach. Niewiele było tu surowego realizmu, więcej magii i piękna. Ten drugi świat oglądała ona zazwyczaj z bezpiecznego dystansu. Nierzadko pomagała ludziom ubogim, lecz czyniła to raczej dla sibie, by zapisać sobie kolejny dobry uczynek.

Tylko raz świat rzeczywisty wywarł na Łęckiej wielkie wyrażenie. Było to we Francji, w czasie zwiedzania fabryki żelaza. Niezwykle trudna praca prostych ludzi przerażała ją, dlatego cieszyła się z przynależności do innego stanu.

Już za młodu Łęcka odrzucała oświadczyny, żyjąc z uczuciem lekkiej wzgardy dla mężczyzn. Nie widziała w małżeństwie niczego pięknego, raczej rutynę. Poza tym chciała uniknąć mezaliansu - wierzyła bowiem, iż majątek i szczęście przypisane są tylko do niektórych rodzin. Sama chętnie patrzyła na posąg Apollina, fantazjując, że rzeźba schodzi z piedestału.

Któregoś dnia Wokulski zobaczył Łęcką - od tego czasu jego serce nie zaznało spokoju. Moment ten zbiegł się w czasie z chwilą, w której ojciec kobiety zerwał stosunki z arystokracją (problemy finansowe) i zaczął pojawiać się wśród pogardzanych niegdyś kupców, głosząc konieczność otwarcia się arystokracji.

Równocześnie Łęcka wciąż wybrzydzała i przebierała, chociaż hrabina Karolowa (ciotka) wciąż doradzała jej małżeństwo z jakimś zamożnym mężczyzną. Na domiar złego ktoś (podejrzewano Krzeszowską) wykupił weksle Łęckiego. By je spłacić, Izabela zamierza sprzedać drogocenną porcelanę.

Rozdział szósty: W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami

Nadszedł początek kwietnia. Myśli panny Izabeli krążyły wokół wielkotygodniowej kwesty. Bohaterka miałaa świadomość, że jej sytuacja finansowa nie była najlepsza, lecz pragnęła w jakiś sposób przygotować wspaniałe wydarzenie.

W pewnej chwili jej rozmyślania przerwała panna Florentyna, która przyniosła list. Joanna (hrabina Karolowa) pisała, że chętnie pożyczy 3000 rubli pod zastaw serwisu (porcelany), byle ten nie znalazł się u niewłaściwych ludzi. W dodatku opisała sytuację, w której Wokulski ofiarował jej 1000 rubli na cele charytatywne. Była pod wielkim wrażeniem zachowania tego kupca.

Łęcką rozzłościł list hrabiny Karolowej. Wynikało z niego, że Łęccy znaleźli się w tragicznej sytuacji finansowej, w której muszą już liczyć na wsparcie innych. Poza tym wciąż nie było wiadomo, kto wykupił weksle ojca Izabeli.

W czasie rozmowy Tomasz pragnie uspokoić córkę. Mówi jej, że ma coraz lepsze relacje z mieszczaństwem, a w ludziach tych dostrzega wielką siłę. Szczególnie godnym człowiekiem wydaje mu się niejaki Wokulski - kupiec. Jednak panna Łęcka źle wspominała Wokulskiego. Spotkała go, kiedy przyszła po wachlarz. Nie spodobały się jej jego sztywność i rozkazujący ton (oraz wielkie i czerwone dłonie).

Podczas obiadu Łęcka nazwała Wokulskiego pniem z czerwonymi rękami. Później wciąż zastanawiała się, jak świat arystokracji zareaguje na sojusze zawierane przez jej ojca.

Wkrótce przyniesiono kolejny list od hrabiny Karolowej. Tym razem opisywała przygotowania do kwesty poczynione wraz z Wokulskim (wkład kupca był olbrzymi, zapewniał fontannę, pozytywkę itp.). Chociaż Łęcki uważał Wokulskiego za człowieka energicznego, na podstawie kilkudziesięciu partii rozegranych z nim w pikietę wysunął wniosek, iż nie jest on obdarzony darem kombinowania (Łęcki wygrał większość rozgrywek).

Wystarczyła zaledwie chwila rozmowy, by panna Łęcka dostała migreny. Udała się wiec do swojego pokoju, gdzie rozmyślała nad fatalnym stanem finansów rodziny oraz postacią Wokulskiego, którą tego dnia przedstawiono jej z kilku stron. Nie dawała jej spokoju spółka handlowa, jaką jej ojciec miał stworzyć z tym mężczyzną. Słyszała przecież o wielu rodach szlacheckich i ich klęskach spowodowanych zainteresowaniem handlem.

Panna Łęcka zapadła w sen, lecz dręczyły ją koszmary. Kiedy się przebudziła, chciała pożyczyć wspomniane 3000 rubli i odkupić serwis. Florentyna przekazała jej zadziwiającą wieść: wcześniej uczynił to Wokulski.

Wtedy panna Łęcka uświadomiła sobie, że ten mężczyzna ją prześladuje. Pamiętała go z teatru - był przecież na każdej sztuce, na której pojawiała się ona. Intuicja mówiła jej, że wyjechał na wojnę właśnie po to, by ją zdobyć. Zdenerwowana Izabela wypowiedziała następujące słowa: Chce mnie kupić? dobrze, niech kupuje!... przekona się, że jestem bardzo droga... Chce mnie złapać w sieci?... Dobrze, niech je rozsnuwa... ale ja mu się wymknę, choćby - w objęcia marszałka... O Boże! nawet nie domyślałam się, jak głęboką jest przepaść, w którą spadamy, dopóki nie zobaczyłam takiego dna. Z salonów Kwirynału do sklepu... To już nawet nie upadek, to hańba...

Rozdział siódmy: Gołąb wychodzi na spotkanie węża

Nadeszła Wielka Środa, a więc kwesta charytatywna była naprawdę blisko. Panna Łęcka, celem zakupienia paryskich rękawiczek i kilku flakonów perfum, postanowiła udać się do sklepu pana Wokulskiego. Gdy obie damy, Łęckiej towarzyszyła Florentyna, przekroczyły próg majątku zamożnego kupca, poprosiły o obsługę pana Mraczewskiego. W tym czasie Wokulski bacznie śledził wpisy poczynione w księdze rachunkowej.

Pannie Izabeli rozmowa z Mraczewskim sprawiała wyraźną przyjemność. Widząc to, właściciel sklepu zastanawiał się, jak to możliwe, że zakochał się właśnie w tej kobiecie. Następnie panna Łęcka podeszła do miejsca zajmowanego przez Wokulskiego i rozpoczęła z nim rozmowę. Zapytała o zakupione przez mężczyznę srebra, chcąc wiedzieć, co się z nimi stało. Wokulski odpowiedział w sposób chłodny, że nabył je, by ktoś zaoferował mu wyższą cenę. Gdy padło pytanie, czy Tomasz Łęcki mógłby odkupić je za kwotę sprzedaży, Wokulski odrzekł, że tak.

Izabela wyszła ze sklepu wyraźnie podenerwowana, a właściciel lokalu przez długi czas zastanawiał się, skąd kobieta wie o zastawie. Rozmyślania Wokulskiego przerwał Rzecki, który pochwalił Mraczewskiego. Słysząc to, mężczyzna wyraźnie się zirytował, a po chwili opuścił sklep, mówiąc, iż jest zmęczony.

Rozdział ósmy: Medytacje

Po wyjściu ze sklepu Wokulski przemierzał ulice Warszawy. Wciąż zastanawiał się nad swoją przyszłością. Pojawiły się nawet myśli dotyczące odstąpienia sklepu i wyjazdu za granicę, dla których kontrapunktem był fakt, iż otworzył wiele miejsc pracy, znacznie pomagając ludziom. Po chwili skręcił w ulicę Karową, bowiem, mając na uwadze słowa jednego z przyjaciół, zastanawiał się nad możliwością utworzenia bulwarów nad Wisłą.

Gdy zagłębiał się w dzielnicę zamieszkaną przez ludzi biednych, obserwował chylące się ku upadkowi rudery i myślał nad stanem ludzkości: Oto miniatura kraju - myślał - w którym wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo nie mogące zdobyć się na sprzęty otacza się wiecznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć. Następnie zastanawiał się nad rolą jednostki chcącej zmienić oblicze rzeczywistości.

Następnie Wokulski wspomina swoje losy - czas, kiedy był subiektem u Hopfera, naukę, powstanie, małżeństwo z Minclową. W tym czasie fascynowały go także książki. Być może zostałby przyrodnikiem, gdyby nie spotkanie z Izabelą Łęcką, którą ujrzał w teatrze. Właśnie z myślą o niej postanowił Wokulski zgromadzić majątek. Sposobem na osiągnięcie tego celu miała być wyprawa do Bułgarii, gdzie trwała wojna wschodnia. Jako pierwszego powiadomił o tym doktora Michała Szumana, ponieważ to jemu składał wizyty, pragnąc porozmawiać o dręczących go uczuciach (stan melancholii).

Medytacje Wokulskiego przerwało spotkanie Wysockiego. Był to robotnik, który przyjeżdżał do właściciela sklepu, by transportować towary. Teraz nie pojawiał się od początku roku, ponieważ 1 stycznia padł mu koń. Mężczyzna mieszkał z rodziną w niewielkiej lepiance (wcześniej byli u brata w Skierniewicach, lecz przeniesiono go do Częstochowy). Wokulski wręczył Wysockiemu 10 rubli i kazał następnego dnia być w pracy. Obiecał zarobki w kwocie 3 rubli dziennie oraz wstawiennictwo w sprawie brata. Ubogi robotnik płakał ze szczęścia.

W drodze powrotnej Wokulski wciąż rozmyślał nad ubóstwem. Odzywały się w nim dwa głosy - jeden wyrażał konieczność pomocy biednym, drugi nasuwał mu wątpliwości.

Kiedy bohater dotarł do sklepu, była w nim wysoka kobieta ubrana w czarne szaty, która przeglądała nesesery. Nagle wszedł oryginalny jegomość - baron Krzeszowski. Mężczyzna poprosił o kilka dodatków w kształtach związanych z końmi (spinki, odznaki, popielniczka itp.). Wszystko nakazał dostarczyć sobie do domu. Kiedy wyszedł, kobieta podeszła do Wokulskiego i zapytała o długi tego człowieka. Była to jego żona, a między parą trwał zacięty spór o majątek. Jednakże Wokulski nie udzielił odpowiedzi (co ją rozgniewało). Podobnie postąpił, gdy do sklepu wrócił baron - i on nie otrzymał odpowiedzi.

Po wyjściu małżeństwa Krzeczowskich Mraczewski opowiedział o ich konflikcie majątkowym, przyznając się, że to jego dalsze kuzynostwo. Wokulski, który niechętnie patrzył na subiekta od czasu jego poufałej rozmowy z Łęcką, postanowił zwolnić urodziwego młodzieńca, tym bardziej, że wygłaszał on odmienne poglądy polityczne. Następnego dnia w sklepie ponownie pojawili się Krzeczowscy - osobno, rzecz jasna - by prosić o przywrócenie Mraczewskiego. W jego obronie stanął także Rzecki, lecz nie udało im się wiele wskórać. Mraczewski otrzymał wynagrodzenie do końca roku, a już wkrótce na jego miejsce przyszedł pan Zięba, którego wszyscy momentalnie polubili.

Rozdział dziewiąty: Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów

W Wielki Piątek Wokulskim targały rozterki. Bohater rozmyślał nad tym, czy powinien udać się na kwestę, skoro tak wiele już zrobił, a nie mógł przecież liczyć na miłe przyjęcie ze strony Łęckiej. Zdecydował jednak zabrać nieco półimperiałów i ofiarować je kobietom. Kiedy dotarł do kościoła, zbliżył się do ich stoiska. Hrabina Karolowa zachowywała się w sposób miły, lecz Izabela, mówiąc po angielsku (Wokulski nie rozumiał tego języka), pozwalała sobie na kąśliwe uwagi pod adresem mężczyzny. Następnie rozmowa zeszła na temat Mraczewskiego, a w obliczu nalegań kobiet Wokulski postanowił dać mu posadę w Moskwie. Zanim bohaterowie rozstali się, hrabina Karolowa zaprosiła kupca na święcone do swojej posiadłości.

Wokulski nie opuścił świątyni; usiadł z boku i zaczął snuć plany dotyczące przyszłości. Miał świadomość, że musi nauczyć się angielskiego oraz zdobyć odpowiedni powóz. Wydatki nie interesowały go, ponieważ czuł ból w sercu.

W czasie rozmyślań główny bohater obserwował ludzi. W pewnym momencie jego uwagę zwróciła młoda kobieta w aksamitnym płaszczu i jaskrawym kapeluszu, która płakała. Kiedy opuściła kościół, bohater podążył za nią. Po chwili zaprosił ją do pokoju pana Ignacego i odbył z nią rozmowę. Dziewczyna liczyła 19 lat (mówiono, że ma 16) i trudniła się nierządem. Wokulski postanowił odmienić jej los. Najpierw zaproponował pracę w szwalni, później zdecydował się posłać ją do magdalenek. Przygotował nawet list poręczający i obiecał spłacić 50 rubli długu.

Nadeszła Wielka Niedziela. Wokulski wyruszył do hrabiny Karolowej. Został tam powitany przez Łęckiego, który chciał przedstawić go wspaniałym gościom. Arystokrata poczuł niemałe zdziwienie, kiedy dostrzegł, że wszyscy ludzie prowadzący jakieś interesy i cieszący się ważnymi stanowiskami doskonale znają Wokulskiego; obcy był on jedynie próżniakom.

Po chwili Wokuslkiego zaprowadzono do prezesowej Zasławskiej, lecz zanim z nią porozmawiał, dojrzał pannę Izabelę. Była tak piękna, że kupiec nabrał świadomości, iż nigdy jej nie zdobędzie. Przez chwilę rozmawiał jeszcze z księciem - kuzynem Łęckich - który chwalił go i zachęcał do zbliżenia się do arystokracji, bowiem takich ludzi jak Wokulski potrzebował naród.

Rozmowa z prezesową Zasławską przebiegła w miłej atmosferze. Starsza pani przyznała się nawet do uczucia, jakie żywiła niegdyś do stryja Wokulskiego. Gdy prezesowa dowiedziała się, że mężczyzna nie żyje, szczerze zapłakała (przez co rozmowa została na chwilę przerwana, a oczy wszystkich zwróciły się na kupca). Ostatecznie Wokulski wziął na siebie obowiązek pełnienia nadzoru nad postawieniem stryjowi nagrobka, a prezesowa zachęciła go, by częściej był gościem w jej domu.

Wokulski opuścił posiadłość hrabiny w stanie zadurzenia (był przytłoczony światem arystokracji). Nie udało mu się jeszcze raz spotkać panny Izabeli, a do domu poszedł piechotą, przemierzając Aleje Ujazdowskie. W tym samym czasie do swego mieszkania wróciła Łęcka, która z niesmakiem opowiedziała Florentynie, jak Wokulski - zwykły kupiec - zrobił furorę na balu.

Rozdział dziesiąty: Pamiętnik starego subiekta

Ignacy Rzecki z podziwem opisuje piękno nowego sklepu (2 magazyny, 7 subiektów, szwajcar w drzwiach). Interesy robione w niepewnych czasach, kiedy wielu mówiło o wojnie, okazały się imponującym źródłem dochodu.

Następnie Rzecki sięga do roku 1848, w którym to udał się na Węgry, by walczyć w powstaniu. Z płaczem pożegnał wuja Raczka, udawszy się później do Jana Mincla. Kiedy wyruszał, podążył z nim August Katz, jeden z subiektów zatrudnionych w sklepie.

Pierwsze sukcesy odniesione na Węgrzech szybko przysłonił upadek twierdzy Komarno, który oznaczał tyle, co klęskę całego powstania. Obaj mężczyźni wyruszyli wtedy na tułaczkę po Europie, a towarzyszyła im spora liczba powstańców. Którejś nocy, gdy nocowali u jednego z gospodarzy, Katz popełnił samobójstwo. Kilka dni później grupka dotarła do Turcji. Rzecki oddzielił się od towarzyszy i samotnie przewędrował niemal całą Europę. Jednak tęsknota nie dawała mu spokoju. Po dwóch latach trafił do Galicji, a następnie na komorę do Tomaszowa. Później przeniesiono go do Zamościa. Z pomocą przyszedł Mincel - już w 1853 r. Rzecki mógł wrócić do Warszawy. Praca w sklepie u Jana Mincla (syna) przywróciła mu spokój i dała poczucie stabilizacji.

Kończąc wspomnienia, Rzecki wraca do postaci Wokulskiego. Zastanawiają go motywy postępowania bohatera. Nie może bowiem zrozumieć, dlaczego właściciel dobrze prosperującego sklepu wyjeżdża do Bułgarii, by handlować w czasie wojny. Było to przecież znaczne ryzyko. Podobnie rozmyśla nad tworzoną przez Wokulskiego spółką. Innym wydarzeniem było przeniesienie Rzeckiego do nowego mieszkania. Jeden z pokojów został zaaranżowany w taki sposób, by wyglądał dokładnie jak dawne lokum Rzeckiego, przeniesiono nawet wszystkie rzeczy subiekta.

W nowym sklepie nierzadko pojawiali się ludzie z wyższych sfer, także bogate kobiety (pani Szperlingowa), lecz Wokulski zdawał się nie myśleć o małżeństwie. Za to często składał wizyty arystokratom. Właściciel sklepu zyskał także nowych znajomych - pana Colinsa, nauczyciela angielskiego, oraz panią Meliton.

Poszerzyło się również grono subiektów. Nowym pracownikiem został Szlangbaum - zasymilowany Żyd, znajomy Wokulskiego z czasów zesłania. Koledzy często mu dogryzali, ale mężczyzna radził sobie naprawdę imponująco. Do pracy wrócił także Mraczewski, jednakże nie został subiektem - jak wcześniej - bowiem Wokulski miał dla niego obowiązki w Moskwie.

Rzecki pisze także o poświęceniu nowego magazynu, które odbyło się w Hotelu Europejskim. Za czasów Mincla takie wydarzenia organizowano w sposób skromny, zadowalając się wódką, piwem, śledziami i kiełbasą. U Wokulskiego pojawiło się wielu ludzi zamożnych, także przedstawicieli arystokracji. Jednym z gości był doktor Szuman, który wypowiedział do Rzeckiego te słowa dotyczące głównego bohatera: Stopiło się w nim dwu ludzi: romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego. To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupełniej konsekwentne.

Rozdział jedenasty: Stare marzenia i nowe znajomości

Pani Meliton - była nauczycielka, która przeszła prawdziwą szkołę życia - często swatała młode pary. Ta wnikliwa obserwatorka szybko odgadła, że Wokulski jest zainteresowany panną Łęcką. Kiedy główny bohater powrócił z Bułgarii, przywiózłszy pokaźny majątek, kobieta weszła z nim w swego rodzaju układ. On hojnie jej płacił, a ona dostarczała mu interesujących informacji na ich temat (m. in. o srebrach i wekslach).

W maju i czerwcu wizyty pani Meliton u Wokulskiego stały się bardzo częste. Jeszcze wcześniej ostrzegała go przed nadmiernym poświęceniem dla Izabeli, bowiem miała świadomość, iż nie uda mu się zdobyć jej serca. Któregoś dnia przyniosła jednak informację, że Łęcka, hrabina Karolowa i prezesowa Zasławska pojawią się w Łazienkach. Wokulski postanowił, że również tam będzie; w przekonaniu tym umacniała go sympatia, jaką darzyła go Zasławska.

Kiedy nastał ranek, wyczekującego na spotkanie Wokulskiego zaskoczył książę, którego poznał na święconym u hrabiny Karolowej. Mężczyzna zorganizował spotkanie w sprawie spółki do handlu ze Wschodem. Wokulski, pokonawszy towarzyszące mu na początku obiekcje, postanowił jechać z księciem, choć krzyżowało to jego plany.

W czasie spotkania Wokulski zaprezentował zgromadzonym arystokratom, szlachcie, producentom i kupcom możliwości, jakie otworzyłyby się wraz z utworzeniem porządnie prowadzonej spółki do handlu ze Wschodem. Wykazał między innymi, że „polskie” fabryki są tak naprawdę niemieckie, a zatrudnieni w nich ludzie nie tylko mało zarabiają, lecz również podlegają germanizacji. Spółka pomogłaby zażegnać taki stan rzeczy, obniżyć ceny oraz budować ojczysty kapitał. Na słowa te zaprotestowali przedstawiciele szlachty. Mowa była bowiem o handlu tkaninami, oni posiadali natomiast zboża i okowity. Wtedy usłyszeli, iż perkale mogą być jedynie początkiem bardziej złożonej współpracy.

Wszyscy zgromadzeni poparli projekt oraz wyrazili chęć dołączenia do spółki.

Do Wokulskiego podszedł młodzieniec, który przedstawił się jako Maruszewicz. Nie miał ani majątku, ani fachu, lecz chciał pracować dla właściciela sklepu. Kupiec wyraził wstępne zainteresowanie (choć nie za pieniądze oczekiwane przez młodzieńca) i nakazał mu przyjść któregoś dnia z wizytą.

Tomasz Łęcki przedstawił Wokulskiego Julianowi Ochockiemu. Główny bohater rozpoznał w mężczyźnie postać, którą widział w kościele z Łęcką. Kiedy tylko jasnym stało się, że nowy znajomy nie zamierza poślubić tej kobiety, a jego zainteresowania oscylują wokół fizyki, chemii i technologii, właściciel sklepu spojrzał nań przychylnym okiem. Kuzyn Łęckich wiedział co nieco o Wokulskim, gdyż znał doktora Szumana. Mężczyźni udali się razem do Łazienek, rozmawiali chwilę o największym marzeniu Ochockiego, czyli stworzeniu sprawnej maszyny latającej, po czym rozstali się.

W drodze powrotnej Wokulski spotkał obdartych mężczyzn, którzy chcieli go napaść. Jednak brak jakiegokolwiek strachu z jego strony okazał się wystarczająca bronią - niedoszli napastnicy uciekli.

Kiedy główny bohater przekroczył próg domu, otrzymał wiadomość od pani Meliton.

Rozdział dwunasty: Wędrówki za cudzymi interesami

List od pani Meliton zawierał dwie niezwykle cenne informacje. Pierwszą była wieść o rychłej licytacji kamienicy Łęckich, na którą łapczywym okiem patrzyła ich kuzynka (zarazem nieprzyjaciółka) baronowa Krzeszowska. Kobieta, według informacji znajomej Wokulskiego, miała zapłacić maksymalnie 60000 rubli. Druga wiadomość dotyczyła klaczy barona Krzeszowskiego. Mężczyzna, przyciśnięty nagłą potrzebą, sprzedał ją żonie. Pannie Łęckiej, która nie darzyła skłóconego małżeństwa Krzeszowskich sympatią, z pewnością przypadłaby do gustu kolejna zmiana właściciela zwierzęcia, tym bardziej, że zbliżały się wyścigi. Ofertę kupna klaczy miał złożyć Wokulskiemu Maruszewicz - znajomy baronostwa Krzeczowskich.

Następnego dnia Maruszewicz pojawił się u Wokulskiego, a kupiec nabył konia za kwotę 800 rubli. Po chwili opuścił dom, by udać się do adwokata w sprawie licytacji kamienicy Łęckich. Był to budynek trzypiętrowy, którego każda kondygnacja cechowała się nieco innym stylem architektonicznym. Główny bohater postanowił zapoznać się również ze spisem lokatorów, chociaż sam budynek nie zrobił na nim pozytywnego wrażenia. W kamienicy mieszkali: baronowa Krzeszowska, Maruszewicz, studenci, Jadwiga Misiewicz oraz Helena Stawska z córeczką (kobieta niezwykłe urody, na którą uwagę Wokulskiego próbował zwrócić Rzecki).

W czasie rozmowy z adwokatem Wokulski nakazał zakupić kamienicę za 90000 rubli (baronowa Krzeszowska dawała 60000, do spłaty potrzebne było dodatkowe 30000, a więc posag panny Łęckiej). Prawnik nie mógł zrozumieć postępowania kupca. W rozmowie z nim powiedział o destrukcyjnej roli arystokracji (warstwy próżniaczej, podlegającej nałogom itp.) oraz nazwał go romantykiem. Przypomniał Wokulskiemu, że prędzej osiągnie cel, jeśli zdusi przeciwnika, przestając karmić go swoimi pieniędzmi. Ostatecznie stanęło na tym, że kupiec postanowił sprowadzić jeszcze jednego licytanta.

Następnym przystankiem na trasie Wokulskiego był dom starego Szlangbauma, pałającego się lichwiarstwem ojca Henryka. Kupiec poprosił Żyda o wsparcie w czasie licytacji, ten obiecał zachować tajemnicę i wysłać odpowiednie osoby.

Niebawem Wokulski, wraz z Maruszewiczem, udał się do stajni, gdzie trzymana była klacz zakupiona przezeń od Krzeszowskich. Po opłaceniu długów barona kupiec poprosił, by konia wystawiono do wyścigu anonimowo.

Do wyścigu zostało zaledwie kilka dni, kiedy Wokulskiego odwiedził hrabia stylizujący się na Anglika (jedna z postaci poznanych u księcia). Przyszedł on w sprawie barona Krzeszowskiego, który pragnął odkupić konia za 1200 rubli. Wokulski nie przystał jednak na jego propozycję.

Rozdział trzynasty: Wielkopańskie zabawy

Nadszedł dzień wyścigu. Wokulski od samego rana chodził zdenerwowany. Udał się do stajni, gdzie poznał dżokeja, a następnie przechadzał się po Saskim Ogrodzie. Kiedy pojawił się na stadionie po raz drugi, zakupił plan wyścigów i cierpliwie czekał.

Wokulski obudził się, gdy pierwszy wyścig został zakończony. Kupiec dostrzegł wtedy powóz wiozący Łęckiego, pannę Izabelę, prezesową Zasławską i hrabinę Karolową. Zakupienie przez Wokulskiego klaczy barona Krzeszowskiego spotkało się z wielką radością panny Łęckiej, gdyż założyła się z ciotką, że Krzeszowski nie utrzyma konia do wyścigu. Jeszcze jeden zakład zawarła z prezesową Zasławską - tym razem o zwycięstwo Sułtanki (bo takie imię nosiła klacz).

Sułtanka, którą prowadził dżokej Yung, wygrała trzeci wyścig. Nie spotkało się to z przychylną reakcją barona Krzeszowskiego, który szybko przybiegł do powozu Łęckich, wyrzucając Izabeli, że jej wielbiciel triumfuje jego kosztem (Wokulski wręczył Izabeli nagrodę, przeznaczając ją na cele dobroczynne). Przy okazji baron potrącił Wokulskiego, a ten nie puścił incydentu w niepamięć. Kumulacja niemiłych emocji doprowadziła do pojedynku.

Następnego dnia Rzecki i Szuman (sekundant Wokulskiego) udali się do hrabiego stylizującego się na Anglika. Gotowość barona Krzeszowskiego do przeprosin nie przyniosła jakichkolwiek skutków. Ustalono więc warunki pojedynku i umówiono się na następny dzień, w przedpołudniowej porze.

Wieczorem Wokulski spisał kilkanaście linijek na kartce i zaadresował ją do Rzeckiego. Z kolei baron Krzeszowski niemal całą noc grał w karty. W obliczu pojedynku wciąż wolał przeprosić Wokulskiego, niż wdawać się w walkę.

Pojedynek odbył się w lasku bielańskim, nieopodal Wisły. Pierwszy wystrzelił baron, lecz jego kula minęła ramię Wokulskiego. O wiele lepiej powiodło się kupcowi, który trafił dokładnie w broń oponenta, a rykoszet wybił baronowi ząb. Ostatecznie mężczyźni pogodzili się, a Wokulski wyjawił Krzeszowskiemu, że przyczyną pojedynku było obrażenie przez arystokratę kobiety.

Od starcia minęły trzy dni. U Wokulskiego pojawił się Maruszewicz, który chciał poinformować kupca, że nie stanie w jego imieniu do licytacji kamienicy Łęckich (miał być człowiekiem wysłanym przez Szlangbauma). Następnego dnia Maruszewicz pojawił się w sklepie. Tym razem chciał pożyczyć 1000 rubli dla barona Krzeszowskiego. Wokulski zgodził się na kwotę 400 rubli, przy czym domagał się kwitu podpisanego przez Krzeszowskiego. Właściciel sklepu miał świadomość, że Maruszewski wziął pieniądze dla siebie. Nie zamierzał jednak interweniować, ponieważ wiedział, iż jest to człowiek gotowy sprzedać wszystkie informacje.

Wizytę Wokulskiemu złożył adwokat, który wyraził zaniepokojenie wspólników w sprawie spółki. Coraz większe wydatki oraz porywcze zachowania bohatera osłabiły żywione do niego zaufanie. Prawnik doradził także, by Wokulski, skoro tak bardzo pragnie kupić kamienicę Łęckich, zrobił to incognito.

Wkrótce Wokulskiemu dostarczono list od Tomasza Łęckiego. Pisał on: Szanowny Panie! Córka moja koniecznie życzy sobie bliżej poznać Pana. Wola kobiety jest świętą: ja więc proszę Pana na jutro do nas, na obiad (około szóstej), a Pan - nawet nie próbuj wymawiać się. Proszę przyjąć zapewnienie wysokiego szacunku.

Rozdział czternasty: Dziewicze marzenia

Od Wielkanocy panna Łęcka wciąż rozmyślała o Wokulskim. W jej refleksjach przybierał on różne postacie - od znienawidzonego kupca, człowieka prostych obyczajów, zupełnie niepasującego do arystokratycznej rzeczywistości po mężczyznę o ciekawej urodzie i tajemniczej mocy zjednywania sobie ludzi. Wciąż zaskakiwało ją postępowanie głównego bohatera, który z łatwością osiągał sukcesy, o jakich znaczna większość arystokratów mogła jedynie marzyć.

Wielką przysługę wyświadczył Wokulski Izabeli, kupując klacz barona Krzeszowskiego. Dzięki temu arystokratka wygrała zakład oraz była świadkiem porażki nielubianego mężczyzny (baron Krzeszowski pozwalał sobie na umizgi w jej stronę). Sam pojedynek stał się źródłem zmartwień dla panny Łęckiej i jej ojca, który wierzył, że współpraca z kupcem pomoże mu stanąć na nogach i wrócić do dawnej świetności.

Kilka dni po zwycięskim starciu Wokulskiego Łęcka otrzymała list z przeprosinami od Krzeszowskiego. Poczuła wdzięczność dla głównego bohatera, wyobrażała sobie nawet, że ten kochający ją w sposób idealny mężczyzna stanie się niegdyś jej powiernikiem i opiekunem domu Łęckich. Po jakimś czasie przywróci należną mu pozycję, znajdzie jej wspaniałego męża i będzie dbał o jej dzieci. Kiedy zaś ona umrze, postrzeli się na jej grobie.
Wyrwana z tych rozmyślań przez ojca, postanowiła zaprosić Wokulskiego na obiad.

Rozdział piętnasty: W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek

Zaproszenie na obiad do Łęckich było dla Wokulskiego czymś naprawdę szczególnym. Otrzymawszy je, nie mógł skupić się na codziennych czynnościach. Wyszedł więc na spacer, wciąż rozmyślając nad tym, w jaki sposób powinien się zaprezentować (frak czy surdut itp.). Równocześnie zastanawiał się nad tym, co oznacza zaproszenie do arystokratów, pojawiły się nawet przeczucia, że Izabela będzie chciała go poślubić.

Następnego dnia zaprosił do domu fryzjera, już ostrzyżony założył garnitur frakowy (podkreślał jego atletyczną budowę) i wyszedł do Łęckich.

Rozdział szesnasty: „Ona” - „on” - i ci inni

Dzień obiadu rozpoczął się dla panny Łęckiej niepomyślnie. Hrabinę Karolową odwiedził Rossi - wybitny włoski aktor. W czasie wizyty zapowiedział jeszcze jedną, w czasie której chciał porozmawiać z Izabelą (znali się z Paryża, Łęcka była w nim zakochana), lecz odwołał ją, usprawiedliwiając się spotkaniem z pewną ważną osobowością.

Panna Izabela, powróciwszy do domu, uświadomiła sobie, że to właśnie dzisiaj przyjdzie Wokulski. Galanteryjny kupiec wydawał się jej maluczkim człowiekiem w porównaniu do aktora podziwianego przez cały świat.

Tymczasem Tomasz Łęcki oczekiwał Wokulskiego, mając nadzieję, że mężczyzna przyczyni się do pomnożenia pozostałości majątku Łęckich. Przygotowywał nawet rozmowę z nim, by tym razem kupiec poznał w nim człowieka znającego się na handlu i interesach. Kiedy Wokulski w końcu przekroczył próg jego domu, zaczął opowiadać o sprzedaży kamienicy, motywując ten czyn problemami z lokatorami. Następnie dodał, że uzyskaną kwotę powierzy Wokulskiemu, a ten miałby płacić mu procent. Kupiec zaproponował 20%, na co Łęcki przystał, choć był niezadowolony. Jego zdaniem Wokulski mnożył każdą sumę dwukrotnie (natomiast kupiec wiedział, że już 15% to zbyt wiele).

Przed obiadem poczyniono wstępne ustalenia dotyczące wyjazdu do Paryża, gdzie Wokulski chciał obejrzeć wystawę. Marzyła o tym także Łęcka, lecz ze względu na trudną sytuację finansową raczej nie mogła sobie pozwolić na tego typu podróż. Następnie podano sandacza, a Wokulski, działając w pełni świadomie, zaczął jeść go widelcem i nożem. Najpierw patrzono nań z politowaniem (jedynie Łęcki zaczął robić to samo), ale później panna Izabela odczuła pewien podziw. Kupiec mówił bowiem, że nie chce być niewolnikiem etykiety, a widział już najznamienitszych ludzi jedzących palcami.

Po obiedzie Wokulski i Łęcka zostali na chwilę sami. Główny bohater poprosił, aby mógł służyć arystokratce we wszystkim. Było to dla Łęckiej całkiem pomyślne - zamierzała bowiem uczynić z mężczyzny swego powiernika.

Rozdział siedemnasty: Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń

Gdy Wokulski wracał do domu, było już wpół do dziewiątej. Mężczyzna, który wręcz promieniował radością, postanowił wstąpić jeszcze do sklepu. Przed Rzeckim stał płaczący mężczyzna. Był to Oberman - inkasent. Okazało się, że zgubił czterysta kilkadziesiąt rubli. Stary subiekt nalegał, by kwota została spłacona przez mężczyznę (Rzecki chciał przede wszystkim zachować pewien porządek, nie chodziło mu nawet o całą kwotę). Wokulski przystał na to, lecz po chwili powiedział Obermanowi, że sam pokryje te kwotę, nakazując zarazem milczenie. Rzeckiemu nie spodobało się takie postępowanie. Ostrzegł więc przyjaciela, by nie był zbyt łaskawy dla ludzi, bowiem sam nie będzie mógł liczyć na ich miłosierdzie. Wokulski był jednak innego zdania.

W mieszkaniu Wokulski od razu przystąpił do pracy. Czytał polsko - angielskie ćwiczenia, przeglądał księgi i rozmyślał nad złożeniem wizyty baronowi Krzeszowskiemu. W nieprzeczytanej korespondencji znalazł list od magdalenek. Dotyczył on przysłanej nie tak dawno Marii (Marianny), która, zgodnie z zaświadczeniem, całkowicie zmieniła swe postępowanie. Dziewczyna prosiła także o pomoc w rozpoczęciu nowego życia. Wokulski szybko nakazał wezwać Wysockiego. Kiedy tylko mężczyzna potwierdził, że pokój nieżyjącego stryja jest wolny, kupiec nakazał osiedlić w nim szwaczkę. Kupił także maszynę do szycia oraz dał dziewczynie rekomendację do składu bielizny.

Następnie główny bohater postanowił odwiedzić barona Krzeszowskiego. Konstanty - lokaj barona - nie wpuścił Wokulskiego, tłumacząc takie postępowanie chorobą gospodarza. Sytuacja wyglądała jednak nieco inaczej. Mężczyzna siedział w salonie (towarzyszył mu hrabia Liciński - postać stylizująca się na Anglika), nie był całkiem zdrowy ani całkiem chory. Zaczął jednak czuć niechęć do Wokulskiego, bowiem z informacji otrzymanych od Maruszewicza wynikało, iż kupiec zapłacił za klacz jedynie 600 rubli. Zaoszczędził więc 200 rubli na kobiecie, co zdaniem barona było zupełnie niegodne. Nieco innego zdania byli Liciński oraz Konstanty (chociaż ten drugi szybko uciekł za drzwi). Hrabiego - Anglika niepokoiły także informacje o znajomości Wokulskiego z Maruszewiczem, którego uważał za człowieka podejrzanego.

Wkrótce Wokulski udał się do adwokata księcia. Chodziło o zakup kamienicy Łęckich - sprawę miał poprowadzić Szlangbaum. Zakupiony przezeń budynek (za 90000) stanie się następnie, po ustalonym okresie, własnością Wokulskiego.

Kolejnym punktem dnia tytułowego bohatera było spotkanie z Łęckimi w Łazienkach („przypadkowe”, o ich spacerze dowiedział się z listu pani Meliton). Hrabina Karolowa poprosiła o sztukę perkalu dla sierot, a Łęcka, rozmawiając z Wokulskim na osobności, narzekała, że Warszawa nie przyjęła Rossiego w odpowiedni sposób. Kupiec postanowił rozwiązać ten problem, wzywając Obermana i instruując go, co należy uczynić w teatrze.

Rozdział osiemnasty: Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta

Rzecki był zdziwiony: jeszcze nigdy Wokulski nie wykazywał takiego zainteresowania teatrem, szczególnie włoskim, wszak nie rozumiał w tym języku ani słowa. Gdyby było tego mało, podobną pasję zaczęli wykazywać ludzie przezeń zatrudnieni (np. Oberman, Zięba). Stary subiekt był zmartwiony - Stach, jak z sympatią nazywał przyjaciela, zaniedbywał interesy.

W końcu i na Rzeckiego przyszedł czas. Wokulski chciał, by po trzecim akcie „Makbeta” wręczył Rossiemu album z widokami Warszawy. Stary subiekt nie chciał iść do teatru, lecz ostatecznie musiał to zrobić, by nie wyrządzić przyjacielowi przykrości.

Wizyta w teatrze nie była dla Rzeckiego łatwa. Jego strój (obcisłe spodnie w kratę, surdut, kapelusz z minionej epoki) wzbudził negatywne zainteresowanie. Mężczyzna usiadł w jednym z pierwszych rzędów, co sprawiało, że wciąż czuł na sobie spojrzenia. Ostatecznie urwało mu się wyrwać z tej dosyć nieprzyjemnej sytuacji, zamieniając się pozycjami z producentem pierników - panem Pifkem.

W czasie sztuki Rzecki przyglądał się Wokulskiemu, rzucał okiem także w stronę Łęckiej. Arystokratka wpatrywała się w Rossiego niczym w objawienie, podobnie, lecz w stronę damy, kierował swe spojrzenia Wokulski. To jednak nie wszystko - Rzeckiemu zdawało się, że kupiec daje sygnały klakierom mającym oklaskiwać włoskiego aktora.

Po sztuce Rzecki udał się do restauracji, gdzie zjadł posiłek i wypił aż siedem piw. Rankiem, mając za sobą noc wypełnioną przerażającymi snami o Wokulskim i Łęckiej, nie chciał iść do sklepu, czuł się zmęczony. Wtedy pojawił się Klein, który przyniósł anonimowy list zaczynający się od następujących słów: Człowieku głupi czy nikczemny! Pomimo tylu życzliwych ostrzeżeń kupujesz jednak dom, który stanie się grobem twego w tak nieuczciwy sposób zdobytego majątku... Rzecki próbował zdobyć jakieś informacje na temat planowanej transakcji (nieco wyjawił mu Klein), lecz Henryk Szlangbaum milczał.

W sklepie pojawili się zupełnie niespodziewani goście - Mraczewski i Suzin. Były subiekt powiedział Rzeckiemu, że Wokulski, mimo próśb Suzina, nie pojedzie z Rosjaninem do Paryża, by dopiąć ważne interesy (nawet 10000 rubli). Było to o tyle dziwne, że niedługo później miał jechać tam z Łęckimi.

Następnego dnia Rzecki poprosił Lisieckiego o zastępstwo, a sam udał się do sądu. Przyszedł godzinę wcześniej i przyglądał się zgromadzonym (m. in. Łęckiemu, baronowej Krzeszowskiej, licznym Żydom). Korzystając z przerwy, Rzecki wyszedł do cukierni i kościoła. Kiedy już wrócił, trwały nieustanne spekulacje i próby wpłynięcia na cenę. Ostatecznie dom został zakupiony przez Szlangbauma za 90000 rubli. Niezadowoleni byli i Krzeszowska (chciała dać 70000), i Łęcki (chciał wziąć 120000).

Rzecki skomentował całą sytuację tymi słowy: A więc dom kupił Szlangbaum, i to za dziewięćdziesiąt tysięcy, jak przepowiedział Klejn. No, ależ Szlangbaum to przecie nie Wokulski... Stach nie zrobiłby takiego głupstwa... Nie!... I z tą panną Izabelą farsa, plotki...

Rozdział dziewiętnasty: Pierwsze ostrzeżenie

Rzecki wrócił do sklepu około pierwszej. Od razu porwał go Mraczewski, który zaczął wyrażać zaniepokojenie postawą Wokulskiego - wszak kupcowi obok nosa przechodziły: 50000 rubli, spotkanie z samym Bismarckiem oraz wyjazd do Paryża. Nadto Suzin był rozgniewany na dawnego przyjaciela - twierdził, że to już nie ten sam człowiek. Właśnie w tej chwili dotarł list od Łęckiej dla Wokulskiego. Rzecki nabrał przekonania, że plotki z panną Izabelą wcale nie muszą być nieprawdziwe. Przeraził się, bowiem Wokulski stracił już ponad 140000 rubli.

Główny bohater pokazał Rzeckiemu list od Łęckiej. Arystokratka dziękowała za prezenty wręczone Rossiemu i zapraszała Wokulskiego na obiad, by w czasie posiłku uzgodnić przebieg pożegnania aktora i zbliżającą się wyprawę do Paryża. Rzecki, przeczytawszy list, poczuł się rozczarowany zachowaniem Stacha. Powiedział doń: strzeż się! i w podłej zabawie nie angażuj serca, bo ci je w asystencji lada chłystka oplują. A w tym wypadku, mówię ci, człowiek doznaje tak przykrych wrażeń, że... Bodajbyś ich lepiej nie... doczekał!...

W tej chwili Lisiecki zaanonsował Łęckiego. Arystokrata był poirytowana, miał siną twarz i z trudem łapał oddech. Chodziło, rzecz jasna, o kamienicę, która została sprzedana za mniej, niż sobie założył. Ostatecznie Wokulski postanowił wypłacać mu 33% (a więc 10 000), by mężczyzna mógł utrzymać dom. Doszło nawet do niewielkiej utarczki z Henrykiem Szlangbaumem - synem lichwiarza.

Kiedy Łęcki dotarł do domu, powiedział Izabeli, że Wokulski jest jedynym człowiekiem, któremu mogą ufać. Chciał także wyjaśnić jej zawiłości transakcji i umowy z kupcem, lecz jego córka nie rozumiała pojęcia procenta. Po chwili Łęcki położył się, by nieco odpocząć.

Około osiemnastej zaczęli pojawiać się wierzyciele Łęckich, wśród nich Szpigelman. Izabela wykrzyczała, by przyszli następnego dnia, a otrzymają wszystkie pieniądze. Niestety, gdy obudził się Łęcki, wyszło na jaw, że ich dług nie wynosi 800 rubli, ale kilka tysięcy (być może nawet 5 tysięcy).

Wieczorem przyjechała także hrabina, która przyniosła Łęckiej radosną informację. Kazio Starski wracał do Warszawy i miał objąć majątek po babce. Były adorator Izabeli był nieco zadłużony, lecz krążyły plotki, iż ciotka Hortensja sporządziła zapis dla Łęckiej. Hrabina dodała, że Starski to idealny kandydat na męża.

Rankiem u drzwi Łęckich pojawili się wierzyciele. Izabela poprosiła Florentynę, aby ta napisała do Wokulskiego. Wszyscy zostali umówieni na pierwszą (Łęcka miała nadzieję, że Starski pojawi się później).

W godzinach porannych do rąk arystokratki dotarł list od Krzeszowskiej. Baronowa rozjaśniała sprawę nabycia kamienicy przez Wokulskiego (dotychczas Łęccy o tym nie wiedzieli) i prosiła, aby pomogli wytargować jej dobre warunki u kupca. Równocześnie słała gorące przeprosiny.

Przeczytawszy list, Izabela pobladła. Nową wieść przekazała ojcu, a ten zbagatelizował sprawę, mówiąc, że Wokulski wie, co robi. Kobieta miała jednak złe przeczucia - była przekonana, iż kupiec podarował im 20000 rubli.

Około pierwszej pojawił się Wokulski. Z wierzycielami umówił się na godzinę 18. Chwilę rozmawiał z Łęckim, ale konwersację przerwali lekarze. Następnie spotkał się z Izabelą, która w sposób chłodny i wyniosły rozmawiała z nim o kupnie kamienicy. Wtem pojawił się Starski, który całkowicie pochłonął uwagę arystokratki (wymieniali zdania w języku angielskim). Po chwili Wokulski opuścił pomieszczenie i poszedł do Łęckiego. Tym razem rozmowa przebiegła bardzo chłodno, a główny bohater dowiedział się, ze Łęccy nie mogą wyjechać do Paryża z powodu choroby Tomasza (tak naprawdę zaprosiła ich hrabina, która chciała zeswatać Izabelę ze Starskim). Wokulski przyznał, że kupił kamienicę i może odstąpić ją na korzystnych warunkach, dodał również, iż procent Łęckiego ważny jest tylko przez rok. Później wyszedł, zaznaczając, że jeszcze tego wieczora wyjeżdża do Paryża.

Łęccy długo zastanawiali się, co powodowało Wokulskim. Zdaniem Tomasza była to uraza spowodowana rozmową o zakupie kamienicy.

Tom II

Rozdział pierwszy: Pamiętnik starego subiekta

Rzecki zastanawia się, co powodowało Wokulskim, że tak nagle wyjechał do Paryża. Przed samą wyprawą główny bohater przyszedł do przyjaciela, powiedział, by nie robić już tajemnicy z zakupu kamienicy i regularnie zbierać czynsz (bez żadnych podwyżek).

Na stacji obecny był także doktor Szuman. Powiedział Wokulskiemu, że tym samym pociągiem podróżuje też Starski, którego określił próżniakiem i bankrutem. Następnie Rzecki i Szuman ruszyli z powrotem, idąc spacerowym tempem. Rozmawiali o dziwnej miłości Wokulskiego i nieszczęściach związanych z tym uczuciem.

Pewnego wieczoru w mieszkaniu Rzeckiego pojawił się Machalski - kiper od Hopfera. Mężczyźni wrócili wspomnieniami do roku 1857 lub 58. Wokulski pracował tam już od 4 lat. Kiedy Rzecki zobaczył go po raz pierwszy, stał z ojcem. Mężczyzna strofował syna, bowiem ten wydawał pieniądze na książki, a każda złotówka liczyła się w kontekście prowadzonego przezeń sporu o dobra po dziadku. Wszystko zaczęło się od skonstruowania przez Wokulskiego pompy. Ta szybko się zepsuła, lecz pewien znawca tematu powiedział, że chłopak jest bardzo zdolny i powinien się uczyć. Od tego czasu Wokulski większość czasu spędzał z nosem w lekturach i podręcznikach.

Gdy minęły 3 lata od momentu poznania się Rzeckiego i Wokulskiego, młodszy z bohaterów zrezygnował z pracy u Hopfera i zamieszkał u przyjaciela. W wieczór pożegnania głównemu bohaterowi spłatano figla. Gdy zszedł do piwnicy, by uściskać Machalskiego, ktoś schował schodki. Wokulski poradził sobie z wyjściem, lecz wymagało to sporo wysiłku. Rzecki nazwał to „wydobywanie się” metaforą życia bohatera.

Mieszkając z Rzeckim, Wokulski utrzymywał się głównie z korepetycji. Miał jednak tego pecha, że ojciec pojawiał się często i zabierał mu pieniądze, które wykorzystywał do prowadzenia procesu.

Wokulski większość czasu spędzał na nauce (uczęszczał na wykłady jako wolny słuchacz), a sklep Mincla zyskał kolejną klientkę - Katarzynę Hopfer, adoratorkę młodego mężczyzny. Nie mogła ona liczyć na wzajemność młodzieńca, toteż swatką próbowała być Małgorzata Mincel.

Wkrótce Wokulski, za sprawą Leona (pracował u Hopfera), zmienił swoje postępowanie. Często nie wracał na noc, niekiedy przyprowadzał różnych ludzi. Niebawem w ogóle zniknął Rzeckiemu z oczu, a odezwał się po 7 latach. Do starego subiekta dotarł wówczas list z Irkucka, w którym Wokulski prosił o książki.

W 1870 główny bohater wrócił do Warszawy. Przywiózł ze sobą 600 rubli, co pozwoliło mu przez jakiś czas żyć w pełni samodzielnie. Jednakże miał problemy ze znalezieniem pracy - były subiekt, uczony, w dodatku powstaniec. Ostatecznie poślubił wdowę po Janie Minclu, dobrze znaną mu Małgorzatę. Minęły cztery lata wspólnego życia, kiedy kobieta, nieco odmłodzona przez nowego męża, zaczęła interesować się tajemniczymi substancjami, które miały przywracać damom świeżość. Wypiwszy jakiś specyfik, zmarła.

Wokulski przez pewien czas odczuwał pustkę. Wtedy Rzecki doradził mu, aby poszedł do teatru (co zwykle czynił z żoną). Właśnie wówczas główny bohater przeszedł jakąś metamorfozę, a wkrótce wyruszył do Bułgarii.

Rozdział drugi: Pamiętnik starego subiekta

Na życzenie Wokulskiego (wyrażone listownie) Rzecki miał zapoznać się z kamienicą, którą przyjaciel niedawno zakupił. Stary subiekt wyruszył więc na przechadzkę, której celem miał być budynek.

Gdy Rzecki osiągnął cel, udał się do mieszkania dozorcy. Było ono niewielkie i niezbyt zadbane, dzieci chodziły w obdartych i brudnych ubraniach, a ich ojciec dorabiał w składzie węgla oraz przepisując akta. Opowiedział on Rzeckiemu o toczących się procesach, przyznał, że mieszkają tu dwa rodzaje lokatorów - niepłacący i płacący instytucjom. Później Rzecki poprosił o przedstawienie go zajmującym mieszkania. W tym czasie między mężczyznami zawiązała się nić przyjaźni, bowiem dozorca opowiadał o Napoleonie.

Kiedy relacja z bitwy pod Magentą dobiegła końca, mężczyźni wyruszyli poznać lokatorów. Na trzecim piętrze, nieopodal dozorcy, mieszkało trio oryginalnych studentów. Bohaterowie zastali tylko jednego, lecz to wystarczyło Rzeckiemu, by wyrobić sobie o nim zdanie. Młodzieniec stwierdził, że nie będzie płacił komornego, gdyż społeczeństwo nie wywiązuje się z umów wobec niego, co usprawiedliwia jego niewywiązywanie się z umowy. Piętro niżej mieszkała baronowa Krzeszowska. Kobieta straciła niegdyś córkę (zmarła w tym mieszkaniu) i od tego czasu stała się histeryczką. Powiedziała Rzeckiemu, że albo Wokulski oczyści kamienicę z niemoralnych zachowań (praczki, studenci, pani Stawska), albo ona się wyprowadzi. Najbardziej narzekała na panią Stawską, której mąż kogoś zamordował, po czym uciekł za granicę. Krzeszowska nie wiedziała, skąd kobieta bierze pieniądze (bardzo ciężko pracowała, szyjąc i dając lekcje), a nadto podejrzewała ją o uwodzenie cudzych mężów. Na pierwszym piętrze, w prawej oficynie, mieszkały pani Stawska, jej matka i córka. Widząc szczególną urodę lokatorki, Rzecki od razu pomyślał o zeswataniu jej z Wokulskim. Następnie zaproponował obniżenie rocznej kwoty najmu o 100 rubli (z 300 na 200).

Rzecki nie był zadowolony z przeglądu lokatorów pod względem finansowym, lecz w jego głowie narodził się wspaniały plan.

Rozdział trzeci: Szare dnie i krwawe godziny

Wokulski podróżował do Paryża kilkoma pociągami. Na jednej ze stacji wysłał wiadomość do Suzina, by przyjaciel czekał na niego w stolicy Francji. Gdy doszło do spotkania, Rosjanin był bardzo zadowolony z przyjazdu kupca. Chwilę porozmawiali o interesach, po czym Wokulski chciał położyć się spać. Nie mógł jednak zaznać spokoju, bowiem prześladowało go widmo, przed którym uciekł z Warszawy.

Główny bohater wyszedł na paryskie ulice. Wielkie miasto zrobiło na nim ogromne wrażenie - nie wiedział, dokąd iść, czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Bacznie obserwował budynki, w większości pięciopiętrowe, oglądał sklepy. Mijające go kobiety przypominały mu Izabelę Łęcką, ale wiedział przecież, że ona została w Warszawie.

Wokulski wrócił do hotelu, gdzie w towarzystwie pana Jumarta (pracownika Suzina) miał obsłużyć kilku klientów. Pojawiły się nieprzeciętne indywidualności - między innymi baronowa, która miała 20000 franków długu, jaki chciała spłacić, sprzedając Wokulskiemu i Suzinowi pewien sekret.
Do spotkania z Suzinem i fabrykantami zostało jeszcze kilka godzin. Główny bohater ponownie wyszedł na zewnątrz, przyglądając się Paryżowi. Miasto dziwiło go coraz bardziej.

Kolejnie dni upływały; Wokulski pracował z Suzinem, przechadzał się i próbował zapomnieć o tym, co spotkało go w Warszawie. Czasem jeździł wraz z Jumartem w miejsca nieuwzględnione w przewodnikach. Kupiec zaczął też sięgać po alkohol. Kiedy topił w nim smutki, myślał, że Starski, Rossi i Ochocki to kochankowie Łęckiej. Wtedy nabierał przekonania, iż nie wróci już do Warszawy. Czuł nawet wyrzuty sumienia z powodu straconego na Łęcką czasu.

Rozdział czwarty: Widziadło

Wokulski wciąż pracował z Suzinem. Pewnego dnia odwiedził go profesor Geist - postać tajemnicza i budząca niepokój. Mężczyzna początkowo chciał zaoferować materiały wybuchowe (dla marynarki), lecz zamożny kupiec odmówił. Wtedy naukowiec rozpoznał w Wokulskim przyrodnika, następnie dodając, że wie o jego myślach samobójczych. Geist opowiedział swoją historię - był szanowanym chemikiem, lecz zaczął wykraczać poza konwencję. Wtedy wszyscy odwrócili się od niego. Osamotniony mężczyzna nie szczędził swego majątku na badania. Teraz brakowało mu zarówno pieniędzy, jak i pomocników. Właśnie dlatego przyszedł do Wokulskiego. By przebić się przez niechęć głównego bohatera, Geist zaproponował, że następnego dnia pokaże mu coś szczególnego. Wtedy Wokulski podarował mu 100 franków, by mógł wrócić jeszcze tego samego dnia (Geist nie miał nawet na woźnicę).

Profesor Geist powrócił po godzinie piątej. Szybko rozgryzł przyczynę smutków Wokulskiego, mówiąc doń o kobietach. Pamiętając o próbie samobójczej mężczyzny, wyrzekł jeszcze te słowa: Gdyby ci kiedy jeszcze raz przyszła ochota próbować... Rozumiesz?... Nie zabijaj się, ale przyjdź do mnie... Następnie zaprezentował on Wokulskiemu trzy rodzaje metalu: pierwszy był cięższy od platyny, drugi masywny i przezroczysty, trzeci lżejszy od bibułki. Zrobiło to na kupcu ogromne wrażenie, które spotęgowały słowa Geista, że uniwersyteccy naukowcy nie traktują go poważnie (chociaż był kiedyś najznamienitszym spośród nich).

Wizyta profesora, który poszukiwał metalu lżejszego od powietrza, zostawiła Wokulskiego bijącym się z myślami. Jumart - zapytany przez kupca o naukowca - odpowiedział, że jeszcze większe cuda pokazuje profesor magnetyzmu imieniem Palmieri. Pokaz hipnozy zafascynował głównego bohatera. Od tego momentu myślał, że Geist wpłynął na niego właśnie w taki sposób. Jednakże rozmowa z Palmierim uświadomiła mu, iż był w błędzie. Gdyby naukowiec wprawił go w odmienny stan świadomości, Wokulski nie pamiętałby o tym, co wtedy widział.

Wkrótce Suzin miał opuścić Paryż. Interesy poszły doskonale, a kwota przypadająca Wokulskiemu z łatwością mogła pokryć wydatki poniesione przezeń w Warszawie. W czasie pożegnalnego śniadania rosyjski kupiec ostrzegł Wokulskiego.

Główny bohater otrzymał również list od Rzeckiego, w którym mężczyzna pisał o pani Stawskiej i prosił o ustalenie, co stało się z jej mężem. By to uczynić, Wokulski wykorzystał znajomość z baronową, która już raz chciała zdradzić mu pewną tajemnicę.

Niebawem Wokulski odwiedził Geista. Szereg badań i eksperymentów utwierdził go w przekonaniu, że miał do czynienia z prawdziwymi metalami. Otrzymał nawet niewielki skrawek, który umieścił w medalionie. Praca profesora zrobiła na głównym bohaterze ogromne wrażenie, szczególnie imponowała mu skromność mężczyzny (chodził w drewnianych butach, spał pod potarganą kołdrą). Wokulski postanowił, że wkrótce rozpocznie z nim pracę. Jednakże Geist, wiedząc o rozmówcy znacznie więcej, niż ten przypuszczał, powiedział, by przyszedł, kiedy pozbędzie się wszystkich złudzeń.

Gdy Wokulski powrócił do hotelu, rozważał nad swoją przyszłością. Snuł plany współpracy z Ochockim i Geistem, myślał także o Izabeli (tutaj emocje jego potęgowane były przez tom poezji Mickiewicza, który nabył na paryskiej ulicy). Sprawę przeważył list od prezesowej Zasławskiej: Mój kochany panie Stanisławie! Dobrze, widać, bawisz się, podobno nawet w Paryżu, kiedy zapominasz o swoich przyjaciołach. A grób śp. biednego stryja twego wciąż czeka na obiecany kamień i ja także chciałabym poradzić się ciebie o budowę cukrowni, do której namawiają mnie na stare lata. Wstydź się, panie Stanisławie a nade wszystko żałuj, że nie widzisz rumieńca na twarzy Beli, która w tej chwili jest u mnie i spiekła raczka usłyszawszy, że piszę do ciebie. Kochane dziecko! Mieszka u ciotki w sąsiedztwie i często mnie odwiedza. Domyślam się, że zrobiłeś jej jakąś dużą przykrość; nie ociągaj się więc z przeprosinami i jak najrychlej przyjeżdżaj prosto do mnie. Bela zabawi tu jeszcze kilka dni i może uda mi się wyjednać ci przebaczenie...

Rozdział piąty: Człowiek szczęśliwy w miłości

Kiedy Wokulski powrócił do Warszawy, otrzymał kolejny list od Zasławskiej. Prezesowa zapraszała go do swego majątku. Rzecki przyniósł także korespondencję od Suzina, który zachęcał Wokulskiego do wzięcia udziału w kolejnym przedsięwzięciu, około połowy października.

Tymczasem Wokulskiego wskazywano palcami na ulicach, kłaniali mu się ludzie nieznajomi. Obroty sklepu rosły i rosły, do handlu przystępowali kolejni kupcy. Rzecki musiał więc wynająć kolejny magazyn i zatrudnić kolejnych subiektów.

W pociągu, którym Wokulski podróżował do dóbr prezesowej, jechał także baron Dalski. Mężczyzna był narzeczonym Eweliny Janockiej, wnuczki prezesowej (przez długi czas mówił tylko o szczęśliwej miłości, nie wyjawiając imienia ukochanej, przez co Wokulski myślał, że jest nią Łęcka). Uczucie Dalskiego było autentyczne i głębokie, sprawiało mu wielką radość. Mówił nawet o tym, że intercyza na 50000 rubli stała się przyczyną łez panny, która zarzekała się, że nigdy się go nie wyrzeknie.

Od Dalskiego Wokulski dowiedział się, kto przebywa obecnie w majątku prezesowej. Byli tam Ochocki, Starski, Janocka i jej stryjeczna siostra Fela, Wąsowska. Z kolei Łęcki i jego córka często przychodzili w odwiedziny.

Rozdział szósty: Wiejskie rozrywki

W drodze do Zasławka Wokulski i Dalski spotkali Ochockiego, Wąsowską, dwie panny Janockie i Starskiego. Dołączyli do nich i razem, choć nie obyło się bez drobnych incydentów (Ochocki nie był najlepszym woźnicą), dotarli do majątku prezesowej.

Spotkanie z panią prezesową odbyło się w bardzo ciepłej atmosferze. Pocałunek, który złożyła na czole Wokulskiego, zrobił na zgromadzonych wrażenie. Kupiec i starsza kobieta rozmawiali o Wąsowskiej (wdowa adorowana była przez Starskiebo, zapewne dlatego, że miała spory majątek) i Ewelinie Janockiej (prezesowa zdawała się nie być zadowolona z jej małżeństwa ze starym baronem).

Kiedy Wokulski wyszedł na spacer, spotkał Ochockiego. Kuzyn Łęckich był umówiony z Felicją na ryby, lecz dziewczyna nie przyszła. Pojawiła się nieco później i nad sadzawkę udali się we troje. W czasie rozmowy z mężczyzną poznanym w Warszawie Wokulski dowiedział się, że Zasławska jest chrzestną Starskiego. Mógł obejrzeć także majątek kobiety. Być może nigdzie na dawnych ziemiach polskich parobkowie nie byli traktowani w tak dobry sposób.

Następnego dnia Wokulski wyjechał z Wąsowską na konną wycieczkę. Kobieta - wciąż piękna i nadal będąca interesującą dla wielu mężczyzn, zdawała się zachęcać Wokulskiego do flirtu (kazała sprawdzić swoje siedzenie, nie zszedłszy wcześniej z konia). Główny bohater pozostał jednak niewrażliwy na jej zachowanie, a nawet brutalnie skwitował jej słowa (uznał ją za uwodzicielkę, która bawi się mężczyznami), na co Wąsowska odpowiedziała, że to mężczyźni odzierają ze złudzeń kobiety, traktując ją niczym jakiś towar, a następnie odmawiają jej prawa do miłości. Para rozstała się jednak w pokoju, a Wąsowska przyznała, że ma do czynienia z interesującym mężczyzną (podobnie pomyślał Wokulski).

Rozdział siódmy: Pod jednym dachem

Kiedy Wokulski spędzał czas z Wąsowską, do majątku prezesowej przybyła Łęcka. Udała się ona na wieś, myśląc o Starskim, któremu chrzestna miała przepisać majątek. Kobieta zmieniła jednak zdanie, a to z powodu długów i rozrzutności arystokraty. Tym samym pozycja Starskiego znacznie osłabła. Łęcka zresztą także stawała się coraz mniej atrakcyjną partią. Baron zrezygnował ze starań o jej rękę, koncentrując się na pannie Janockiej.

Łęcka, dotarłszy do majątku prezesowej, odbyła rozmowę z właścicielką. Zasławska bardzo mocno skrytykowała przywiązanie bohaterki do arystokracji.
W czasie obiadu wiele rozmawiano. Panna Izabela chciała pozostać wobec Wokulskiego oziębła, lecz przychodziło jej to z trudem. Wokulski zaobserwował pełne emocji spojrzenia, które Ewelina kierowała w stronę Starskiego. Uświadomił sobie wówczas, że dziewczyna postanowiła poślubić barona jedynie dla pieniędzy. Być może później zamierzała zwrócić się w stronę Starskiego.

Wokulski rozmawiał z Izabelą. Kobieta pytała o Paryż, przypisując zarazem jego wspaniałość arystokracji. Główny bohater wyraźnie skrytykował jej poglądy, przez co uznała go za wroga tej warstwy. Następnie Łęcka podziękowała Wokulskiemu za zakupienie kamienicy, wiedząc, że mogło to uratować jej ojca przed poważną chorobą. Krzeszowska oferowała teraz 90000 rubli, więc panna Izabela nabrała przekonania, że Wokulski nie poniósł straty.

Przez kolejnych kilka dni padał deszcz. Wokulski coraz lepiej uświadamiał sobie, że świat arystokracji jest światem intryg (baron i Ewelina, Starski). Kiedy w końcu przestało padać, padła propozycja wyprawy na rydze.

Rozdział ósmy: Las, ruiny i czary

Po przybyciu do lasu grzybiarze podzielili się na grupy. Wokulski ruszył z Ochockim i panną Łęcką. Naukowiec bardzo szybko oddalił się od nich, będąc złym z powodu czasu straconego na wsi (Wokulski w tym okresie leciał balonem, co rozdrażniło mężczyznę).

Wokulski rozmawiał z arystokratką na temat przyrody. Kobieta twierdziła, że podlega ona człowiekowi, kupiec miał odmienne przekonania. Następnie zapytał pannę Izabelę, czy może o niej myśleć. Ta zmieszała się i odpowiedziała, że każdy ma do tego prawo.

Następnie dni mijały w spokojnej atmosferze. Wokulski coraz więcej czasu spędzał z Łęcką.

Któregoś dnia do głównego bohatera przyszła prezesowa. Chciała ,by przemyślał on sprawę budowy cukrowni oraz dopełnił zobowiązań dotyczących nagrobku stryja. Kupiec porozumiał się z księdzem, który przysłał doń Węgiełka - młodego chłopaka zajmującego się większością prac w okolicy. Mężczyźni mieli udać się razem do starych ruin, by stamtąd zabrać głaz nagrobkowy. Wokulski dowiedział się, że Węgiełek był kiedyś dobrym stolarzem. Wszystko zrujnował jednak pożar. Główny bohater obiecał młodzieńcowi pomoc, jeśli tylko dobrze przygotuje kamień.

Kiedy bohaterowie dotarli do ruin, rozdzielili się, a Węgiełek opowiedział Wokulskiemu i Izabeli historię o śpiącej pannie. Następnie kupiec wręczył mu kartkę z treścią, którą należało wyryć na kamieniu (fragment wiersza „Do M***” Mickiewicza). Po czym, schylając się po upuszczony papier, Wokulski dotknął sukni Łęckiej i rzekł: Obudzisz się, ty moja królewno... Panna Izabela odpowiedziała: Nie wiem... może...

Następnego dnia Łęcka musiała wyjechać - otrzymała list wzywający do Warszawy. Zgodziła się za to, by Wokulski złożył jej wizytę w mieście, dodając, że jej ojciec jest wielkim przyjacielem kupca.

Nazajutrz Wokulski obejrzał kamień nagrobkowy, a później oświadczył pani Wąsowskiej, że szykuje się do wyjazdu. Zamienił jeszcze kilka zdań z Ochockim, prosząc, by złożył mu wizytę w Warszawie (chciał opowiedzieć mu o tym, co widział w Paryżu). Następnie zabrał ze sobą Węgiełka i obaj wyruszyli do miasta.

Rozdział dziewiąty: Pamiętnik starego subiekta

Rzecki rozpoczyna swoje rozważania od analizy sytuacji politycznej. Szybko przechodzi jednak do opisu sprawy kryminalnej. Baronowa Krzeszowska wytoczyła proces pani Helenie Stawskiej. We wrześniu Wokulski bawił w Zasławku, a następnie wyjechał do Moskwy. Tymczasem Rzecki zajmował się interesami, także kamienicą. Któregoś dnia odwiedził go Maruszewicz, przynosząc informację, że Krzeszkowska chciałaby odkupić budynek za 90000 rubli. Stary subiekt, po pewnym czasie, połączył to z niechęcią, jaką kobieta darzyła Stawską.

W czasie wizyt u młodej kobiety Rzecki obserwował życie w kamienicy. Studenci, jak zawsze, byli dokuczliwi i lubowali się w płataniu figli; Maruszewicz nie płacił komornego, z jego domu wynosili lustra i meble, a następnie przynosili nowe; Krzeszkowska z kolei często płakała, robiąc to bardzo głośno.

Na początku listopada Rzeckiemu udało się skłonić Wokulskiego do wizyty w kamienicy. U Stawskich główny bohater przedstawił kilka informacji o Ludwiku (mężu Heleny, który uciekł za granicę, będąc oskarżonym o zabójstwo). Następnie zaczerpnął kilku informacji o lokatorach i był gotów do wyjścia. Rzecki nie był zadowolony - miał bowiem nadzieję zeswatać Wokulskiego ze Stawską.

Kilka dni później główny bohater otrzymał list, którego treść bardzo go rozweseliła. Anonimowy nadawca pisał o zepsutej reputacji Wokulskiego (wskutek odwiedzin u Stawskiej), oczerniał Rzeckiego i Wirskiego (zarządcę nieruchomości). Chwilę później w sklepie pojawił się adwokat z informacją, że pewien Litwin chce nabyć kamienicę za 80000 rubli. Wokulski wiedział, że była to Krzeszowska. Zbity z tropu mężczyzna podniósł kwotę 0 15000, lecz i tak został wyproszony.

Tego samego wieczora Rzecki chciał udać się do Stawskiej, ale ostatecznie zatrzymał się w barze. Będąc tam, usłyszał plotkę, że Wokulski zamierza sprzedać sklep i poślubić pannę Łęcką (arystokratka miała niechętnie patrzeć na zajęcie głównego bohatera).

Rozdział dziesiąty: Pamiętnik starego subiekta

Rzecki w końcu odwiedził panią Stawską. Dowiedział się, że któregoś dnia baronowa Krzeszowska złożyła jej wizytę i ujrzawszy jej córkę, rozpłakała się. Zaoferowała ona sąsiadce pracę przy sortowaniu bielizny i innych części garderoby (w charakterze pomocy), a niezamożna kobieta (Stawska straciła możliwość udzielania korepetycji) z chęcią przyjęła propozycję. Baronowa próbowała ustalić, w jak dobrych stosunkach z Wokulskim pozostaje Stawska, by wykorzystać to do rozgrywki o kamienicę. Dobra znajoma Rzeckiego wyraźnie odmówiła jakichkolwiek prób rozmawiania z kupcem.

Któregoś dnia Helunia - córka Stawskiej - zobaczyła u Krzeszowskiej wspaniałą lalkę. Miała ona na imię Mimi, a kiedy została dotknięta w brzuch, mówiła „mama”. Dziewczynka marzyła o takiej zabawce, całymi dniami mówiła o tej jedynej w swoim rodzaju figurce.

Kiedy inne możliwości się wyczerpały. Krzeszowska kupiła kamienicę za 100000 rubli. Była wściekła, pobiła służącą i przez kilka dni płakała, ale w końcu dopięła swego. Wkrótce do Wokulskiego i Rzeckiego zaczęli przychodzić niezadowoleni lokatorzy, którym kobieta podniosła komorne lub wypowiedziała lokal. Pojawiła się i pani Stawska. Głównym powodem jej wizyty był zakup lalki. Za 3 ruble dostała niemal identyczną jak ta posiadana przez baronową. Kobieta opowiedziała jeszcze, że złość Krzeszowskiej w dużej mierze skupiła się na niej, bowiem arystokratka była rozgniewana, że nie protegowała jej u Wokulskiego. Rodzina Stawskich miała od Nowego Roku przenieść się do innego mieszkania.

Dzień przed Wigilią (rok 1878) Rzecki otrzymał list, który wzywał go do pilnej wizyty w kamienicy. Wirski wyjaśnił mu, że baronowa posądziła Stawską o kradzież lalki. Sprawa sądowa byłaby dla korepetytorki wygrana, lecz jej reputacja legła w gruzach - jeszcze tego samego dnia pożegnała uczennice. Stary subiekt powiadomił o wszystkim Wokulskiego i niezwłocznie udał się do Stawskich.

Kiedy do mieszkania przybył Wokulski, zgromadzeni ożywili się. Kupiec powiedział, że jutro wizytę złoży adwokat, a tymczasem zaoferował pani Stawskiej pracę w jednym ze swoich sklepów. Kobieta była wzruszona i niezmiernie wdzięczna. Już niebawem (po świętach) Stawska rozpoczęła pracę u pani Milerowej (głównym udziałowcem sklepu był Wokulski) oraz przeniosła się do nowego mieszkania znalezionego przez Wirskiego.

Pod koniec stycznia odbyła się rozprawa. Najpierw zapadł wyrok w sprawie trzech studentów - nakazano im zapłacić zaległe komorne oraz wynieść się do 8 lutego. Później trwały przesłuchania w sprawie lalki. Ostatecznie sędzia, odpruwszy głowę, znalazł w niej napis J. Mincel i S. Wokulski, co potwierdzało, gdzie została zakupiona. Krzeszowska swoją lalkę nabyła w innym sklepie. Po chwili na jaw wyszedł los pamiątki po córce kobiety - stłukła ją służąca, chowając pozostałości na strychu. Pani Stawska została uniewinniona.

Rozdział jedenasty: Pamiętnik starego subiekta

Rzecki, będąc na piwie, dowiedział się, że los sklepu Wokulskiego jest przesądzony. Miał on zostać sprzedany Szlangbaumom. Aby dowiedzieć się nieco więcej, postanowił zaczerpnąć informacji u źródła. Przy wejściu do domu przyjaciela spotkał Szumana, który odradził mu wizytę u Wokulskiego. Żyd nieco rozjaśnił Rzeckiemu, co działo się ostatnimi czasy w świecie arystokracji. Łęcka nie mogła liczyć na żadnych adoratorów - a to wszystko przez katastrofalną sytuację majątkową. Kiedy jednak zaczął odwiedzać ich Wokulski, zaraz postać Łęckiej zaczęła przyciągać szlachetnie urodzonych mężczyzn. Wszyscy widzieli, że upajała się ich towarzystwem - wszyscy poza Wokulskim.

Następnego dnia Szuman pojawił się w sklepie i wyjawił Rzeckiemu smutną prawdę o przyczynach złości Wokulskiego. Książę organizował wspaniały bal, na którym miała być cała śmietanka towarzyska, w tym panna Łęcka. Wszyscy zostali zaproszeni już 2 tygodnie temu, ale główny bohater wciąż nie otrzymał żadnego listu. Rzecki nie chciał w to wierzyć, lecz już po chwili w sklepie pojawił się sam Wokulski, pytając o list od księcia. Korzystając z okazji, stary subiekt zapytał o sprzedaż sklepu. Właściciel potwierdził, zaznaczając, że jest już zmęczony ludźmi, którzy wciąż go okradają, nie szczędząc mu przy tym gorzkich słów i oszczerstw. Rzecki zastanawiał się, czy lepsze życie czeka Stacha wśród tych, dla których sklep postanowił sprzedać.

Do pokoju wszedł lokaj, podając Wokulskiemu list od księcia. Mężczyzna podarł go i wrzucił do ognia. Wtedy Rzecki zaproponował, by następny wieczór spędzili u Stawskiej. Wokulski przystał na ten pomysł.

Pani Stawska i jej matka przyjęły Wokulskiego bardzo wytwornie. Jednakże w czasie posiłku został poruszony temat balu u księcia, co wyraźnie zasmuciło kupca. Nawet krytyka, jaką pod adresem arystokracji wygłosiła pani Misiewiczowa (matka Heleny Stawskiej), nie odmieniła jego oblicza. Rzecki rozmawiał ze starszą z kobiet, nie wiedział więc, o czym dyskutują Stawska i Wokulski. Myślał jednak, że wszystko toczy się zgodnie z jego planem.

Rzecki zapragnął nawet odwiedzić panią Misiewiczową, aby porozmawiać z nią o małżeństwie Wokulskiego i Heleny. Kobieta, chociaż wciąż myślała o Ludwiku, była zgodną, że to dobry pomysł. Następnie stary subiekt spotkał Wirskiego. Dozorca opowiedział mu o eksmisji studentów (mieszkańcy wynieśli swoje rzeczy przez okno) oraz wspomniał, że baronowa Krzeszowska najprawdopodobniej przyjmie męża do domu. Nadmienił także, iż odwiedziła ona Stawską, prosząc o wybaczenie za proces.

Rozdział dwunasty: Damy i kobiety

W czasie karnawału dom Łęckich znowu przeżywał wspaniały okres: pojawiali się tam przedstawiciele najznamienitszych rodzin. Łęcki myślał, że to jego doceniają, Izabela była przekonana, że to ją adorują. Jednakże rozmowy z niektórymi spośród gości szybko uświadomiły arystokratce, iż rosnącą popularność zawdzięcza Wokulskiemu. Mężczyźni patrzyli na niego z podziwem, damy nazywały doskonałą partią. Panna Łęcka zaczęła więc skłaniać się ku małżeństwu, w czym utwierdził ją książę. Zebrał on informacje dotyczące Wokulskiego (dowiedział się o jego działalności dobroczynnej), nabierając tym samym pewności, iż ma do czynienia z jednostką nieprzeciętną.

Jedną z osób, które odwiedziły Łęckich, była Wąsowska. W czasie rozmowy z nią Łęcka opowiadała o możliwościach, jakie stworzy jej małżeństwo: będzie zamożna a jej dom stanie się miejscem odwiedzanym przez najznamienitsze osoby, a przy tym nie spotka się z atakami zazdrości, gdyż Wokulski nie śmiałby się tak zachowywać. Wąsowska odparła, że prezesowa Zasławska, która czuła się coraz gorzej, miała na ten temat nieco inne zdanie - starszej damie nie podobały się igraszki Łęckiej z Wokulskim.

Wokulski często bywał u Łęckich, ale rzadko rozmawiał z Izabelą. Zazwyczaj nie było jej w domu lub przyjmowała wizyty. Kiedy już zdarzyło się im zamienić kilka słów, arystokratka odnosiła się doń z rezerwą, jak gdyby wciąż podnosząc poprzeczkę. Najczęściej jednak spędzał czas Wokulski z Tomaszem Łęckim, który traktował go niemal jako członka rodziny.

Główny bohater nierzadko wracał od Łęckich podenerwowany, zasmucony. Wtedy odwiedzał Stawską - w jej domu czuł się doskonale, a kobietę darzył szczerą przyjaźnią. Te wizyty stały się źródłem wielu plotek, ludzie mówili, że Stawska jest utrzymanką mężczyzny (na tym tle doszło nawet do niewielkiego konfliktu matki z córką). Pani Helena, odbierając kolejne listy z obelgami, uświadamiała sobie, iż naprawdę kocha Wokulskiego.

Tymczasem w sklepie, który był już przygotowany do sprzedaży, pojawił się Maruszewicz. Prosił o pożyczkę dla barona. Szlangbaum - przyszły właściciel - planował udzielenie jej arystokracie, ażeby wyrobić sobie kontakty. Nie podobało się to Rzeckiemu, tym bardziej, że mężczyzna obraził Helenę, mówiąc o niej „utrzymanka” (powtarzał plotki).

Rozdział trzynasty: W jaki sposób zaczynają otwierać się oczy

Rzecki odwiedził Szumana, aby porozmawiać z nim o Wokulskim. Jednakże zastał gospodarza nad rachunkami, bowiem wiązał on swoją przyszłość ze Szlangbaumem. Równocześnie wypowiedział kilka bardzo przykrych słów na temat Polaków i tego, jak radzą sobie z interesami i gospodarką. Krytykował nie tylko arystokrację, ale i Wokulskiego, który trwonił fortunę, byle wciąż móc uganiać się za Łęcką. Ostatecznie mężczyźni nie poruszyli tematu kupca i Stawskiej, gdyż Szuman chciał poświęcać swój czas bogaceniu się.

Wielki Post upływał spokojnie, lecz wcale nie nudno. Wylała Wisła, było kilka lokalnych podtopień. Arystokracja rzuciła się więc w wir przyjęć charytatywnych. Pewnego dnia Izabela Łęcka oznajmiła Wokulskiemu, że do Warszawy przybędzie Molinari - wybitny włoski skrzypek. Kupcowi niewiele mówiło to nazwisko, lecz zdawało mu się, że był na jego koncercie i wcale nie uważał go później za dobrego muzyka. Panna Łęcka chciała, by pomógł jej zaznajomić się z muzykiem, ponieważ obiecała ciotce, że skłoni go do zagrania koncertu charytatywnego.

Wokulski udał się do hotelu, lecz nie udało mu się rozmówić z Molinarim, którego obsługa uważała za człowieka przykrego i niesympatycznego. Kiedy powrócił do domu, czekał tam na niego Węgiełek. Mężczyzna chciał już wracać do Zasławka, gdyż udoskonalił swoje umiejętności. Miał jeszcze jedną prośbę - chciał poślubić Mariannę. Początkowo Wysoccy rozradzali mu to (także z powodu podejrzeń, że chodzi ona do Wokulskiego), ale okazało się to bezskuteczne. Węgiełek naprawdę kochał młodą kobietę.

Wkrótce u Rzeżuchowskich odbył się recital Molinariego, na który zaproszenie odebrał także Wokulski. Kupiec przybył nieco spóźniony, a kiedy muzyk zaczął występ, dostrzegł, jak zapatrzona była weń Łęcka (mężczyzna przypominał nieco Starskiego). Następnie skrzypka poprowadzono do panny Izabeli, w towarzystwie której udał się do stołu, aby towarzyszyć w posiłku gospodarzom.

Całej scenie z boku przyglądali się Ochocki i Wąsowska. Mężczyzna przyznał, że odkąd wie o uczuciach Wokulskiego do Izabeli, patrzy na kuzynkę jako pospolitą, nijaką. Wąsowska z kolei żałowała kupca, widząc zachowanie Łęckiej. Ochocki postanowił, iż nie powie o tym Wokulskiemu, ponieważ wierzył w jego rozsądek. W pewnym momencie do ich stolika podeszła Izabela, nazywając Molinariego impertynentem. Kilka chwil później ponownie z nim rozmawiała, co uzasadniała przeprosinami ze strony mężczyzny.

Wąsowska wzięła Izabelę na stronę i zaczęła mówić o szybkim wyjściu Wokulskiego. Na Łęckiej nie robiło to wrażenia, podkreślała, że nie ma zamiaru rezygnować dlań ze swoich upodobań. Chwilę później córkę Tomasza Łęckiego wezwała ciotka. Powiedziała jej, że Molinari zrobił złe wrażenie, a już po chwili Łęcka patrzyła na niego chłodno i bez sympatii.

Po powrocie do domu Łęcka rozpamiętywała spotkanie ze skrzypkiem. Zdawało jej się nawet, iż posąg Apollina zaczyna przypominać muzyka. Później jednak dotarły do niej informacje, że mężczyzna niebawem opuszcza Warszawę, a wszyscy uważają go za przeciętnego muzyka. Właśnie w tym czasie pan Szastalski przysłał Łęckiej bukiet fiołków, co sprawiło, że posąg zaczął przypominać właśnie jego.

Wokulski nie odwiedzał Łęckich przez ponad tydzień. W tym czasie popadł w apatię. Przyjemność sprawiały mu tylko wizyty u Stawskiej. Planował nawet, aby kobieta otworzyła własny sklep, by nie wchodziła w konflikty z Milerową.

Któregoś dnia Wokulski spotkał Wąsowską. Opowiedziała mu ona, że kokieteryjne zachowanie Łęckiej wobec Molinariego mogło być formą zemsty za plotki o Wokulskim i Stawskiej. Bohater niezwłocznie udał się do arystokratki, by z nią porozmawiać. Dom Łęckich opuścił jako narzeczony panny Izabeli (dał jej nawet medalion z metalem otrzymanym od Geista).

Wiadomość o tym zasmuciła Rzeckiego. Pani Stawska, której mąż, jak się okazało, żył w Algierii i handlował winem, rozmyślała nad opuszczeniem Warszawy (kobieta kochała Wokulskiego). Ostatecznie zamieszkała pod Częstochową.

Tymczasem Wąsowska złożyła wizytę Łęckiej. W czasie rozmowy o kupcu uświadomiła sobie, że ani on nie zna arystokratki, ani ona jego.

Rozdział czternasty: Pogodzeni małżonkowie

W połowie kwietnia Krzeszowską odwiedził adwokat, który pragnął zaczerpnąć informacji na temat majątku jej męża, przestrzegając zarazem przed wierzycielami. Od tego czasu kobieta nabrała przekonania, że baron wkrótce wróci do domu. Pojawił się także książę, a konferencja z udziałem jego i baronowej trwała naprawdę długo.

W końcu Krzeszowski powrócił do domu. Szybko zdjął podejrzenia ze Stawskiej, jakoby miała być kiedyś jego kochanką - nazwał ją nawet najszlachetniejszą z kobiet, które zna. Postanowił także spłacić 39000 rubli długu samodzielnie, a następnie wynieść się z domu. Jasnym stało się, że przybył tam wyłącznie z racji tragicznej sytuacji materialnej (przywiózł tylko kucharza, lokaja i jedną walizkę).

Szlangbaum, przygotowując się do przejęcia sklepu, chciał uregulować wszystkie długi. Zajmował się tym Rzecki, którego skrupulatność czyniła doskonałą osobą do tego typu zajęcia. Los chciał, ze wówczas wyszło na jaw, iż Wokulski zapłacił za klacz 800 rubli, a 200 przywłaszczył sobie Maruszewicz. Czarę goryczy przepełnił impertynencki list od baronowej. Stary subiekt postanowił złożyć wizytę baronowi, a następnie przedstawić sprawę Wokulskiemu.

Nieco później Krzeszowski udał się do Wokulskiego i przedstawił mu dokumenty obciążające Maruszewicza. Nazywał przy tym kupca kuzynem, co z pewnością sprawiało mu radość. Baron chciał dowiedzieć się, w jaki sposób zyskać dużo pieniędzy, ale Wokulski przypisywał to szczęściu. Był zresztą nieobecny i zamyślony.

Wkrótce przed obliczem Wokulskiego stanął Maruszewicz. Kupiec potargał na jego oczach fałszywe dokumenty, chroniąc go przed pewnym więzieniem. Ten „dobry uczynek” chciał podarować Izabeli.

Rozdział piętnasty: Tempus fugit, aeternitas manet (czas przemija, wieczność zostaje)

Wieść o tym, jak Wokulski postąpił z Maruszewiczem, rozeszła się po mieście, stając się zarazem źródłem plotek na temat kupca. Książę przypuszczał, że mężczyzna tracił energię, inni snuli najróżniejsze podejrzenia. Tymczasem Wokulski zmienił się pod wpływem Łęckiej. Z niechęcią spoglądał na sklep, za to z wielką pasją zajmował się sprawami spółki do handlu ze Wschodem. Równocześnie czuł wielką potrzebę czynienia dobrych rzeczy: zapisał Rzeckiemu 20000 rubli, po 4000 Kleinowi i Lisieckiemu, kolejne 12000 do podziału dla reszty pracowników; zorganizował Węgiełkowi wspaniałe wesele i zabezpieczył finansowo panią Stawską.

Któregoś dnia Wokulski otrzymał zawiadomienie o śmierci prezesowej Zasławskiej. Wydarzenie to napełniło go smutkiem, żałował, że nie był przy kobiecie w jej ostatnich chwilach.

W maju Tomasz Łęcki poinformował głównego bohatera, że muszą udać się do Krakowa, ponieważ ciotka Hortensja zachorowała. W podróż wynajętym przez Wokulskiego wagonem udał się także Starski. Mężczyzna rozmawiał z Łęcką, początkowo posługując się polskim, później stopniowo przechodząc na angielski. Starski drwił z kupca, mówiąc o sprawie z Maruszewiczem i poruszając kwestię medalionu, który otrzymała od niego Łęcka. W dodatku zgubiła ona metal od Geista, o czym Wokulski nie wiedział. W pewnym momencie arystokrata zaczął nawet obejmować kuzynkę. Ona mówiła zaś, że Wokulski z chęcią oddałby jej majątek.

Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji w Skierniewicach, Wokulski nakazał konduktorowi, by przyniósł kawałek papieru, mówiąc, że to telegram adresowany do kupca. Gdy już to się stało, zamienił kilka słów ze Starskim (dając mu do zrozumienia, że rozumie po angielsku), a później, oznajmiwszy podróżującym, że czeka nań rewelacyjny interes, opuścił pociąg. Panna Izabela patrzyła z okna, a Wokulski powiedział: Farewell, miss Iza, farewell!

Następnie główny bohater czuł, jak odchodzi od zmysłów. Zastanawiał się, co pocznie, rozmyślając nad pracą, interesami i Geistem. Stwierdził jednak, że nie chce już żyć.

Z toru pędzącej lokomotywy ściągnęło Wokulskiego silne szarpnięcie. Był to Wysocki - brat woźnicy, któremu kupiec pomógł w Warszawie. Niedoszły mąż Izabeli łkał przez kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, po czym wstał, dał Wysockiemu kilka monet sturublowych i poprosił, by nie mówił nikomu, co widział.

Rozdział szesnasty: Pamiętnik starego subiekta

Zmiana właściciela sklepu była dla Rzeckiego ciosem. Bohater stopniowo odsuwał się na bok, pokładając swe nadzieje w Napoleonie IV i Wokulskim. Z rozczuleniem wspominał Katza i pragnął za wszelką cenę wyjechać gdzieś, by w końcu zaznać odpoczynku.

Szlangbaum w roli nowego właściciela nie budził sympatii Rzeckiego - był wyniosły i całą energię poświęcał na budowanie pozycji wśród arystokracji.
Klein, który mieszkał w kamienicy Krzeszowskich, opowiedział Rzeckiemu, jak w mieszkaniu na trzecim piętrze pojawili się tajemniczy lokatorzy. Okazało się, iż baron ponownie przyjął do mieszkania studentów (tym razem płacili), a ci za cel żartów obrali sobie Maruszewicza.

W maju Wokulski wyjechał z Łęckimi do Krakowa, ale wrócił już następnego dnia. Był przybity, nikogo nie przyjmował. Mraczewski twierdził,. że porzucił on Łęcką, bowiem ta nie miała posagu, a nie zależało mu już na wejściu do arystokracji. Rzeckiemu nie podobały się te słowa, tym bardziej, że Mraczewski rozmyślał nad związaniem się z panią Stawską.

Rzecki wykupił bilet do Krakowa; siedział już nawet w pociągu. Jednakże przed odjazdem wysiadł, myśląc, że nie może żyć bez Warszawy i sklepu.

Rozdział siedemnasty: Dusza w letargu

Wokulski nie pamiętał dokładnie, w jaki sposób wrócił ze Skierniewic do Warszawy. W domu leżał bezczynnie, tracąc rachubę czasu. Służącemu powiedział, aby nikogo nie przyjmował. Pojawili się u niego tylko Rzecki i Szuman. Po wizycie doktora główny bohater stopniowo odzyskiwał przytomność umysłu, w czym pomagały mu lektury (np. „Don Kichot”).

Na początku czerwca Wokulskiego odwiedził Szlangbaum, z którym odbył rozmowę o interesach i przejęciu sklepu. Później główny bohater sięgnął po list z Paryża (leżał na stole przez kilka dni). Został on wysłany przez baronową poznaną przezeń w stolicy Francji, a zawierał potwierdzenie śmierci męża pani Stawskiej, który żył w Algierii jako Ernest Walter. Wokulski mimowolnie przypomniał sobie wspaniałe chwile spędzone przy Stawskiej.

Któregoś dnia pojawił się Szuman z propozycją wyjścia na spacer. Wokulski jednak odmówił, dodając, że myśli nad wycofaniem się ze spółki (mieli przejąć ją Żydzi). Następnie informację tę potwierdził Rzeckiemu. Stary subiekt nalegał, aby Wokulski zaczął czynić starania o rękę Stawskiej, ale mężczyzna nie był przekonany - czuł się zupełnie rozbity.

Dalsze dni upływały Wokulskiemu na wymianie korespondencji z Suzinem i rozmyślaniach. Ostatecznie postanowił on wycofać kapitał ze spółki. Na wieść o tym odwiedził go książę, który wyraził obawę o to, co stanie się z interesem, gdy wejdą do niego starozakonni. Wtedy Wokulski z wielkim żalem odpowiedział, że nigdy nie mógł liczyć na wsparcie i sympatię arystokracji, która nierobów i pięknisiów ceniła znacznie wyżej od niego. Książę rozumiał jego słowa, miał nawet łzy w oczach, ale kupiec nie zgodził się zostać w spółce. Wkrótce opuścił ją i książę, mówiąc, iż Wokulski był jedyną osobą, której mógł powierzyć swoje nazwisko.

Nowym zwierzchnikiem spółki został Szlangbaum. Już na początku zapowiedział, że procent udziałów będzie wynosił maksymalnie 1/10. Wokulski bardzo szybko dowiedział się, jaki był przebieg spotkania, bowiem przez kilka następnych dni nie mógł opędzić się od gości. Odwiedzali go zarówno ludzie pełni żalu, jak i chwalący Szlangbauma.

Któregoś dnia u głównego bohatera pojawił się Węgiełek. Mężczyzna przyjechał do stolicy, gdyż interes szedł znakomicie, a on potrzebował materiałów i pomocników. Jednakże w małżeństwie nie układało mu się najlepiej. Któregoś dnia, będąc z Marianną w ruinach zamku, spostrzegli Starskiego w towarzystwie barona Dalskiego i jego narzeczonej. Arystokrata dziwnie przyglądał się żonie Węgiełka. Ta wyznała mężowi, że właśnie on był mężczyzną, który sprowadził ją na złą drogę. Od tego momentu rzemieślnik patrzył na kobietę z niechęcią.

Tydzień później wizytę Wokulskiemu złożył Ochocki. Przybył z Zasławka, gdzie miała miejsce niemała afera. Po śmierci prezesowej Starski otrzymał roczną kwotę 2000 rubli oraz jednorazowy zastrzyk gotówki, reszta przekazana została na cele charytatywne. Mężczyzna chciał zrobić wszystko, by zmienić zapis, w tym celu buntował nawet narzeczoną Dalskiego. W końcu para rozstała się (kobieta była nieustannie uwodzona przez Starskiego, a Węgiełek powiedział baronowi, że widział ją, jak poszła z nim w krzaki), a mężczyźni odbyli pojedynek, w wyniku którego baron został ranny. Nie pozwolono jednak dokonać żadnych zmian w testamencie.

Wokulski zapytał Ochockiego o to, czy nie chciałby wyruszyć do Geista. Ten odrzekł, że uczyniłby to z chęcią, aby przekonać się o prawdziwości ustaleń profesora. Następnie główny bohater zakupił nieco odczynników i urządzeń, aby samodzielnie prowadzić badania.

Któregoś dnia właściciel domu, w którym mieszkał Wokulski, zapytał, czy były właściciel sklepu mógłby zmienić lokum, twierdził bowiem, że miał kandydata na jego miejsce. Główny bohater był przekonany, że ludzie uważają go za bankruta.

Niebawem Wokulski otrzymał list od pani Wąsowskiej, która zaprosiła go do siebie. Złożył jej wizytę, a w jej czasie dowiedział się, co zaszło w Zasławku (wziął stronę barona) oraz że panna Izabela jest gotów przebaczyć mu jego ekscentryczne zachowanie w pociągu. Łęcką usprawiedliwiała także gospodyni, mówiąc, iż jej postępowanie było jedynie flirtacją. Nagle bohater poczuł, jakby się oswobodził. Spojrzał na Wąsowską i dostrzegł jej piękno, zdawała mu się atrakcyjna. Następnie to samo pomyślał o kobiecie mijanej na ulicy.

W czasie spotkania z Ochockim Wokulski powiedział młodemu mężczyźnie, że jesienią powinien dysponować kwotą pozwalającą na wysłanie go do Paryża (Ochocki wciąż wałczył z dłużnikami), by porozmawiał tam z Geistem.

Z Wąsowską Wokulski rozmówił się jeszcze dwukrotnie. Odczytał nawet list od Izabeli (adresowany do wdowy), lecz ostatecznie zdecydował wycofać się z życia kobiety (Łęcki podobno okupił to chorobą, a panna Iza miała wyjść za marszałka). Wyjaśnił Wąsowskiej, że nieustannie był karmiony pogardą, drwiną i kłamstwem.

Wokulski odwiedził jeszcze Rzeckiego. Stary subiekt wyglądał coraz mizerniej. Jeszcze raz poprosił Stacha, by ten ożenił się ze Stawską. Przyjaciel powiedział mu jednak, że wyjeżdża - najpierw do Moskwy, a później sam nie wie dokąd.

Rozdział osiemnasty: Pamiętnik starego subiekta

Od kilku miesięcy pisano, że 26 czerwca w Afryce zginął książę Ludwik Napoleon. Od tego czasu Rzecki niechętnie rozmawiał o polityce. Stary subiekt czuł się coraz gorzej, a wiele czasu poświęcał na rozmyślania. Równocześnie Lisiecki wyjechał do Astrachania nad Wołgą, ostrzegając Rzeckiego, że wkrótce w Warszawie zostaną sami Żydzi. Przyjaciel Wokulskiego zdawał sobie sprawę z tego, iż niechęć do starozakonnych wzrasta.

Wiedział Rzecki również, że Mraczewski został przyjęty przez panią Stawską. Miał więc nadzieję, że małżeństwo otworzy sklep w Warszawie, a on będzie mógł wejść z nimi do spółki.

Stary subiekt nie martwił się o Stacha. Niejeden raz wyjeżdżał on, a później wracał. I teraz Rzecki miał nadzieję na jego powrót oraz na to, że i Ludwik Napoleon ponownie wejdzie na scenę polityczną (jakżeby mógł zginąć w walce z Zulusami?).

Rozdział dziewiętnasty: ... ? ...

Szuman twierdził, że coraz gorszy stan Rzeckiego spowodowany był chorobą serca, jaka mogła rozwinąć się wskutek zmartwień. Stary subiekt nie miał już wielu zajęć - przychodził do sklepu Szlangbauma z samego rana, lecz opuszczał go, kiedy schodzili się subiekci (ci, poza panem Ziębą, traktowali Rzeckiego z góry).

Rzecki nie wychodził już do barów, ale towarzysze nie zapomnieli o nim. Radca Węgrowicz, ajent Szprot i jeszcze jeden mężczyzna odwiedzili znajomka z piwem. Jednakże staremu subiektowi nie spodobało się to, że powielali plotki jakoby Wokulski miał zbankrutować (było to nawet przedmiotem zakładu). Spotkanie odbywające się w barowej atmosferze przerwał doktor Szuman, gromiąc Rzeckiego, że mimo wady serca pozwala sobie na takie zabawy. Następnie mężczyźni rozmawiali o Wokulskim. Szuman nazwał go polskim romantykiem, bowiem mężczyzna, jego zdaniem, nigdy nie działał racjonalnie. Zajmował się jedną rzeczą, a już myślał o innych (będąc subiektem, celował w nauce; mogąc rozwijać karierę przyrodnika, zajął się handlem).

Szuman odwiedzał Rzeckiego codziennie. Poza poradami dotyczącymi zdrowia przynosił plotki. Cała Warszawa twierdziła, że Wokulski zbankrutował. Nieco więcej wiedział Szlangbaum (był winien głównemu bohaterowi 120000 rubli), który przekazywał informację o podróży dookoła świata, w którą wyruszył kupiec.

Któregoś dnia u Rzeckiego pojawił się Ochocki. Wizyta ta sprawiła staremu subiektowi wielką radość. Młody naukowiec miał jednak niemiłe wiadomości. Tomasz Łęcki umarł, a wielu ludzi przypuszczało, że przyczyniła się do tego panna Izabela. Odrzuciła ona zaloty bogatego marszałka, a że sytuacja Łęckich bez Wokulskiego nie była dobra, stary arystokrata dostał ataku apopleksji. Następnie Ochocki bardzo niepochlebnie podsumował działania arystokracji i wyraził zrozumienia dla Wokulskiego, nazywając go człowiekiem nieprzeciętnym, wyróżniającą się jednostką.

Pod koniec września przyszedł Szuman. Tym razem donosił, że Wokulskiego widziano w okolicach Zasławia, a dokładniej ruin zamku. Miał nawet kupić dwa ładunki wybuchowe u jednego z handlarzy.

Gdy nadszedł październik, adwokat głównego bohatera zawezwał związane z nim osoby, by odczytać testament. Testator zapisał: ogromną sumę stu czterdziestu tysięcy rubli Ochockiemu, dwadzieścia pięć tysięcy rs. Rzeckiemu, dwadzieścia tysięcy rs. Helence Stawskiej. Pozostałe zaś pięć tysięcy rs. podzielił między swoją dawną służbę albo biedaków, którzy mieli z nim stosunki. Z tej sumy otrzymali po pięćset rubli: Węgiełek, stolarz z Zasławia, Wysocki, furman z Warszawy, i drugi Wysocki, jego brat, dróżnik ze Skierniewic.

Ochocki ucieszył się z zapisu, wysłał nawet do Rzeckiego wiadomość z prośbą, by ten pożyczył mu 21000 rubli, ponieważ udaje się za granicę. Było wiadomym, iż zmierzał do Geista. To nieco uspokoiło Rzeckiego (chociaż Szuman mówił, że Geist to szaleniec, którego krytykują francuscy naukowcy).

Stary subiekt, jeśli tylko mógł, odwiedzał sklep Szlangbauma. Zauważył tam wiele zmian na gorsze, bowiem pojawiły się tanie i liche towary, subiekci dopuszczali się oszustw i nie traktowali klientów z szacunkiem.

Któregoś dnia Szuman doniósł Rzeckiemu, że spotkał Wysockiego ze Skierniewic. Mężczyzna opowiedział mu o próbie samobójczej Wokuslkiego. Kilka dni później stary subiekt otrzymał list od Węgiełka. Rzemieślnik pisał do głównego bohatera, aby wysłał jakąś wiadomość. Był on bowiem w Zasławku, co zaświadczyła matka Węgiełka, i udał się na zamek. Tam zdetonował dwa ładunki wybuchowe, zupełnie niszcząc kamień ozdobiony przez Węgiełka.

W sobotę, gdy subiekci opuścili już sklep, Rzecki poszedł tam, by, jak to miał w zwyczaju, przygotować witrynę okienną na nowy tydzień. Nakręcił wtedy wszystkie figurki i pozytywki, patrząc jak grają i poruszają się. Powiedział: Marionetki!... Wszystko marionetki!... Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one... Nagle Rzecki zobaczył tajemniczą sylwetkę. Był to pan Gutmorgen, który, na wyraźne życzenie Szlangbauma, miał kontrolować starszego mężczyznę, aby ten niczego nie ukradł. Oburzyło to Rzeckiego, tym bardziej że pracował za darmo.

Stary subiekt wrócił do siebie i przed południem napisał dwa listy (do Stawskiej i do Lisieckiego). W pewnym momencie strącił pióro rękawem i, kiedy schylał się po nie, poczuł ból w sercu, następnie w lewym płucu. Wtedy zaczął przypominać sobie swe życie, a później wszystko zgasło.

Kazimierz (służący) wołał Rzeckiego na obiad, ale ten nie przychodził. Gdy zobaczył go leżącego, poszedł do Szlangbauma, który kazał pędzić po Szumana. U doktora akurat przebywał z wizytą Ochocki. Młody wynalazca powrócił z Petersburga, a w południe widział się jeszcze z Łęcką. Kobieta wyjeżdżała za granicę, postanowiła bowiem wstąpić do klasztoru. Gdy mężczyźni zaczęli rozmawiać o Wokulskim, do mieszkania wbiegł Kazimierz, przynosząc wiadomość o Rzeckim.

Szuman potwierdził śmierć starego subiekta. Ochocki schylił się nad ciałem mężczyzny, jak gdyby chciał mu coś powiedzieć, a wtedy dostrzegł list od Węgiełka i zawarte w nim słowa w języku łacińskim (Non omnis moriar). Widząc je, powiedział: Masz rację... Szuman, który myślał, że Ochocki mówi do niego, odpowiedział: Ja mam rację?... (...) Wiem o tym od dawna.

Ochocki milczał. Wkrótce miał wyjechać, być może na zawsze.

Plan wydarzeń.

1. Wokulski tematem rozmowy gości jednej z warszawskich jadłodajni.
2. Ignacy Rzecki podporą sklepu pod nieobecność właściciela.
3. Wspomnienia starego subiekta (praca u Minclów, młodość Wokulskiego).
4. Triumfalny powrót Wokulskiego z Bułgarii. Prowadzenie dostaw w czasie wojny rosyjsko - tureckiej pozwoliło mu pomnożyć majątek dziesięciokrotnie.
5. Pierwsze akty wsparcia dla Łęckich (weksle Tomasza i srebra rodowe wykupione przez Wokulskiego).
6. Strach panny Łęckiej przed nadmiernym zainteresowaniem ze strony galanteryjnego kupca.
7. Wizyta panny Izabeli w sklepie Wokulskiego.
8. Wzburzony kupiec spaceruje i rozmyśla; trafia na Powiśle.
9. Pomocna dłoń, którą Wokulski wyciąga do Wysockiego.
10. Wielkanocna kwesta charytatywna - wsparcie finansowe i organizacyjne ze strony Wokulskiego.
11. Wsparcie udzielone Mariannie.
12. Przyjęcie u hrabiny Karolowej. Wokulski poznaje prezesową Zasławską.
13. Wspomnienia starego subiekta (Wiosna Ludów, powstanie, tułaczka).
14. Nowy sklep Wokulskiego - Szlangbaum kolejnym subiektem.
15. Lekcje angielskiego.
16. Plany wyjazdu do Paryża w towarzystwie Łęckich.
17. Wiadomości od pani Meliton.
18. Pierwsze zebranie w sprawie spółki do handlu ze Wschodem.
19. Wokulski kupuje ulubioną klacz barona Krzeszowskiego i wygrywa wyścig.
20. Ujma na honorze Łęckiej przyczyną sporu Krzeszowskiego z Wokulskim.
21. Plany zakupienia kamienicy należącej do Łęckich.
22. Pojedynek Wokulskiego z Krzeszowskim.
23. Rossi w Warszawie.
24. Kamienica w rękach kupca za 90000 rubli.
25. Wizyta u Łęckich i pierwsze spotkanie ze Starskim.
26. Plany wyjazdu do Paryża anulowane.
27. Wokulski wyjeżdża samotnie.
28. Współpraca z Suzinem w Paryżu.
29. Stary subiekt dokładnie przybliża młodość właściciela sklepu.
30. Rzecki odwiedza kamienicę i poznaje lokatorów.
31. Wokulski spotyka profesora Geista.
32. List od prezesowej Zasławskiej i nagły powrót głównego bohatera do Warszawy.
33. Wiejskie rozrywki w towarzystwie Łęckiej, Wąsowskiej, Ochockiego i Starskiego.
34. Wokulski poznaje Węgiełka, któremu pomaga.
35. Rzecki opisuje sytuację w kamienicy, wspomina też o sprzedaniu sklepu Szlangbaumowi.
36. Stary subiekt snuje plany dotyczące małżeństwa Stawskiej i Wokulskiego.
37. Krzeszowska odkupuje kamienicę.
38. Proces dotyczący lalki.
39. Wokulski narzeczonym Łęckiej.
40. Śmierć Zasławskiej.
41. Podróż do Krakowa z Łęckimi i Starskim.
42. Główny bohater, widząc flirt panny Izabeli z Kazimierzem Starskim, wysiada w Skierniewicach.
43. Próba samobójcza Wokulskiego.
44. Powrót bohatera do Warszawy, pogrążenie się w stanie apatii.
45. Kupiec rezygnuje ze spółki do handlu ze Wschodem.
46. Wyjazd Wokulskiego i sprzeczne informacje na jego temat.
47. Rzecki pracuje u Szlangbauma za darmo.
48. Testament Wokulskiego.
49. Stary subiekt ozdabia witrynę i dowiaduje się, że jest podejrzewany o nieuczciwość.
50. Po śmierci ojca panna Izabela wstępuje do klasztoru.
51. Nagły atak i śmierć Rzeckiego.
52. Szuman i Ochocki żegnają starego subiekta.

 

Rozwiń więcej

Losowe tematy

Zazdrość (Do uczennicy) Safona...

Safona często w swoich utworach wyrażała żal i tęsknotę za uczennicami ze szkoły którą dla nich założyła na wyspie Lesbos. Wiersz pt. „Zazdrość”...

Pan Tadeusz – opracowanie motywy...

Geneza „Pan Tadeusz” powszechnie uznawany za polską epopeję narodową powstał w latach 1832 – 1834. Klęska powstania listopadowego bardzo mocno dotknęła...

Oskar i Pani Róża – streszczenie...

Streszczenie Główny i tytułowy bohater „Oskara i pani Róży” to ciężko chory na białaczkę chłopiec który będąc w szpitalu zaprzyjaźnia...

Prawiek i inne czasy – streszczenie...

„Prawiek i inne czasy” opowiada historię trzech pokoleń mieszkańców tytułowego miejsca (podkielecka wieś). Rozpoczyna się ona przed I wojną światową...

Sachem – streszczenie plan wydarzeń...

StreszczenieAntylopa była miasteczkiem położonym w widłach rzeki. Obecnie jej społeczność czekała na przybycie cyrku. Jednak sama miejscowość powstała na zgliszczach...

Ludzie którzy szli – streszczenie...

Streszczenie Jest wiosna Tadek wraz z innymi więźniami buduje boisko do gry w piłkę. Wieczorami na boisku pojawiają się ludzie. Nieopodal znajdują się tory kolejowe na...

Zbrodnia i kara – opracowanie...

Geneza Fiodor Dostojewski pisał „Zbrodnię i karę” w latach 1865 – 1866. Powieść ukazywała się w odcinkach na łamach czasopisma „Ruskij Wiestnik”....

W niebie – interpretacja i analiza...

„W niebie” to wiersz księdza Jana Twardowskiego. Utwór opowiada o człowieku który dostaje się do nieba lub tylko obserwuje je z oddali (nie jest...

Doktór Piotr – opracowanie interpretacja...

Geneza czas i miejsce akcji Nowela Stefana Żeromskiego „Doktór Piotr” przedstawia obraz społeczeństwa polskiego pod koniec XIX wieku. Akcja toczy się na...